League of Legends ukaże się na konsolach! A nie, zaraz, to Guardians of Middle-Earth
I to jest bardzo dobra wiadomość, dla wszystkich, którzy chcieli spróbować tego typu gry.
Widzicie, League of Legends to moja ulubiona gra. W ogóle tego nie ukrywam. Kiedy do niej siadam, czuje się, jakbym wracał do domu. Jestem teraz w LA, bardzo, bardzo, bardzo daleko od Warszawy, gdzie mieszkam. Kiedy jednak na targach E3 usiadłem przed Guardians of Middle-Earth, poczułem się prawie, jakbym właśnie rozpoczynał wieczorną partię LOL-a z moją drużyną.
Zacznijmy od podobieństw. Dwie drużyny. Pięć osób. Mapa podzielona na trzy ścieżki prowadzące do bazy przeciwnika (tę prezentowano na E3. Twórcy zdradzili mi jeszcze, że będzie takżę taka z jedną ścieżką, inspirowana wymyślonym przez społeczność LOL-a trybem ARAM). Wieże na każdej z nich. Pomiędzy - dżungla (no dobra, las, ale zostańmy przy typowej dla gatunku nomenklaturze), pełna neutralnych stworków dających rozmaite bonusy. Dające niewidzialność krzaki. Widok z izometrycznego rzutu. Postaci, które można przyporządkować do takich ról na mapie, jak carry, tank, support, jungler czy bruiser. To brzmi jak League of Legends. To też wygląda jak LOL - wystarczy rzut oka na obrazki czy filmiki, by przekonać się, że Guardians of Middle-Earth jest niczym graficzna "nakładka" na grę Riot Games.
Sama rozgrywka także wykazuje wiele podobieństw. Gracze powinni rozdzielić się między poszczególne ścieżki (jeden może także udać się do dżungli, rzecz jasna), poczekać na nadchodzące od bazy neutralne stworki i spróbować przepchnąć szalę zwycięstwa na swoją stronę, zabijając przeciwników i niszcząc wieże. Twórcy nie chcą jeszcze mówić o żadnej konkretnej mecie w ich grze, ale z rozmowy, którą z nimi przeprowadziłem, wynika, że ta przeniesiona wprost z League of Legends powinna się sprawdzić. MOBA w pełnej krasie, mówiąc krótko.
Największa różnica jest oczywiście taka, że Guardians of Middle-Earth wychodzi na konsolach (PS3 i 360). Ku mojemu, nie kryję, zdziwieniu, sterowanie jest niezwykle intuicyjne. Lewa gałka służy do poruszania się, prawą steruje się celownikiem (zależnym oczywiście od danej postaci i umiejętności). Pod czterema podstawowymi przyciskami kryją się umiejętności, spust służy do atakowania, bumperem otwiera się koło służące do przyznania punktu po zdobyciu poziomu. Gra się bardzo wygodnie - ani przez chwilę nie myślałem "och, jak cudownie byłoby mieć pod ręką myszkę i klawiaturę".
Oczywiście sterowanie padem sprawia, że gra jest trochę wolniejsza. W końcu przy pomocy konsolowego kontrolera nie da się wykonać tylu "akcji na sekundę", co w wypadku myszki. To jednak ogólna cecha Guardians of Middle-Earth. Choć same mecze są dużo krótsze niż w wypadku LOL-a (10-15 minut), to postacie poruszają się wolniej, mają też dłuższe czasy przeładowania umiejętności. Mniejsza - i to dużo - jest za to sama mapa, stąd pewnie krótszy czas potrzebny na rozegranie meczu. Ogółem rozgrywka nie ma tego szaleńczego tempa, co LOL, wymaga większej ostrożności - jest pod tym względem bardziej jak DOTA 2.
Tak, to Dan Dinh z Epik Gamer/4not, dobrze znany ludziom interesującym się lolowym esportem. Podczas E3 pomagał promować GOME.
Inne tempo grze nadaje też fakt, że tutaj podczas rozgrywki nie kupuje się żadnych przedmiotów. Nie zdobywa się nawet złota. Nie ma więc powodu, by, po pierwsze, skupiać się na lasthitowaniu, po drugie, wracać co jakiś czas do bazy. Tym bardziej, że bohaterowie szybko regenerują zdrowie, a w dżungli znajdują się dodatkowo odnawiające się z czasem "apteczki", dzięki którym można się uleczyć (niczym w trybie Dominion w LOL-u).
Brak sklepu, prawdę mówiąc, to rzecz, która najbardziej mnie martwi. Tworzenie własnych "buildów" postaci, lasthitowanie, zbieranie złota - to cała, istotna warstwa rozgrywki w każdej grze z gatunku MOBA. W Guardians od Middle-Earth tego nie ma. Czy więc zabawa nie przerodzi się w proste naparzanie innych czempionów (skoro bicie potworków i tak nic nie daje)? Czy jeśli jakaś drużyna zyska kilkupoziomową przewagę, druga będzie jeszcze miała okazję na nawiązanie walki, skoro nie może przeciwników skontrować odpowiednimi przedmiotami? Co z różdżkami dającymi pole widzenia? Wizualna kontrola mapy to przecież coś ogromnie ważnego (choć ten problem można rozwiązać na wiele sposób, nie tylko przy pomocy przedmiotów, przyznaję).
Twórcy tłumaczą to na dwa sposoby. Po pierwsze, większą rolę mają odgrywać umieszczone w dżungli bonusy. Zwłaszcza, że nie zdobywa się ich tylko zabijając tamtejsze stworki, można też przejmować (wystarczy przez chwilę stać obok) specjalne punkty, które dają premie całej drużynie. Po drugie, stawiają na odpowiednie planowanie ustawień konta przez gracza. To jest: w grze będzie coś w stylu czarów przywoływacza i run znanych z LOL-a. Ma ich jednak być dużo więcej, niektóre uzyskiwane w ten sposób czary będą też duuużo potężniejsze (co powiecie na przywołanie Balroga na pole bitwy?). Ciężko mi w sumie ocenić czy to się sprawdzi. Do tego trzeba dużo więcej czasu poświęconego grze niż niecała godzina przeznaczona na jedną rozgrywkę i rozmowę z twórcami.
Życzę jednak Guardians of Middle-Earth jak najlepiej. Przekonała mnie do siebie i na pewno będę musiał namówić swoją LOL-ową drużynę na granie w nią, gdy tylko ukaże się tej jesieni. Ciekawi mnie też, w jaki sposób rozwiązana zostania e-sportowa warstwa gry, zwłaszcza jeśli chodzi o tryb obserwatora. Twórcy nie chcą na razie niczego potwierdzać, ale na moje stwierdzenie, że to może być trudne do zrobienia na konsolach, stwierdzili "to nieprawda". Coś więc się kroi. Cieszy mnie natomiast, że przyznali, iż po wydaniu będą cały czas pracować nad balansem rozgrywki i dodawać nowych bohaterów (na starcie ma być ich trochę ponad 20, dokładna liczba jeszcze nie jest określona).
Jest jeszcze mnóstwo znaków zapytania dotyczących Guardians of Middle-Earth. Na razie wiem jednak tyle, że gra jest niczym League of Legends w wersji konsolowej. Z postaciami z Władcy Pierścieni. Świetną grafiką. Dobrze rozwiązanym sterowaniem. Kilkoma innymi interesującymi pomysłami. Potencjałem - przede wszystkim. Czekam na więcej.
Tomasz Kutera