Lamplight City - recenzja. Prawdziwa stolica zbrodni i postępu

Lamplight City - recenzja. Prawdziwa stolica zbrodni i postępu

Lamplight City - recenzja. Prawdziwa stolica zbrodni i postępu
Joanna Pamięta - Borkowska
13.09.2018 19:21

Gra detektywistyczna bliska ideałowi.

Demo tej niezależnej przygodówki, które opisywałam w lipcu, narobiło mi niezłego apetytu. Przedstawiało pierwszą sprawę, z którą musiał zmierzyć się detektyw Miles Fordham po długiej przerwie, jakiej potrzebował, by dojść do siebie po śmierci partnera, Billa. Nie był jednak w swych staraniach osamotniony, bowiem nieustannie towarzyszył mu głos przyjaciela.

Platformy: PC

Producent: Grundislav Games

Wydawca: Application Systems Heidelberg

Data premiery: 13.09.2018

Wersja PL: Nie

Wymagania sprzętowe: Windows 7-10, procesor Pentium, 2 GB RAM, karta graficzna 32 bit

Grę do recenzji dostarczył wydawca. Graliśmy na PC. Zdjęcia pochodzą od redakcji.

Nie dość, że za życia Bill był gadatliwy, to jako duch nie znający pojęcia snu i zmęczenia potrafił naprawdę dać się Milesowi we znaki. Ich przekomarzanie się było jedną z najlepszych rzeczy w grze, chociaż muszę przyznać, że i sama zagadka była solidnym kawałkiem historii.

I oto nadeszła pełna wersja złożona z pięciu śledztw, ze wspólnym wątkiem w postaci mordercy Billa.Najlepsze jest to - i kieruję te słowa przede wszystkim do osób stroniących od przerysowanych wątków mistycznych – że nie wiadomo do końca, czy Bill jest tylko wymysłem Milesa, czy niespokojnym duchem, który dręczy detektywa. To, że jego natrętny głos milknie tylko pod wpływem procentów albo narkotyków, o niczym nie świadczy. Bill zresztą nie jest jedyną osobą, która wspiera Fordhama w trakcie śledztwa. Istotną rolę gra jego żona oraz przyjaciółka pracująca w policji, która aby wyrwać detektywa ze stanu katatonii, zleca mu śledztwa na boku, bez wiedzy szefostwa. Ta specyficzna sytuacja powoduje zresztą, że Fordham nie może nikogo zmusić do mówienia, ponieważ działa poniekąd w cywilu. Częstokroć też na drodze stoją mu sami policjanci, np. nie chcąc go dopuścić do miejsca zbrodni.Konstrukcje zadań w Lamplight są zupełnie inne niż w większości RPG albo przygodówek, bowiem postęp w śledztwie nie jest każdorazowo zaznaczany. Nikt nie prowadzi Fordhama za rękę – "kochanieńki, idź do wdowy, a teraz sprawdź jej pokój, pod łóżkiem masz znak zapytania, zajrzyj koniecznie, a potem zdaj relację w komisariacie, o, za tymi drzwiami, zaznaczyłam ci wszystko strzałkami, żebyś się nie pogubił, głupku". Nic z tych rzeczy.Nie mamy też narzucanej kolejności odwiedzania lokacji ani przesłuchiwania ludzi. A chronologia ma znaczenie, ponieważ ludzie kręcą, napuszczają detektywa na siebie, zdradzają szczegóły, które ktoś inny pominął. Trzeba też rozmawiać ostrożnie i z wyczuciem, bo może się zdarzyć, że za mocno naciskana osoba zrazi się do Fordhama i bezpowrotnie stracimy do niej dostęp. Bill, który w odróżnieniu od Milesa ma empatię i wyczucie, przestrzega przed zadawaniem niektórych pytań. No ale on jest przecież martwy. Może sobie gadać co chce, ale w końcu to Fordham podejmuje decyzje.Z tego powodu każdą sprawę należy przejść za jednym zamachem, bez robienia dłuższych przerw, a to dlatego, że nie uświadczymy tutaj rozbudowanego dziennika. Stwierdzam wręcz, że jest tu najskromniejszy możliwy ekwipunek, zebranych przedmiotów nie ma nawet jak obejrzeć. W dzienniku na jednej stronie znajduje się lista osób podejrzanych, z czego każda opisana jest jednym zdanie, na drugiej mamy główne kwestie związane z zadaniem – jakie miejsce sprawdzić i z kim pogadać. Na kolejnej kartce jest treść różnych znalezionych w toku śledztwa dokumentów. Ale wszystkie dialogi usłyszymy tylko raz i nie są one nigdzie zapisywane. Jeśli zatem prześpimy jakąś ważną informację, może nam umknąć poszlaka albo jakaś istotna wskazówka. Na szczęście, Bill dość często podsumowuje rozmowy i wygłasza wnioski z przesłuchania.Lamplight City nie stoi na najwyższym poziomie jeśli chodzi o łamigłówki, ale dzięki temu gra jest autentyczna. W końcu łazimy po mieszkaniach normalnych ludzi, a nie po labiryntach szaleńców. Zadaniem prywatnego detektywa nie jest każdorazowe łączenie kabelków, układanie puzzli albo przesuwanie płytek. Nie każde mieszkanie kryje ukryte drzwi, które otwierają się w momencie gdy w odpowiedni sposób wysuniemy książki w biblioteczce. Cały urok tkwi w odkrywaniu prawdy kryjącej się za morderstwami i porwaniami.Nic w tej grze nie jest zresztą ostateczne. To gracz decyduje, czy już uzyskał wystarczającą liczbę dowodów i może zamknąć sprawę. To jest zresztą powód, dla którego w sieci istnieje tak wiele opinii na temat długości gry. Mi dojście do napisów końcowych zajęło 17 godzin. Ale komuś ukończenie przygody Fordhama może zająć połowę tego czasu.

A najlepsze jest to, że nigdy nie będziemy do końca pewni, czy dobrze wskazaliśmy winnego, gdyż świat Lamplight City tylko z pozoru wydaje się czarno-biały.Fordham żyje w fikcyjnym steampunkowym mieście szarpanym gwałtownymi przemianami społecznymi, stojącym u progu wielkiego odkrycia nowego źródła energii. Sterowce i kominy fabryczne drastycznie zmieniają krajobraz miasta, co na równi przeraża i fascynuje mieszkańców. Historyczne dzielnice sąsiadują z warsztatami i placami, na których konstruowane są zeppeliny. Przemiany widać też we wnętrzach budynków. Wzdłuż ścian biegną miedziane rury doprowadzające zasilanie do skomplikowanych urządzeń, mocno kontrastujących z elegancką chińską porcelaną. Sam temat postępu jest zresztą niejednokrotnie komentowany w rozmowach z ludźmi – w pewnym momencie na językach jest tragiczny wypadek sterowca, w którym zginęło wiele osób. Jednak świat Fordhama to nie tylko ludzie, to też lokacje.Widać, że silną stroną studia Grundislav Games są wnętrza, nieprzesadzone w szczegółach, ale też pełne życia. Kiedy trzeba, eleganckie i wysmakowane, ale też potrafiące odpychać, zupełnie jak ich mieszkańcy. Nieco inaczej jest z podwórzami i zaułkami – te są o wiele mniej ciekawe, płaskie i mało interesujące. Ale może jestem zbyt surowa i w takiej szacie graficznej tkwi jakiś głębszy sens? Czyżby chciano mi pokazać, że za nudną i neutralną fasadą kryje się nieraz krwiste, pełne sekretów wnętrze? Trudno powiedzieć, ale prawdą jest, że mój zmysł wzroku nie był karmiony tak dobrze, jak słuch.Język to jedna z najdoskonalszych rzeczy w Lamplight. Jak oni mówią, bełkoczą, deklamują! Dawno nie słyszałam gry tak doskonale napisanej i zagranej. Znajdziemy w niej przekrój przez wszystkie warstwy społeczne, od pospolitych pijaczków po arystokratów, zmanierowane pannice i złamanych życiem poetów. Dialogi są wspaniałe, a aktorzy, których Grundislav zaprosił do współpracy, nie wydają się tkwić w szczelnej bańce. Są pełni emocji, a mistrzem świata jest Bill, którego cięte riposty i uwagi potrafią rozładować każdą niezręczną sytuację. Szkoda tylko, że nikt poza Fordhamem go nie słyszy.Ah, i zapomniałabym o jednym – naprawdę można w tej grze wszystko zepsuć. Chcecie, by Fordham poszedł drogą załamanego śmiercią przyjaciela alkoholika, którego żona wyrzuca z domu, a śledztwa są jednym wielkim ciągiem porażek? Da się tak zrobić. Możecie stworzyć historię upadku albo powolnego stawania na nogi zwykłego człowieka. Bez zbytniej dramy, drastycznych scen, pościgów i QTE. Ale za to z wyczuciem, którego wielu głośnym produkcjom często brakuje.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)