Kontroler Xbox One kontra Xbox Series X. Różnice są minimalne
W przypadku PS5 Sony zrobiło z padem małą rewolucję. Za to Microsoft podszedł do kontrolera tak jak do menu konsoli - lifting, nie wywracanie wszystkiego do góry nogami. Jednocześnie dał 100 proc. poczucia, że mamy w ręku coś lepszego.
Pierwszy moment do całkowite zdziwienie: "Przecież te pady są identyczne!". Ale wystarczy chwycić kontroler od Xbox Series X w dłoń, żeby poczuć różnice. Choć te są subtelne.
Joy do Xboksa One był dla mnie chyba najgorszy spośród wszystkich konsol, które miałem. Za to uwielbiałem DualShocka 4. Wiem, sporo osób miało dokładnie odwrotnie. Dla mnie ten xboksowy był za duży, za ciężki i zbyt toporny. Po prostu nie grało mi się na nim dobrze - w przeciwieństwie do wersji z czasów Xboksa 360.
I chociaż byłem przekonany, że na nowy, niemal identyczny pad zareaguję... też identycznie, Microsoft zafundował mi miłe zdziwienie.
Już po minucie jasne są trzy rzeczy. Pierwsza - pad jest minimalnie mniejszy, głównie w rogach, na których mamy oparte kciuki. Niby niewiele, ale to jak ze smartfonem - drobna zmiana i tak robi odczuwalną przez dłonie różnicę. I mi się to podoba.
Druga - chropowate powierzchnie. Nie ma ich wiele, ale rozstawione są w kluczowych dla naszych receptorów miejscach: z tyłu uchwytów, na spustach, odrobinę na bumperach oraz na obwódce gałek. I tyle starczy, bo te miejsca sprawiają, że większa część naszej dłoni doświadcza tej chropowatości. A to fajne uczucie, dający choćby samą iluzję, że wszystko lepiej siedzi w dłoniach.
Trzecia to ogólne wrażenie, które jest takie, że Microsoft sypnął groszem. Zadbał o to, by pad wyglądał elegancko, a nie jak typowe "darmowe" peryferia, które dostaje się w zestawie z głównym sprzętem. Zresztą sam krzyżak zdaje się krzyczeć, że nowy pad to odchudzona wersja drogiego kontrolera Xbox Elite z poprzedniej generacji.
Po lewej - wersja Xbox One, po prawej - Xbox Series X. Różnic prawie nie widać, prawda? Nowsze ma bardziej matowy, szary odcień czerni. Poza bardziej designerskim krzyżakiem widać też odwrócone kolory w przycisku Xbox. Teraz ta jaśniejsza barwa została schowana w "X", a dominująca, czarna wypełnia resztę.
Jest i nowy przycisk. Odpowiednik dobrze znanego nam ze smartfonów (i PS4) "share" umożliwia błyskawiczne robienie screenów i filmów. Do zrobienia zrzutu wystarczy go raz przycisnąć, do zapisania ostatniej minuty grania (lub 30 sekund, jeśli chcemy mieć jakość w 4K) trzeba guzik chwilę przytrzymać. Możemy też wcisnąć go dwukrotnie i wywołać menu od udostępniania. Bardzo to wszystko intuicyjne.
Ostatni detal - zmieniono gniazdo na kabel do sterowania przewodowego ze starego USB Micro na wygodniejszy standard USB C. Więcej zewnętrznych zmian nie stwierdzono. Aha, nadal musimy pakować do środka baterię, zamiast elegancko ładować akumulator.
Jak jest w graniu? Bardzo podobnie jak w starym padzie, ale przez rozmiar i chropowatą powierzchnię czuję, że gra mi się zdecydowanie wygodniej. Niepokoi mnie jedynie działanie wibracji, które na początku było niezmiernie obfite i w przypadku "Dirt 5" (mowa o wersji z kompatybilności wstecznej) miałem poczucie, że elegancko rozchodziły się partiami po sprzęcie. W innej grze totalnie zniknęły, w innej wibracje w pewnym momencie "zawiesiły się" i pulsowały w kółko.
Ale na ocenę kontrolera do Xbox Series X w akcji przyjdzie jeszcze pora. Jesteśmy wciąż przed premierą konsoli, z pewnością pojawią się systemowe aktualizacje - i także te przeznaczone dla pada. Najważniejsze, że jest ładnie i wygodnie.