Legendarne stworki są już w Pokémon Go, ale wydarzenie w Chicago okazało się totalną klapą
Był gniew, były wulgaryzmy, był rzut butelką w prezenterkę. Niantic nie będzie dobrze wspominał tego dnia.
Moim ulubionym podsumowaniem wszystkich życiowych zawijasów jest ostatnio "no ładnie". I tak mam, gdy czytam o doniesieniach z Pokemon Go Fest. Jeżeli nie wiecie, co działo się podczas tego weekendu w magicznym świecie aplikacji Niantic, proponuję szybką pigułę. Chwilę po tym, gdy my opublikowaliśmy nasz wpis podsumowujący pierwszy rok życia gry, deweloper ogłosił, że już czas na legendarne Pokemony. Zorganizowano pierwsze globalne wydarzenie z centrum w Chicago, gdzie (za niemałe pieniądze) pojawili się gracze z całego świata, by złapać swojego "pierwszego legendarnego". I choć w wyniku tej imprezy możecie już zobaczyć w swojej okolicy raidy z Articuno, ona sama wypadła... Tragicznie. Nie ma sensu przebierać w słowach.
Pokemon GO Fest Stream Supercut - Savagely Seasoned Cringe
Zawaliły serwery. Dwadzieścia tysięcy trenerów skandowało "nie możemy grać!", gdy entuzjastyczna prezenterka pojawiała się na scenie. John Hanke został "przywitany" gorzkim buczeniem. Deweloperzy publicznie przepraszali wszystkich zgromadzonych i zaoferowali im zwrot pieniędzy w postaci stu dolarów przeliczonych na Pokecoiny. Jeżeli nie straszne Wam tak przykre materiały na samym początku nowego tygodnia, obejrzyjcie powyższy filmik. Komentarze graczy są tam zabójcze. "Wiemy, że ten dzień nie wygląda tak, jak sobie wszyscy wymarzyliśmy, ale dziękujemy za waszą cierpliwość" - powiedział zażenowany nie mniej niż reszta Mike Quigley. Ostatecznie wszyscy obecni w Chicago otrzymali w ramach przeprosin Lugię.
Ta sytuacja powinna nam przypominać, dlaczego Pokemon Go przestało być początkowym fenomenem dwa miesiące po premierze. Niantic to za mały zespół na grę tego kalibru. Przecież to przykre, że na pierwszym oficjalnym wydarzeniu, w którym udział wzięło tak wiele osób, powróciły problemy z lipca 2016 roku. Wydawca powinien stanąć na głowie, by przez tę sobotę w Grant Parku nic nie przeszkodziło w wirtualnych łowach. A tutaj tylko wstyd i rozkładanie ramion. Porażka. Dobrze chociaż, że reszta świata zacznie teraz uzupełniać kolekcję stworków o wyczekiwane od roku egzemplarze. Szkoda, że na zawsze będzie to jednak powiązane z kompromitacją w Chicago.
No ładnie.
Adam Piechota