Koniec Steam Greenlight. Gry na platformę Valve będzie można wrzucać bezpośrednio
Valve rezygnuje z filtrowania treści w swojej usłudze.
11.02.2017 11:48
Przez wiele lat Steam postrzegany był jako platforma, gwarantująca pewien poziom jakości. Gracze, decydując się na zakup, mogli oczekiwać, że gra spełnia standardy Valve i została przez firmę sprawdzona przez jej udostępnieniem.
System ten działał do czasu, gdy wybuchła rewolucja indie, a tytuły tworzone przez małe zespoły czy nawet pojedynczych ludzi zaczęły zdobywać coraz większą popularność. Valve nie mogło się na to zamykać, nie mogło tego ignorować, ale też nie miało możliwości, by sprawdzać i samodzielnie dopuszczać do dystrybucji wszystkich pojawiających się gier.
Stąd w połowie 2012 roku wystartowała usługa Steam Greenlight. Developerzy mogli w jej ramach zgłaszać swoje tytuły, a o ich dodaniu do biblioteki Steama decydowało głosowanie graczy. Ten system działał przez ostatnie kilka lat. Dzięki niemu powstawać mogą cuda w rodzaju Sinking Simulator.
Titanic Sinking -- Sinking Simulator 2. Alpha 1.5
Teraz Valve stwierdza, że jest niepotrzebny. Zastąpi go Steam Direct - usługa, w ramach której każdy może dodać swoją grę do sklepu, nie musząc czekać na zaakceptowanie jej przez społeczność.
Valve uzasadnia tę decyzję dużą liczbą tytułów, odnoszących sukces przez Steam Greenlight i zróżnicowaniem potrzeb graczy. Jak tłumaczą przedstawiciele firmy, baza użytkowników Steama urosła w ostatnich latach do olbrzymich rozmiarów a ich potrzeby i oczekiwania nie są jednorodne.
Można przeczytać w oficjalnej zapowiedzi nowego systemu na Steamie. Aiden Kroll dodatkowo wyjaśniał motywy tej decyzji na spotkaniu z dziennikarzami, które odbyło się w siedzibie firmy.
Jednocześnie, jak zauważa Valve, im bardziej rośnie liczba gier z danego kraju, tym bardziej powiększa się baza pochodzących z niego użytkowników. Tylko w zeszłym roku ze Steama zaczęło korzystać 16 milionów nowych klientów. Firma nie jest pewna, czy istniej korelacja między tymi wskaźnikami, ale tak czy inaczej - więcej tytułów oznacza szybszy wzrost. Nie widzi już więc potrzeby zatrzymywania czy sztucznego ograniczania dalszego rozwoju Steama.
A co z oczekiwaniami dotyczącymi jakości dostępnych w usłudze produktów? Czy otwarcie bram dla wszystkich bez wyjątku nie oznacza, że Steam zostanie zalany najgorszej jakości produkcjami, tworzonymi w celu wyłudzenia pieniędzy?
Tutaj pomóc ma zwiększenie opłaty, pobieranej od developerów za umieszczenie tytułu na Steamie. Aktualnie Valve wymaga jedynie zapłacenia jednorazowo 100 dolarów, po czym twórca może umieszczać w usłudze Steam Greenlight dowolną liczbę gier. Kwota ta przekazywana jest na organizację charytatywną Child’s Play. Wprowadzenie Steam Direct zmieni ten system - developerzy płacić będą za każdą grę z osobna.
Opłata ma być zwrotna i zawierać się w przedziale między 100 a 5000 dolarów. Jej dokładna wysokość zostanie jeszcze sprecyzowana, a Valve konsultuje się w tej sprawie z twórcami.
I chociaż z jednej strony może to faktycznie pomóc w ochronieniu Steama przed zalewem złej jakości produkcji, to dla wielu mniejszych twórców taka opłata - nawet jeżeli firma obiecuje jej zwrócenie - może się okazać barierą nie do przekroczenia.
Napisał na Twitterze Robert Yang, niezależny twórca i wykładowca na uniwersytecie nowojorskim.
Wydaje się z kolei, że zamykając dostęp amatorom, nowy system faworyzował będzie autorów gier nastawionych biznesowo i dysponujących środkami pieniężnymi. Dla Valve wydaje się to synonimiczne z jakością - jeżeli wierzysz w swoją grę, to masz pieniądze na poparcie tej wiary.
Ostatecznie wszystko zależeć będzie od ustalonej przez Valve wysokości tej opłaty. Jeżeli będzie on niższa, nie powinni ucierpieć twórcy, ale Steam może zostać zalany kiepskimi grami. Wyższa z kolei zapewni graczom względną ochronę, ale też może pozbawić ich części interesujących projektów. Nic dziwnego, że Valve bardzo intensywnie myśli nad końcową decyzją w tej sprawie.
Steam Direct wystartować ma na wiosnę. Zobaczymy, czy dla największego cyfrowego sklepu z grami będzie to zmiana na lepsze.
Dominik Gąska