Kolejna notka o Wiedźminie
Więc podobno wszyscy chcą, aby gry zostały docenione, były we wszystkich mediach i żeby ich reklamy atakowały nas z każdej strony. A gdy się wreszcie tak dzieje, to okazuje się, że jednak nie o to chodziło.
20.05.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:14
Zdaję sobie sprawę, że są ludzie zmęczeni promocją gry CD Projektu. Mają dość Wiedźmina atakującego z przynajmniej czterech (tyle naliczyłem) okładek głównonurtowych pism i gazet. Wkurza ich, że na polskich portalach o grach tyle mówi się o polskiej grze.
Bo nie rozumieją, że to jedna z tych nielicznych okazji, kiedy cały* kraj żyje tematem gry. Ale nie dlatego, że ktoś tam kogoś zabił czy pobił krzesłem. Ale dlatego, że gra jest jeśli nie dobra (tego nie wiem, jeszcze nie grałem), to po prostu istotna dla całej masy ludzi. Graczy. Studentów. Uczniów. Piekarzy. Sekretarek. Robotników, rolników i żołnierzy. Klasy robotniczej i próżniaczej. Tych wszystkich, których da się policzyć dzięki danym z przedsprzedaży gry.
Bo to jest cholerny Wiedźmin. WIEEEEDŹMIN. Gra oparta o książki, które każdy nastolatek z kucykiem i czarnym golfem przeczytał choćby raz w życiu. Jeżeli nie taka produkcja ma wywoływać takie zamieszanie, to która? Kolejna strzelanka o dzielnych Amerykanach czy wyścigi od autorów zeszłorocznych wyścigów? Nie rozumiem zaskoczenia.
Postanowiłem zilustrować ten tekst jednym z nielicznych screenów, na którym nie widać twarzy Geralta lub pośladków Triss. Szukałem cały wieczór!
Rozumiem zmęczenie. Sam nie obejrzałem kilku ostatnich zwiastunów, nie przeczytałem paru artykułów w mediach, bo ile można chłonąć cały ten szum, trzeba zostawić sobie miejsce w mózgu na właściwe obcowanie z grą. W którą sam nie wiem, kiedy w ogóle zagram, pewnie za rok, przy najbliższej wymianie leciwego laptopa.
Ale prawda jest taka, że my tu w Polsce mamy tego jednego Wiedźmina, a na zachodzie, do którego ciągle tak wzdychamy, co druga wysokobudżetowa gra jest promowana z takim, jeśli nie większym rozmachem. I założę się, że wielu polskich wydawców wiele by dało, aby mieć podobny budżet. Aby mieć w ogóle szanse na wydanie gry, która wzbudzi takie zainteresowanie i sprzeda się w takim nakładzie w Polsce jak Wiedźmin 2.
Jest tutaj pewna sprzeczność wynikająca z rozmiarów polskiego rynku gier. To co na zachodzie jest duże, rozbuchane, popowe, babrające się w głównym nurcie, u nas jest zabawą dla kilku tysięcy osób. Siedzimy w getcie i z pełną powagą polerujemy nabrzmiałe berła swojej elitarności produkcjami, którymi gdzie indziej bawią się miliony osób. W Stanach nie ma nic heroicznego w graniu na konsoli, uwierzcie mi.
Wiedźmin 2 demoluje tę iluzję. Pokazuje dzisiejszy główny nurt gier takim, jakim jest w istocie: skierowanym do szerokiego grona odbiorców. Napędzanego setkami reklam, zwiastunów i obrazków. Obecnego w telewizjach śniadaniowych i na pierwszych stronach magazynów dla facetów, którzy nie są w stanie się zdecydować, jakie spodnie sobie kupić.
Ten zimny kubeł wody jest przykry. Wiem. Ale podejrzewam, że z większością narzekaczy i tak spotkamy się w pełnych zachwytu komentarzach pod kolejnymi zwiastunami Kosmicznego Wojownika 8 lub Wojennej Kanonady 5. Bo w końcu tymi grami w Polsce się pies z kulawą nogą nie zainteresuje.
Konrad Hildebrand
* cały? Nie. Jest jedna wioska, która dzielnie opiera się najeźdźcy itd.