Kupiłem zbroję dla konia. To znaczy laskę dla maga
Nigdy nie mówcie nigdy w kwestii wydawania pieniędzy na wirtualne gadżety, które nic Wam nie dają.
03.09.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:44
Bo tak naprawdę, zawsze coś dają. W zeszłym tygodniu nie wytrzymałem i za równowartośc 20 złotych kupiłem dodatkowy strój do jednego z czempionów w League of Legends. Nowy kostium nie daje mi żadnej przewagi pod względem mechaniki czy osiągów. Jedyne co robi, to robi mi dobrze.
League of Legends jest grą darmową. Za wygrane mecze zdobywa się Punkty Wpływu, które wydaje się we wbudowanym sklepiku na nowych czempionów i runy. Wszystko to można nabyć także za prawdziwe pieniądze, po prostu przyśpieszając proces. Dzięki temu nie ma sytuacji, w której ktoś z gotówką kupuje sobie sprzęt dający mu przewagę nad innymi.
Zasadniczo jedyną rzeczą, jakiej nie można kupić za Punkty Wpływu i trzeba sięgnąć po Riot Points, są stroje dla bohaterów. Każdy z czempionów ma kilka różnych strojów, droższych lub tańszych, mniej lub bardziej zakręconych, dzięki którym każdy, za pieniądze, może odróżnić się od reszty.
Potrzeba wyróżnienia jest całkiem uniwersalnym uczuciem i autorom League of Legends udało się stworzyć dookoła tego cały biznes. Nie przeczę, że między innymi dlatego kupiłem strój Szarobrodego dla mojego Veigara - to prosty sygnał: jestem tak zaangażowany, że wydaję na tę grę pieniądze, mimo, że nie muszę.
Veigar klasyczny, ala Final Fantasy
Jednakże jak pomyślę o swoich motywacjach towarzyszących zakupowi, to jedną z nich była zwyczajna chęć podziękowania twórcom za grę, w której zupełnie darmowo utopiło się już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, godzin swojego życia. Skoro nie pozwalają wygrywać za kasę, to czemu nie wynagrodzić ich za dobrą robotę i wrzucić metaforyczne pięć złotych do kapelusza ulicznego grajka?
Pomijając fakt, że żadne pieniądze podarowane ulicznemu muzykantowi nie sprawiły, że od razu wygrałem mecz:
Konrad Hildebrand