Kosmita, który w poprzednim wcieleniu był hydraulikiem - Oozi: Earth Adventure
Niedawno do Xbox Live Indie Games trafiła druga część stworzonej przez Polaków platformówki. Na polskich kontach jej nie znajdziecie. Warto się przelogować?
06.12.2011 | aktual.: 08.01.2016 13:22
Jeśli czas to pieniądz... Cóż, każdy z dwóch epizodów przygód Ooziego kosztuje tylko 80 MSP, czyli jakieś 3 złote. Rozważania na temat opłacalności zakupu byłyby więc absurdalne. Bardziej zasadne jest pytanie, czy warto poświęcać Ooziemu te niecałe dwie godzinki, jakie zajmie wam przejście każdego z epizodów.
Na ładne oczy Z jednej strony gra jest naprawdę sympatyczna. Główny bohater nieustająco szczerzy się do nas z ekranu, w tle przygrywa przyjemna dla ucha muzyka, która nie irytuje nawet za entym podejściem do jakiejś przeszkody. Na same plansze też patrzy się z przyjemnością. Powtarzalność elementów, z których są zbudowane rzuca się w oczy, ale to jedna z rzeczy, które nie powinny dziwić w grze za dolara. Zwłaszcza, że kilka etapów ma swój własny klimat, który odróżnia je od wiecznie zielonego lasu, czy podziemnej jaskini zbudowanej z identycznych kamieni. Osobiście nie trafiłem jeszcze na ładniejszą grę niezależną na Xboksie.
Tyle, że jeśli największą zaletą gry jest oprawa, to wiadomo, że z rozgrywką coś jest nie tak. W przypadku Ooziego chodzi o nudę.
W praaaaaawo Monotonnością usypia zwłaszcza pierwszy epizod, w którym zaliczający awaryjne lądowanie kosmita stopniowo nabywa nowych umiejętności. W drugim większość z nich odblokowana jest już na początku, dzięki czemu także i plansze zostały zaprojektowane z nieco większym polotem. Tak, by Oozi mógł wykorzystać te kilka umiejętności. Nie wyobrażajcie sobie tylko zbytnich szaleństw. Bohaterem sterujemy korzystając (oprócz analoga) z dwóch przycisków. Wystarcza to do podwójnych skoków, wskakiwania przeciwnikom na głowy, odbijania się od ścian i jeszcze kilku aktywności, zwykle jednorazowych, związanych z charakterystyką planszy.
Oozi nie jest grą, która ma jakieś asy w rękawie. Na niespodzianki nie ma co liczyć, więc pokonywanie kolejnych przeszkód prędzej czy później zmienia się w mechaniczne wciskanie przycisku odpowiedzialnego za skok, podczas gdy nasze myśli wędrują w kierunku ciekawszych rzeczy. Przeciwnicy zostali sprowadzeni do roli przeszkód terenowych, które po prostu omijamy. Nie poświęcając im większej uwagi.
Z tego marazmu wytrącić potrafiły mnie tylko wyraźnie trudniejsze od reszty gry momenty, które kilkukrotnie podniosły mi ciśnienie w trakcie drugiego epizodu. Kończy się on zresztą walką z bosem, której bez dobrego refleksu nie przejdziecie. Nie żeby gra jakoś specjalnie znęcała się nad graczem. Ot tracąc kilka żyć w jednym miejscu wreszcie byłem zmotywowany do skupienia się na tym, co robię. Tak łatwiej było zapanować nad reagującym z opóźnieniem sterowaniem.
Werdykt Osobiście od gier niezależnych oczekuję przede wszystkim pomysłu. Oczekuję, że będą demonstracją czegoś nowego, co może wzbogacić nasz kolorowy świat gier wideo. Oozi: Adventure Earth takiego błysku nie posiada. To kalka tysiąca kalek przygód Mariana i innych platformerów z minionej epoki. Ładna, to na pewno, ale zabawić nie potrafi.
Maciej Kowalik
Jeśli macie wolne 80 MSP i chcecie wspomóc rodaków, to wybierzcie drugi epizod z uwagi na odrobinę ciekawsze plansze.
- Epizod 1 [dodaj do kolejki]
- Epizod 2 [dodaj do kolejki]