Konkurs: wygraj książkę Assassins Creed: Renesans
Mamy dziś konkurs dla wszystkich miłośników świata Assassin's Creed, którzy mają ochotę na poszerzenie swojej wiedzy dzięki książce Olivera Bowdena "Assassin's Creed: Renesans". Co trzeba zrobić, aby ją wygrać?
Aktualizacja: Książki powędrują do następujących użytkowników:
- ortega
- sachiko
- darth_raven
- ninesly
- vas
Gratulujemy. Ze zwycięzcami skontaktujemy się za pośrednictwem naszych prywatnych wiadomości.
Zadanie jest następujące: poniżej umieściliśmy dwa krótkie fragment książki, akurat na temat wydarzeń mających miejsce w Wenecji. Aby wygrać egzemplarz należy umieścić w swoim profilu na Polygamii Wasz obrazek z Assassin's Creed 2 będący najlepszą ilustracją któregoś z nich.
Obrazek musi być Waszego autorstwa, a nie ściągnięty z internetu, nie mamy więc nic przeciwko, abyście po prostu zrobili zdjęcie zwyczajnym aparatem w trakcie gry. Wrzućcie go na swój profil z tagiem "acrenesans". Pięć najlepszych naszym zdaniem zgłoszeń zostanie nagrodzonych książką.
Fundadoterm nagród jest wydawnictwo Insignis. Na zgłoszenia czekamy do 23:59 w czwartek.
(...) Potem [Leonardo] zmienił temat i zaczął mówić o Wenecji - La Serenissimie - powściągliwej wobec całej Italii i częściej patrzącej na wschód niż na zachód, i to zarówno w interesach, jak i z niepokojem, gdyż imperium osmańskie rozrosło się obecnie aż do połowy wschodniego wybrzeża Adriatyku. Mówił o pięknie Wenecji, o jej zdradzie, o tym, jak miasto potrafi zarabiać pieniądze, o jej richesse i jej osobliwej konstrukcji - że jest miastem kanałów, wyrastającym z bagnistych wysp na setkach tysięcy drewnianych słupów. Opowiadał o jej zazdrośnie strzeżonej niezależności i olbrzymiej władzy - nie dalej jak trzysta lat temu wenecki doża zawrócił z Ziemi Świętej całą wyprawę krzyżową, by posłużyć się nią do swoich własnych celów - do zniszczenia wszelkiej konkurencji handlowej i militarnej, a następnie do rzucenia na kolana cesarstwa bizantyńskiego. Mówił też o tajemnicach miasta, o jego czarnych jak atrament wodach, o strzelistych budowlach, o oświetlanych blaskiem świec palazzi, o dziwnym dialekcie, jakiego tam używają, o panującej tam ciszy, o jarmarcznym splendorze strojów noszonych przez jego mieszkańców, o jego wielkich malarzach, z Giovannim Bellinim, którego chciał poznać, na czele. Mówił o weneckiej muzyce, o balach maskowych, o krzykliwym stylu miasta, które tym sposobem chciało zwracać na siebie uwagę, i o osiągnięciu maestrii w sztuce otruwania. -?To wszystko - skonkludował - znam wyłącznie z ksiąg. Wyobraź sobie zatem, jak będzie wyglądało miasto w rzeczywistości!
"Będzie brudne i przeludnione - pomyślał chłodno Ezio - podobnie jak każde inne". Ze swoim przyjacielem podzielił się jednak wyłącznie ciepłym uśmiechem. Leonardo był marzycielem. A marzycielom powinno się pozwalać marzyć. (...) (...) Wenecja roku Pańskiego 1481 pod stabilnymi rządami doży Giovanniego Moceniga była, ogólnie rzecz biorąc, niezgorszym miejscem do życia. Z Turkami miała zawarty pokój, wspaniale prosperowała, wiodące do niej morskie i lądowe szlaki handlowe były względnie bezpieczne i mimo że stopy procentowe zwyżkowały, inwestorzy z optymizmem patrzyli w przyszłość, a i zwykli ciułacze nie kryli swojego zadowolenia. Bogaty był również Kościół, zaś artyści pod podwójnym mecenatem swoich duchowych i doczesnych opiekunów mogli bez przeszkód rozwijać skrzydła. Miasto, które obłowiło się na ogromną skalę podczas grabieży Konstantynopola dokonanej przez czwartą wyprawę krzyżową, skierowaną tam zamiast do Ziemi Świętej przez dożę Dandola, zmusiło Bizancjum do uległości, a teraz bezwstydnie eksponowało ten fakt: cztery brązowe konie, ustawione na zwieńczeniu fasady bazyliki św. Marka były chyba najjaskrawszym tego przykładem. Jednak Leonardo i Ezio, gdy wczesnym wiosennym rankiem pojawili się na weneckim Molo, nie myśleli o kontrowersyjnej, podstępnej i grabieżczej przeszłości miasta. Widzieli tylko jego wspaniałość - różowe marmury i misterną fasadę Pałacu Dożów, rozległy, rozciągający się na lewo od Molo plac oraz ceglaną, zdumiewająco wysoką dzwonnicę. Byli wreszcie sami wenecjanie - delikatnej postury, odziani w ciemne stroje, przemykający niczym cienie po suchym lądzie albo żeglujący po labiryncie swojego poprzecinanego kanałami miasta w przeróżnych łodziach, począwszy od eleganckich gondoli, na pokracznych, wyładowanych po brzegi towarami wszelkiego sortu barkach skończywszy. (...) Redakcja