Kolejną Zeldą na Switchu może być… remaster Skyward Sword
Ryzykowny wybór.
Eiji Aonuma od wielu lat jest najważniejszym mózgiem wszelakich Zeld. Jest takim Miyamoto na wyłączność Linka. I raczej przypadkowo czegokolwiek o przyszłości serii nie chlapnie, jeśli to albo nieprawda, albo strzeżona przez prawników Nintendo tajemnica. A zatem jakiekolwiek „przecieki” czy „plotki”, których autorem jest sympatyczny Japończyk, należy brać całkiem na poważnie. Niedawno Aonuma stwierdził, że „następna Zelda na Switchu jest bliżej niż sądzimy”. Te słowa nie wykluczają odgrzewanego kotleta, prawda? 25 listopada na oficjalnym koncercie muzyki z serii powiedział ponoć na scenie, że platforma otrzyma… The Legend of Zelda: Skyward Sword.
The Legend of Zelda: Skyward Sword - Epic Trailer
Dla fanów marki może to być dość kłopotliwa informacja. Zelda od premiery Ocariny do debiutu Breath of the Wild, a zatem niemal dwie dekady, niechętnie eksperymentowała z ustaloną wtedy formą. Szczęśliwie, niewielu ją potrafiło w ogóle skopiować. Dlatego stagnacja nie nadchodziła długimi latami, a z następnych projektów rodziły się albo rzeczy wybitne (Majora’s Mask, Wind Waker), albo bardzo dobre (Twilight Princess). „Miarka się przebrała” właśnie dopiero przy Skyward Sword. Do tego gra wymagała bardzo intensywnego używania Wiimote’a. Czyli ciągłego machania nim ja opętany.
Ale sensowny remaster - z przeprogramowanym sterowaniem i odchudzeniem warstwy dialogowo-tutorialowej - mógłby jej zrobić dobrze. A że to możliwe, udowodnił naprawdę podkręcony Wind Waker. Skyward Sword to również jedyna trójwymiarowa odsłona serii, która nie doczekała się remake’u lub remastera; Nintendo w ostatnich kilku latach całkiem sporo żerowało na tej nostalgii. Ale dopóki ta wiadomość nie zostania ogłoszona bardziej oficjalnie, traktujmy ją jak plotkę. Wiarygodną oraz sensowną, ale jednak plotkę. Pośmigałbym jednak na Loftwingu, kurczę.