Kontrowersyjny głos z Silent Hill 2
Wyjaśniamy jedną z tajemnic Silent Hill.
O co w ogóle chodzi? Pierwsze wieści o wznowieniu klasycznej serii Silent Hill na Playstation 3 zostały przez fanów powitane z entuzjazmem. Niedługo potem wyszło na jaw, że w skład Silent Hill HD Collection wchodzą tylko druga i trzecia część, co trochę zawiodło świeżo rozbudzone oczekiwania. Zaś w tym roku okazało się, że remake Silent Hill 2 zawierać będzie na nowo nagrane głosy głównych bohaterów - i tu już społeczności fanów trochę puściły nerwy. Dlaczego? Wystarczy posłuchać:
Nawet osoby nie znające oryginału zauważą, że postaci brzmią zupełnie inaczej, zaś dlla osób, które grały w Silent Hill 2 ta zmiana jest tak dotkliwa, jakby nagle w "Piratach z Karaibów” ktoś podmienił Johnny'ego Deppa na Chrisa Rocka, bo w końcu to tylko rola komediowa, nieprawdaż. Jest to podobny rodzaj lekceważenia wobec materiału źródłowego jaki przebijał z decyzji twórców filmu "Wiedźmin”, którzy zastąpili kanoniczny śliwkowy kapelusik Jaskra zielonym.
Jak w ogóle doszło do tego, że amerykański biznesmen bez doświadczenia aktorskiego nagrywa w Tokio głos do japońskiej gry? Cóż, dziwne prace których obcokrajowcy imają się w Japoni są w ogóle tematem na oddzielny artykuł, ale warto wspomnieć m.in. wcielaniesięwksięży na potrzeby inscenizowanych ślubów w stylu europejskim, czy też udawanie zachodnich lekarzy na potrzeby reklam, o którym pisał Marcin Bruczkowski w "Bezsenność w Tokio”. Na tym tle podkładanie głosu do gry wideo nie wydaje się już takie dziwne.
Ciężko jest wytłumaczyć dlaczego dokładnie tak jest, bez zdradzania istotnych fragmentów fabuły, ale spróbujmy w ten sposób: Silent Hill 2 ma już od lat status gry kultowej ze względu na niesamowitą atmosferę i nietuzinkowy scenariusz. Głosy postaci, jakkolwiek "drewniane” by się one nie wydawały, są nierozłącznie powiązane z oboma tymi elementami. Choć pod względem aktorskim można się do nich przyczepić, to jednak stały się częścią opowieści, która przez wielu uważana jest za jedną z najlepszych pośród gier komputerowych.
Dlaczego tak się stało? Powstaje zatem pytanie czemu Konami zdecydowało się na taki ruch? Po co zmieniać coś, co jest nie tylko dobre, a w pewnych kręgach wręcz kultowe? Cóż, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - to stare powiedzenie sprawdza się niestety i tym przypadku.
Jako pierwszy zakulisowe informacje ujawnił wwywiadzie dla portalu The Games Liberty TroyBaker, aktor który podkłada głos James Sunderlanda w Silent Hill HD Collection, a także całej masie innych gier (m.in. Batman: Arkham City i Bioshock: Infinite) oraz anime (m.in. Naruto i Bleach). Odpowiedzialnością za konieczność ponownego nagrania głosów obarczył on Guya Cihi, który występował jako James w w oryginalnej wersji Silent Hill 2:
To nie tak, że Konami nie chciało im zapłacić, on [Guy] żądał tantiem, nieistniejących pieniędzy, które wydawało mu się, że są mu winni. Więc nie było w tym żadnej winy Konami. A oni chcieli użyć go ponownie. [...] Więc jeśli ktoś chce winić kogoś za to, że wybrali nowe głosy, to musi dojść do oryginalnego Jamesa i to jest jego wina W odpowiedzi na to Guy Cihi przedstawił swój punkt widzenia:
Problem z Konami polega na tym, że nigdy nie było żadnych umów dotyczących ponownego użycia mojego nagrania. W rzeczy samej... w ogóle nie było żadnych pisemnych umów. Było to przeoczenie ze strony Konami. [...] Po wielu latach bez żadnego kontaktu, Konami poprosiło o podpisanie antydatowanej zgody. Powiedziałem że jestem gotów na przedyskutowanie ponownego użycia mojego nagrania. Nigdy już się nie odezwali. Zamiast ze mną rozmawiać, Konami zdecydowało się stworzyć nowe ścieżki dźwiękowe. Uściślijmy tu jedną rzecz: Guy nie twierdzi, że chodzi mu o tantiemy, jak to przedstawił Troy Baker, ale o to, że pierwotna umowa dotyczyła jedynie jego wystąpienia w grze Silent Hill 2 na Playstation 2. Później gra została wydana też na inne platformy, jak to Xbox i PC, jednak za te wersje Cihi nie otrzymał złamanego jena, pomimo iż było to ponowne wykorzystanie jego wizerunku i nagrania.
Po czyjej stronie leży wina? Jak widać z powyższego, obie wersje dość znacznie różnią się od siebie. Tak naprawdę, nie mając wglądu w dokumenty, nie jesteśmy w stanie potwierdzić, która z nich jest prawdziwa. Niemniej jednak, póki co nie można jednoznacznie stwierdzić, że wina leży wyłącznie po stronie Guya Cihi, tak jak to utrzymuje Troy Barker i firma Konami.
Jestem w stanie zrozumieć punkt widzenia Guya: wyobraźcie sobie frustrację, gdy zagraliście za parę groszy w filmie, zaś potem okazuje się, że cieszył się on olbrzymią popularnością, ma rzesze fanów, autorzy zarobili na nim olbrzymie pieniądze - ale wy macie z tego tylko śmieszne groszki (casushinduskichdziecizeslumsów, które wystapiły w filmie "Slumdog” i dostały za to symboliczne wynagrodzenie).
Chciałbym wierzyć Konami, ale wersję Guya Cihi uprawdopodabnia dodatkowo to, że niechęć wobec przyznania się do popełnienia błędu jest bardzo typowa dla japońskich korporacji. Przebywając w kraju kwitnącej wiśni sam pracowałem pół roku nad projektem, który na skutek błędu przełożonego mojego przełożonego nie mógł skończyć się sukcesem, ale anulowanie projektu byłoby przyznaniem, że podjął on złą decyzję - więc brnęliśmy dalej bez sensu i nadziei na wyniki.
Ktoś mógłby zapytać, dlaczego Cihi nie poszedł jeszcze do sądu, skoro uważa, że wina leży po stronie Konami. W jednym ze swoich postów na Facebooku pisze on, że droga sądowa to olbrzymi nakład czasu i pieniędzy, a on nie ma na to w tej chwili siły i nie widzi w tym póki co specjalnych korzyści. Gwoli uzupełnienia dodam tutaj, że sądy w Japonii są równie skostniałe i ciężkie w obsłudze jak nasze polskie, nie mówiąc już o tym, że z dużą dozą prawdopodobieństwa prędzej przychylą się do stanowiska japońskiej firmy niż zagranicznego przyjezdnego.
Nowsze nie znaczy lepsze Wracając do konfliktu tragicznego między Guyem a Konami, najbardziej przykre jest to, że tracą na tym gracze. Można zrozumieć zmianę głosu Jamesa, ale czemu podjęto decyzję o zastąpieniu wszystkich dawnych aktorów nowymi? Czyżby nie tylko Guy Cihi postawił się okoniem w kwestii ponownego wykorzystania jego nagrania?
Pół biedy jeszcze, gdyby nową wersję stworzono z szacunkiem dla materiału źródłowego, starając się zastąpić głosy jak najbardziej podobnymi, tak, by nawet po zestawieniu ich obok siebie ciężko było zauważyć różnicę. Niestety, materiał źródłowy został brutalnie zgwałcony: zatrudniono innego kierownika dźwięku i innych aktorów, zmieniono interpretację, a przy okazji zgubiono gdzieś uczucia, nastrój i przekaz. To, że całość brzmi zupełnie inaczej na pewno zauważą fani oryginału, nowi gracze być może nie - niewykluczone jednak, że będą się dziwić, czemu w ogóle kiedyś tak zachwycano się Silent Hill 2.
Jeden z wniosków jaki płynie z całej tej afery to taki, że posiadacze pecetowej wersji Silent Hill 2 będą praktycznie mogli zrobić sobie własną wersję HD. Nie dość, że uruchomią grę w pełnej rozdzielczości 1920x1080, zamiast 1280x720 w wersji konsolowej, to jeszcze będą mieli do czynienia z kanoniczną ścieżką dźwiękową. Brak tekstur w podwyższonej rozdzielczości wydaje się być mniej irytujący niż nowe głosy, a poza podbiciem rozdzielczości i ścieżką dźwiękową HD Collection nie wprowadza innych zmian. Konami nie planowało też ponownego nagrania sesji motion capture - co swoją drogą otwiera kolejne pole do konfliktu, jako że Guy Cihi twierdzi, że ma prawa nie tylko do swojego głosu, ale także do nagrania ruchów ciała (kawałki sesji możecie zobaczyć tutaj).
Uratować klasyki od zapomnienia Przyznam, że z przykrością obserwowałem rozwój sytuacji, pierwotnie bowiem ucieszyłem się bardzo na wieść o wznowieniu moich ulubionych gier. Niestety, zanosi się na to, że po zmianie głosów Silent Hill 2 nie będzie już tym samym tytułem w który z wypiekami na twarzy grałem jako nastolatek. Stanowi to niezłe uzasadnienie niedawnego postulatuBena "Yahtzee” Croshawa (dla nieznających angielskiego, polskie tłumaczenie najważniejszych tez znajduje się na blogu JawneSny), by stworzyć coś takiego jak biblioteka narodowa, tylko dla gier - ponieważ osoby grające w Silent Hill HD Collection de facto będą miały do czynienia z inną grą niż oryginał.
Bartłomiej Nagórski