Kto traci na próbie tchnięcia nowego życia w Watch Dogs 2? Gracze, którzy zapłacili za karnet na dodatki
Stara zasada głosi: najpierw poczekaj na premierę tych DLC, a dopiero potem zastanów się nad season passem.
Osobiście reprezentuję raczej ideologię "z kwiatka na kwiatek", ale tak właściwie nie mam nawet możliwości regularnego powracania do jednej pozycji. Że takich graczy nie brakuje - wiem doskonale, słyszałem, ile ludzie spędzili przykładowo przy Destiny. Ubisoft próbuje stworzyć takiego sieciowego molocha od dobrych kilku produkcji (Steep, The Crew), najbliżej chyba było The Division, które nadal powoduje nieznaczne wstrząsy. Albo Rainbow Six Siege. A najdalej? Czyżby Watch Dogs 2?
Taka cena pychy. Skrywanie nastawionego na PvP modelu zabawy za płatną bramką to zagrywka rodem z poprzedniej generacji. Gracze i tak płacą za same szarpanie po sieci (no, konsolowi - większa część publiczności zatem), dlaczego mieliby dodatkowo bulić za dedykowany temu tryb? Watch Dogs 2 było udaną kontynuacją, ale cierpi najwyraźniej na brak zainteresowania. Co by o "jedynce" nie pisać, dłuuugo pozostała na językach. O "dwójce" nikt nie pamięta po kilu miesiącach. Co zadziała lepiej niż trochę niesprawiedliwa kontrowersja i udostępnienie za darmo zawartości, za którą kazało się zawczasu zapłacić?
Zastanawiam się też, na ile jest to efekt "nowej filozofii gier" w Ubisofcie, proponującej coraz mniejszy nacisk na scenariusz, a coraz większy na piaskownicę, która ma przykuwać miesiącami graczy do telewizorów. Cierpiała już od tego kampania w drugich Piesełach, cierpieć będą następne pozycje bez ambicji na sieciowy megaprzebój. A największą karę płacą gracze. Nie ma w tym nic złego, że tytuł zatrzymuje nas na jeden miesiąc albo czasem jeden weekend, dopóki ten czas warty jest wydanej sumki. Nie każda gra musi być Overwatchem.
Adam Piechota