Layers of Fear to nadspodziewanie strawna mieszanka P.T., Amnesii i Gone Home

Po spędzeniu kilku godzin z nową produkcją Bloober Team, mam poważne wątpliwości czy nagroda za najlepszego niezależnego „straszaka” tego roku nie powędruje przypadkiem do Krakowa, zamiast trafić do twórców Somy.

Layers of Fear to nadspodziewanie strawna mieszanka P.T., Amnesii i Gone Home
marcindmjqtx

07.09.2015 | aktual.: 07.01.2016 15:45

Uielbiam miłe niespodzianki. Na przykład dopracowane i wciągające gry, które biorą się „ znikąd” - tytuły, których się nie spodziewałem i które nie zdążyły mi zbrzydnąć za sprawą dziesiątek miałkich, przedpremierowych newsów, bo zapowiedziano je dosłownie na moment przed oddaniem w ręce graczy.

Niespodzianka jest jeszcze większa i przyjemniejsza, jeśli takie cudo zostaje wypuszczone przez studio, które w przeszłości zaliczyło kilka głośnych wtop, na którym co bardziej złośliwi (w tym i ja) zdążyli w związku z tym postawić krzyżyk i wrzucić do szufladki z napisem „terefere”. Layers of Fear jest taką właśnie miłą niespodzianką. Przy okazji jest też siarczystym, otrzeźwiającym, zasłużonym plaskaczem wymierzonym we wszystkich (w tym mnie), którzy się z Bloober Team podśmiewali.

Bez pieluch nie podchodź Layers of Fear to po prostu horror. Nie strasząca, filmowa przygodówka z wyborami moralnymi, jak Until Dawn (swoją drogą bardzo udane), nie survival-horror ze strzelaniem do zombiaków czy innych maszkar, nie multiplayerowe „nie wiadomo co”, które wyrastają na steamowym Early Access jak grzyby po deszczu.

Nic z tych rzeczy. To prosta w obsłudze, cholernie klimatyczna gra, którą najtrafniej porównać można do P.T. - osławionego „dema” reklamującego skasowane już niestety Silent Hills. Ewentualnie do Amnesii czy Outlasta, pod warunkiem, że wywali się z nich chowanie przed monstrami i zastąpi je pobrzmiewającym w tle echem rodzinnego dramatu a'la Gone Home.

Layers of Fear

Upraszczając - jest to symulator chodzenia ze szczątkowymi elementami przygodówki. Przy czym „chodzeniu” towarzyszy tu, w zależności od odporności grającego, albo regularne pauzowanie i zmienianie pieluch, albo drżenie rąk, nadmierna potliwość i nerwowe rozglądanie się za siebie. Nieważne ile horrorów dotąd ograliście - raczej nie ma możliwości, byście w Layers of Fear poczuli się komfortowo jak na spacerze po parku. Bo raz, że twórcy na straszeniu naprawdę się znają, dwa, że zawarli w grze masę kapitalnych patentów, których ze świecą szukać gdzie indziej.

Nie taki diabeł straszny jak go malują? Bohaterem Layers of Fear jest pewien szalony malarz. Persona niezwykle szorstka, cyniczna i bardzo nieprzyjemna w obejściu, zwłaszcza gdy coś nie idzie po jego myśli. Typ człowieka, który kupuje żonie psa, gdy ta wyznaje, że od zawsze marzyła o kocie. Bohatera, oraz jego obsesję na punkcie najnowszego obrazu, poznajemy w ramach krótkich retrospekcji, które towarzyszą podnoszeniu i oglądaniu istotnych przedmiotów. Na podstawie tychże retrospekcji, oraz znajdowanych po drodze zapisków, artykułów z gazet i obrazów układamy sobie w głowie także tragiczną historię jego małżeństwa z piękną instrumentalistką.

Layers of Fear

Choć scenariusz stanowi poniekąd tło i wydaje się jedynie pretekstem do snucia kolejnych, koszmarnych wizji, trzeba przyznać że jest intrygujący i nie sposób odmówić mu uroku. Jego finał poznamy dopiero za kilka miesięcy, bowiem w ramach Early Access udostępniono jak dotąd około 3/4 kampanii i historia w pewnym momencie po prostu się urywa. Swoją rolę jednak spełniła - zaintrygowała mnie na tyle, że jestem ciekaw jak się zakończy i czy potwierdzą się moje przypuszczenia dotyczące prawdziwego przebiegu wydarzeń. Zresztą nie tylko mnie - na steamowym forum poświęconym grze pojawiły się wątki z teoriami spiskowymi, spekulacjami i interpretacjami dotychczasowych wydarzeń.

Tylko potwierdza to, że scenarzyści rzeczywiście poszli w dobrym kierunku. I, szczerze mówiąc, nawet jeśli z jakichś powodów nie zdołają utrzymać wysokiego poziomu historii do samego końca, nic złego się nie stanie - to, co pokazali do tej pory w zupełności mnie zadowala. Poza tym to nie historia jest tutaj najważniejsza, tylko strach. A dokładniej sposób, w jaki ów strach jest wzbudzany i podtrzymywany.

W pierwszych minutach zabawy nic jeszcze nie zwiastuje koszmaru, jaki niebawem rozpęta się na naszych oczach. Trafiamy wprawdzie do posępnego, niezbyt dobrze oświetlonego domostwa, ale w kolejnych pomieszczeniach myszkujemy poniekąd bezstresowo (musimy tylko przyzwyczaić się do tego, że aby otworzyć drzwi, skrzynkę czy szafę, nie wystarczy na nią kliknąć, tylko wykonać myszą gest „przeciągania”, tak jak w Penumbrach).

Layers of Fear

Owszem, czasem nagle zatrzasną się drzwi, po schodach zupełnie bez powodu stoczy się piłka, a szalejąca na zewnątrz burza sprawi, że poczujemy się nieswojo, ale to tylko drobiazgi. Właściwa rozgrywka, a co za tym idzie, także sprawdzian naszych nerwów, rozpoczyna się w momencie, gdy otworzymy drzwi prowadzące do studia, w którym nasz malarz pracował nad swym najnowszym płótnem i zdejmiemy narzuconą na nie bawełnianą płachtę. Momentalnie wyczuwamy, że w świecie gry zaszła jakaś drastyczna zmiana, w pomieszczeniu dostrzegamy rzeczy, których tam wcześniej nie było, a gdy próbujemy je opuścić drzwiami, którymi weszliśmy, naszym oczom ukazuje się zupełnie inny korytarz niż wcześniej.

Strach ma wiele twarzy warstw Spokojne dotychczas domostwo przestaje być domostwem - zamienia się w surrealistyczny, piekielny zbitek nie pasujących do siebie pomieszczeń, który funkcjonuje w oderwaniu od znanych nam zasad definiujących przestrzeń, czas czy grawitację. Przemierzając go po raz pierwszy nie mamy pojęcia co znajdzie się za kolejnymi drzwiami - może to samo pomieszczenie, co przed chwilą? Może winda jadąca wiele pięter w górę, mimo iż dom był dwupiętrowy? Może spaczona, upiorna wersja któregoś z faktycznie istniejących w domostwie pomieszczeń? A może ceglana ściana? To samo w sobie wywołuje ogromny dyskomfort i niepokój.

Mało tego - często nie mamy nawet pewności co zdarzy się, gdy spojrzymy za siebie. Być może nic. Ale równie dobrze może się okazać, że tam gdzie wcześniej był korytarz, teraz jest pokryta dziecięcymi bazgrołami ściana blokująca nam drogę. Albo krzesło, które mijaliśmy kilkanaście sekund wcześniej. Lub też jakaś demoniczna, częściowo rozmazana sylwetka, z którą w żadnym wypadku nie chcemy się zapoznać. Do tego dochodzą dziesiątki zróżnicowanych jump-scare-ów . Czasem zapada się pod nami podłoga, innym razem spada nam na głowę chmara szczurów albo zgniłych jabłek, czasem z półek wyskakują książki albo nagle gaśnie światło.

Layers of Fear

Jest też wiele momentów, w których twórcy umiejętnie budują napięcie. Kiedy stajemy w malutkim pomieszczeniu z łóżkiem, drzwi zamykają się za nami i robi się ciemno. Zapalamy więc świeczniki. Wtedy dostrzegamy, że ściany zaczynają nagle zmieniać kolor i fakturę, jakby naraz pleśniały i płonęły. Z oddali zaczyna do nas dochodzić niepokojący stukot i warkot. Kilka sekund później rozlega się pukanie do drzwi. Początkowo jest spokojne, po chwili bardziej uporczywe, a moment później mamy już pewność, że ktoś lub coś próbuje je sforsować, a my nie mamy się przecież gdzie ukryć. A potem wszystko cichnie i wraca do normy. Rewelacja, zwłaszcza, że oprawa audio stoi na najwyższym poziomie.

W żadnym wypadku nie warto więc „marnować” sobie gry i korzystać ze zwyczajnych głośników. Tutaj podstawą są słuchawki, albo jakiś wypasiony zestaw z dźwiękiem przestrzennym. Najlepiej przy zgaszonym świetle, choć nawet podchodząc do gry za dnia można się nieźle wystraszyć. I pisze to osoba, która ogrywa w zasadzie wszystkie twory horroropodobne, w związku z czym niełatwo na niej zrobić wrażenie.

Piekło dla spostrzegawczych Bardzo cieszy mnie też fakt, że twórcy przywiązali ogromną uwagę do szczegółów. Dzięki temu im bardziej spostrzegawczy jesteśmy, tym mocniej gra „ryje” nam psychikę. Dostrzegamy, że z niektórych portretów wiszących na ścianach zaczyna spływać farba, odsłaniając zupełnie inne postacie niż były tam przed momentem (najczęściej spaczone i przerażające). Że część sprzętów nieco się przesunęła, albo wykrzywiła, a przykrywające je szmaty spłonęły, choć nie było widać żadnych płomieni.

Layers of Fear

Tego typu smaczków jest zatrzęsienie. Sporo jest też momentów sponsorowanych przez literki „WTF”. A to okazuje się, że stoimy na suficie, a to nagle przestaje działać grawitacja i wszystkie zgromadzone w piwnicy graty zaczynają lewitować, a to leżące przed chwilą na podłodze lalki zaczynają walić głowami o ściany czy krawędzie dziecięcego łóżeczka. Wystarczy iść trochę wolniej i zaglądać w każdy kąt, by zwielokrotnić dawkę wrażeń serwowanych przez grę. Bo tu co kilkanaście sekund dzieje się coś niepokojącego.

Na dużą pochwalę zasługuje także oprawa graficzna. Choć gra śmiga na znienawidzonym przeze mnie silniku Unity, umiejętnie korzysta z dobrodziejstw jego najnowszej odsłony i wygląda dzięki temu jak tytuł AAA, a nie niezależna produkcja dostępna w Early Access. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to brak obsługi jakiegoś sensownego anti-aliasingu - krawędzie obiektów straszą schodkami, które szczególnie widoczne są w ruchu (i widać to nawet na oficjalnych zwiastunach gry). Na słabszym z używanych przeze mnie komputerów (który z ogromnym zapasem spełnia podane przez twórców wymagania minimalne) się również zauważyć sporadyczne spadki płynności (przy czym mowa o spadkach z 60 klatek do 45, żadne dramaty nie mają tu miejsca)- szkoda więc, że póki co w grze nie są dostępne żadne opcje graficzne poza rozdzielczością i ogólnym poziomem jakości, bo nie ma jak tego wyprostować. Wierzę jednak, że do premiery pełnej wersji zostanie to poprawione.

Koszmar ma krótkie nogi Już teraz w oczy rzuca się jeszcze jedna, potencjalnie największa wada gry - jej długość. Z informacji jakie udostępnili twórcy, a także moich własnych spostrzeżeń - gra raz na jakiś czas pozwala się zorientować jak wyglądają nasze postępy i na bazie tego przewidzieć, ile jeszcze rzeczy zostało do zrobienia - wynika, że Layers of Fear będzie wyraźnie krótsze niż Amnesia czy Outlast.

Ukończenie wersji udostępnionej w ramach Early Access (zawierającej, powtórzmy, około 3/4 gry) za pierwszym razem zajęło mi niespełna trzy godziny, a zaglądałem chyba w każdy kąt. Gdy grałem po raz drugi, na szybko, tylko po to by sprawdzić czy w pewnych miejscach da się, tak jak podejrzewałem, wybrać nieco inną ścieżkę i uniknąć spotkania z czymś nieprzyjemnym (okazuje się, że można), gra pękła w niecałą godzinę. Mam nadzieję, że twórcy mają w rękawie jeszcze jakiegoś asa, o którym nie mówią. Na przykład rozbudowany epilog czy dodatkowe rozdziały. Mam tez nadzieję, że w grze pojawią się jakieś ukryte smaczki w stylu tego, co zaprezentowało P.T. Że gdzieś tam da się zobaczyć coś nowego, jeśli wykona się odpowiednią sekwencję kroków, zapali światło i obróci trzy razy przez lewe ramię. Kto wie, może nawet już coś takiego jest, tylko nikt jeszcze tego nie znalazł?

Layers of Fear

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wszyscy fani horrorów powinni zagrać w Layers of Fear. Warto, nawet jeśli gra faktycznie będzie tak krótka, jak się na to zanosi. Ciężko mi jednak powiedzieć czy lepiej zagrać już teraz czy poczekać. Nie chodzi o to, że gra jest niedopracowana czy coś w tym stylu - wręcz przeciwnie, mimo, że do premiery zostało jeszcze sporo czasu, już teraz jest pod tym względem lepiej niż w przypadku większości wysokobudżetowych tytułów.

Chodzi raczej o to, że umieszczenie jej w Early Access jest nieco krzywdzące. Gra jest już w dużym stopniu ukończona i do premiery w udostępnionych etapach pewnie już niewiele się zmieni. A trzeba pamiętać, że jest to raczej tytuł, który da radę sponiewierać i rozkochać w sobie gracza tylko przy pierwszym podejściu. Przy przechodzeniu jej drugi raz spora część magii gdzieś pryska, bo wiadomo już czego się spodziewać. Grając teraz, zaserwujecie sobie świetne doświadczenie, ale nie dotrzecie do finału. Wznawianie, tudzież rozpoczynanie zabawy od nowa za kilka miesięcy po to, by ją dokończyć nie da wam już tyle frajdy, ile będą miały osoby które po raz pierwszy wejdą do upiornego domostwa. Z drugiej strony, w tej chwili Layers of Fear sprzedawane jest za 9,99€ - i jest to niezła cena za taką dawkę strachu i emocji. Po premierze ma jednak kosztować więcej. Pytanie o ile więcej i czy wciąż będzie to opłacalna inwestycja? A może lepiej kupić grę teraz i usiąść do niej dopiero gdy zostanie dokończona? Niestety, nie mam gotowej odpowiedzi na te pytania. Decyzja, jak zawsze, należy do Was.

Rafał Kurpiewski

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.