Klimatyzator: co przeczytać, co obejrzeć i czego posłuchać, by lepiej wczuć się w God of War: Wstąpienie

Klimatyzator: co przeczytać, co obejrzeć i czego posłuchać, by lepiej wczuć się w God of War: Wstąpienie

Klimatyzator: co przeczytać, co obejrzeć i czego posłuchać, by lepiej wczuć się w God of War: Wstąpienie
marcindmjqtx
09.03.2013 13:59, aktualizacja: 15.01.2016 15:41

Mitologia grecka to wdzięczny temat. Zwłaszcza że przecież chyba każdy zna ją choć trochę, w końcu jest obowiązkowym punktem w programie szkolnym. Oczywiście seria God of War to wyjątkowa brutalna i bezpardonowa jej wersja, niemniej: nadal świetna. Przed premierą nowej odsłony przygód Kratosa podpowiadamy, po co sięgnąć, by wprawić się w nastrój albo podtrzymać go po skończeniu gry. Klimatyzator to nie ranking, to nasze skojarzenia z klimatem danego tytułu. Uwaga: długie, ale przecież dla tych, co lubią czytać. I oglądać. I słuchać.

CO PRZECZYTAĆ?

Robert Graves - "Mity greckie"

Choć w szkołach królują opracowania Parandowskiego i Kubiaka, to o wiele ciekawszym, obszerniejszym i mniej ugrzecznionym (a więc bliższym duchowi GoW) kompendium są "Mity greckie" Gravesa. Dzieło angielskiego pisarza daje o wiele więcej, niż tylko encyklopedyczną wiedzę: pozwala zrozumieć  mity - jak były tworzone, przekształcane i kultywowane - a także, na tyle, na ile to dziś możliwe, świat antyczny. Nie zraźcie się olbrzymią szczegółowością, setkami przypisów i objętością - "Mity greckie" to błyskotliwy, miejscami wyraźnie prozatorski esej, napisany przez rasowego literata, a nie mętna rozprawa naukowa. (K.B.)

Dan Simmons - dylogia "Ilion"/"Olimp"

Dan Simmons - jeden z najpoczytniejszych współczesnych twórców fantastyki, autor "Hyperiona" - kilka lat temu stworzył dość osobliwy cykl. Nagrodzona Locusem dylogia "Ilion"-"Olimp" łączy bowiem SF z wątkami opartymi na mitologii greckiej. Na tej samej stronie natkniemy się zatem na elementy typowe dla konwencji, takie jak nanotechnologia czy mechanika kwantowa, i wątki żywcem wyjęte z dzieł Homera czy greckiej mitologii. Choć powyższy opis wydaje się dość odległy od klimatu serii Sony Santa Monica, to mimo wszystko dwuksiąg Simmonsa, a zwłaszcza jego pierwsza, wyraźnie lepsza, część, ma w sobie dużo z ducha GoW-a. I jest po prostu wartą przeczytania pozycją, dla fanów Simmonsa zaś - obowiązkową. (K.B.)

Mary Renault - "Król musi umrzeć"

Jakkolwiek skrajnie różnie odbierana, powieść Mary Renault doskonale wywiązuje się z zadania nadrzędnego dla tego zestawienia - bardzo umiejętnie wprowadza w klimat antycznej, pełnej mitologicznych postaci, Grecji. Twórczość angielskiej pisarki bardzo często jest porównywana do dzieł Tolkiena - i dużo w tych porównaniach prawdy; czuć tu też ducha Egipcjanina Sinuhe. Akcja "Król musi umrzeć" kręci się wokół Tezeusza, który w bardzo młodym wieku wyrusza w poszukiwaniu swojego ojca. I - ponieważ padło już nazwisko twórcy Śródziemia - chyba nie muszę dodawać, że po drodze czeka go mnóstwo mniej lub bardziej niebezpiecznych przygód. Dość przeciętna warstwa powieściowa została tu obleczona w świat tętniący życiem, wykreowany z ogromną pasją i dbałością o detale. Metafora ta jest stara jak Chaos, ale trzeba jej tu użyć - pod piórem Renault Grecja, jaką znamy z mitologii i literatury, ożywa. (K.B.)

Hezjod - "Teogonia"

Zgodnie z zasadą "znaj swojego wroga" warto sięgnąć po "Teogonię" Hezjoda. Ten dość zawiły poemat mówi bowiem wiele, jeśli nie wszystko, o pochodzeniu bogów i ich losach. Najwięcej miejsca poświęca zaś temu, co z punktu widzenia wcielającego się w bogobójcę najciekawsze - mrocznej i krwawej części ich losów. Kolejnym wersom towarzyszą zbrodnie, podstępy i nieustające walki, a podniosły, wyraźnie pokryty patyną język tylko dodaje całości smaku. Sam tekst zaś pozwala o wiele lepiej zrozumieć postacie, naprzeciw których staje Kratos. Zaś przede wszystkim - tekst ten powstał w czasach, gdy opowiadane w nim historie były czymś więcej, niż tylko "dziedzictwem kulturowym kolebki cywilizacji". (K.B.)

Gene Wolfe - dylogia "Żołnierz z mgły"/"Żołnierz Arete"

Główny bohater dwuksiągu Wolfe'a jest rzymskim najemnikiem, który wskutek urazu doznanego w czasie bitwy cierpi na powracającą amnezję - nie zna nawet swojego imienia. Jest jednak świadomy problemu, regularnie prowadzi więc dziennik. Oprócz tego ciągle wpada na boskie/półboskie postaci z mitologii greckiej - a jako że z jego głową nie jest najlepiej, to zupełnie nie widzi w tym niczego dziwnego. Nie czyta się tego szczególnie łatwo (kto miał styczność z Wolfe'em, ten pewnie rozumie), ale wyłapywanie mitycznych odniesień to zabawa sama w sobie i swoisty test na erudycję, który autor przygotował dla czytelnika. Na marginesie: w 2006 roku ukazała się kontynuacja tej dylogii, "Soldier of Sidon" (nie została wydana w Polsce), mówi ona jednak o mitologii egipskiej. (T.K.)

CO OBEJRZEĆ?

"Black Orpheus" (1959)

Zaczynamy od mało oczywistej propozycji (w sumie to przypadek, bo filmy uszeregowaliśmy po prostu chronologicznie). Orfeusz jako motorniczy tramwaju w Rio de Janeiro? Czemu nie. W tej (bardzo autorskiej) interpretacji mitu Grecję zastąpiono Brazylią, fawelami i karnawałem - być może właśnie dzięki temu specyficznemu klimatowi całość do dziś robi naprawdę dobre wrażenie. Znawców mitologii zainteresuje ilość drobnych odniesień i szczegółów, jakie są tu obecne, wszyscy bez wyjątku natomiast koniecznie powinni zwrócić uwagę na rewelacyjną, wypełnioną sambą ścieżkę dźwiękową. Oskar za najlepszą produkcję nieanglojęzyczną i przy okazji ulubiony film matki Baracka Obamy (ale to tak na marginesie).  (T.K.)

"Jason and the Argonauts" (1963)

W przeciwieństwie do "Czarnego Orfeusza" to już film w stu procentach rozrywkowy - i przy okazji klasyka absolutna, przynajmniej jeśli chodzi o kino fantasy. Fabuła całkiem wiernie oddaje mit o Jazonie i złotym runie - wprowadzono oczywiście kilka zmian, ale z pewnością nie można nazwać tej interpretacji szczególnie luźną (to zdecydowanie nie poziom God of War). Zresztą, tak czy inaczej najważniejszą rolę odgrywają efekty specjalne. Odpowiedzialny za nie Ray Harryhausen to prawdziwy mistrz i legenda animacji poklatkowej. Choć, oczywiście, co w 1963 roku musiało robić porażające wrażenie, dziś momentami będzie budzić co najwyżej uśmiechy politowania, ale, z drugiej strony,  ogromny Talos ciągle może przerażać, a kultowa bitwa ze szkieletami - emocjonować. No i jest kultowa. (T.K.)

"Clash of the Titans" (1981)

Ray Harryhausen i grecka mitologia po raz drugi, 18 lat później. Tym razem film oparty jest na micie o Perseuszu, należy więc spodziewać się występu takich gwiazd jak, między innymi, Pegaz, Andromeda, Meduza czy Kraken. Oraz, na oko, połowy bogów olimpijskich, z Laurence'em Olivierem w roli Zeusa na czele. W 2010 roku do kin trafił remake tego filmu (pod tym samym tytułem), szczerze doradzamy jednak obejrzenie oryginału. Oba są mocno kiczowate, ale ten starszy ma jakiś niedopowiedziany urok lat 80. (ta fryzura Perseusza!), który zdecydowanie ułatwia odbiór. Poza tym oryginały zawsze są lepsze. (T.K.)

"Medea" (1988)

Druga spośród mniej oczywistych (i może trochę ambitniejszych) propozycji w tym zestawieniu. Ktoś powie, że spośród filmowych interpretacji dramatu Eurypidesa o tym samym tytule lepiej wybrać tę autorstwa Pasoliniego, ale my wolimy jednak rzecz późniejszą, Larsa von Triera. Być może ze względu na duńską, spowitą mgłą scenerię. Swoją drogą, jeśli nie wiecie, to fabularnie jest to w pewnym sensie kontynuacja historii o złotym runie. Sądzimy, że wieczór przed telewizorem złożony z - kolejno - "Rise of the Argonauts" i tej produkcji może zapewnić naprawdę niezapomniane (i mocno kontrastowe) wrażenia. W kontekście kina to w pewnym sensie dwie zupełnie przeciwne szale tej samej wagi. (T.K.)

"Hercules: The Legendary Journeys" i inne (1994-2001)

No dobra - czy jest ktoś, kto nigdy nie oglądał choćby jednego odcinka tego serialu? Albo jednego z pięciu filmów długometrażowych na jego podstawie? Albo "Xeny: Wojowniczej księżniczki", czyli odprysku serii z niezapomnianą Lucy Lawless w roli głównej? Albo "Młodego Herkulesa", czyli prequela z samym Ryanem Goslingiem? Nie uwierzę, jeśli podniesiecie teraz rękę. Jeśli pamiętacie lata 90., to nie ma możliwości, po prostu nie ma możliwości, żeby ominął was szał na Herkulesa. Całe rodziny siadały przed telewizorem i oglądały kolejne odcinki - i nie przeszkadzało im, że fabularnie to poziom "Power Rangers" dla starszaków, gdzie każdy kolejny odcinek to kolejna maszkara do pokonania przez żółtego wojownika Kevina Sorbo i jego mityczną fryzurę (czytał Lucjan Szołajski). Kratos wymięka, serio. (T.K.)

"Hercules" (1997)

Yyyy, no tak, to może nie do końca klimat God of War. Co nie zmienia faktu, że nadal jest to jeden z najfajniejszych (tak, słowo "fajny" jest tu zamierzone, celowe i jak najbardziej na miejscu) filmów na podstawie mitologii greckiej w historii. Do dziś ogląda się go świetnie. O ile, ma się rozumieć, lubi się disneyowskie animacje - bez tego może być ciężko. Swoją drogą, platformówka powstała przy okazji tego filmu była naprawdę rewelacyjna.

Na marginesie: co takiego jest w greckim imieniu Herakles, że praktycznie wszystkie dzieła popkultury, w których pojawia się ten bohater, stosują jego rzymski odpowiednik? (T.K.)

"300"(2007)

W tym filmie mitologii co prawda specjalnie nie ma, ale za to jest Sparta. I to taka Sparta, z jakiej Kratos z pewnością byłby dumny. Prawdę mówiąc, pod względem klimatu to chyba najbliższy wizji God of War film ze wszystkich tu wymienionych. Nieprzychylni mu mogą co prawda stwierdzić, że to tylko praktycznie pozbawiony fabuły, bardzo brutalny teledysk o długości dwóch godzin, ale hej, to nie zmienia faktu, że jest to przy okazji bardzo dobry teledysk.

Oczywiście zachęcamy także do bliższego zapoznania się z komiksowym oryginałem Franka Millera. (T.K.) Jest nawet lepszy. (P.K.)

CZEGO POSŁUCHAĆ? .

Gdy doszło do muzyki, Tomek rozłożył bezradnie ręce. "Sam rock i metal". To prawda, temat mitologii greckiej przyciąga głównie twórców muzyki gitarowej. Postanowiliśmy dobrać ją w miarę zróżnicowaną. Ale chyba nie wyszło...

Nazywane szumnie metalową operą dwa albumy Virgin Steele to w sumie 3 płyty pełne utworów inspirowanych "Oresteją", trylogią tragedii pióra Ajschylosa. Pełne melodeklamacji, patetyczne i pompatyczne opowieści o zdradzie, bohaterstwie, braterstwie i rzezi idealnie pasują klimatem do God of War. Prywatnie mam tylko jeden problem z tym zespołem - brzmią jak kopia Manowar. (P.K.)

.

Symphony X - The Odyssey

Zespół znany głównie ze względu na mocarny wokal Russella Allena, który ryczy chwilami tak, że Kratos mógłby spąsowieć z zazdrości. Album, który można by polecić do tego zestawienia, jest jeden - The Odyssey, gdzie znajduje się 24-minutowa kompozycja złożona z siedmiu części i opowiadająca historię Odyseusza próbującego wrócić do domu. Pełna wstawek na klasycznych instrumentach, lekko progresywna - z czego znany jest gitarzysta Michael Romeo - i przesadzona, jak same mity i ich bohaterowie. (P.K.)

.

Kronos - The Hellenic Terror (i inne płyty)

God of War to jednak gra brutalna, więc nie możemy w Klimatyzatorze dać samych wzniosłych piosenek o dziewczętach w białych szatach i mężczyznach w złotych zbrojach. Zespołów tytułujących się mianem ojca bogów jest kilka, ale tylko francuska załoga deathmetalowa jest godna nosić to miano. Niby metal już był, ale Kronos do utworów zaprezentowanych wyżej ma się mniej więcej tak, jak mity Gravesa do tych w wersji Parandowskiego. Ich muzyka to świetne tło do odrywania kończyn i wydłubywania oczu. (P.K.)

.

Patricia Barber - Mythologies

Każdy wojownik musi kiedyś odpocząć. I czemu nie miałby tego zrobić przy spokojnej odrobinie jazzu? Każdy utwór z płyty Mythologies to osobna opowieść o innej postaci z greckich mitów. Do tego uspokajający głos Patricii, fortepian i saksofon. Muzycznie to dość odległe skojarzenie, ale na pewno warte posłuchania. (P.K.)

.

Manowar - Gods of War

No mogłoby się wydawać, że ten album to strzał w dziesiątkę. Nie dość, że Manowar to znany z wojowniczości zespół, którego muzycy nawet posturą (lecz nie fryzurą) przypominają braci Kratosa, to jeszcze płyta nosi tytuł "Gods of War". Ale niestety nie, pudło. Szybki rzut oka na tytuły: Overture to Odin, The Blood of Odin, Sons of Odin czy wreszcie Odin zdradza, że panowie z Manowar wybrali sobie inny panteon. Ale spokojnie, skoczmy do jednej ze starszych płyt - "Triumph of Steel", by odnaleźć tam:

28-minutowe muzyczne monstrum "Achilles, Agony and Ecstasy in Eight Parts", czyli najdłuższy i najbardziej złożony utwór Manowar, opowiadający o walce Hektora z Achillesem. Joey DeMaio, basista i lider zespołu, czytał opis tego pojedynku w "Illiadzie"  dokładnie i wielokrotnie podczas pisania tego kawałka. (P.K.)

I skoro już o utworach mowa, to przyznaję, że poniższe typy łączą się z mitologią głównie tytułami lub tekstami, ale zawsze to okazja, by posłuchać dobrej muzyki... .

Led Zeppelin - Achilles Last Stand Z albumu "Presence" (1976)

Powyższy utwór Manowar to nie jedyny, jakiego doczekał się prawie niepokonany heros Grupa Led Zeppelin napisała własny. Co prawda z początku miał się nazywać "Wheelchair Song", ale wizyta w Maroko i górach Atlas, które niczym tytan podtrzymują sklepienie niebieskie, zainspirowała Roberta Planta do sięgnięcia po mitologiczne nawiązania. (P.K.)

.

XTC - Jason and the Argonauts Z albumu "English Settlement" (1982).

Dobrze, przyznaję, nawiązania do mitologii są tu tylko w warstwie merytorycznej, a utwór jest lekki i radosny, nijak mający się do krwawych przygód Kratosa. Jednak na tyle przyjemny, że warto go posłuchać. I pozwolił przełamać nieco rockowometalową monotonię tego zestawienia. (P.K.)

.

Rush - Cygnus X-1 Book II: Hemispheres Z albumu "Hemispheres" (1978).

W sumie Rush chyba nie trzeba przedstawiać (a jeśli komuś trzeba, to znaczy, że zbłądził). Znów mamy do czynienia z długą, tu prawie 20-minutową, kompozycją, gdzie muzyka opowiada historię sporu Apollina z Dionizosem. (P.K.)

. Pink Floyd - Sysyphus (Parts I - IV)

Z albumu "Ummagumma" (1969)

Skoro już przywołany został jeden klasyk rocka progresywnego, to czemu nie sięgnąć po inny? Pink Floyd wzięło się za bary (!) z historią Syzyfa, opowiadając ją wyłącznie grą na instrumentach. Uruchomcie wyobraźnię. To jeden z mniej znanych utworów z jednego z mniej znanych albumów - niesłusznie. (P.K.)

.

Nick Cave & The Bad Seeds - The Lyre Of Orpheus Z albumu Abattoir Blues/The Lyre of Orpheus (2004).

Orfeusz był śpiewakiem Tracji, Nick Cave jest bardem z kraju kangurów. Lira Orfeusza brzmiała najpiękniej, przepity głos Nicka fascynuje swoją chropowatością. Niby różni, a jednak spotykają się w tym utworze, gdzie Nick reinterpretuje mit. (P.K.)

.

Zeus - Gracze Z albumu "Co nie ma sobie równych" (2008).

Mitologiczny hip-hop? Może i jest, my do niego nie dotarliśmy. Za to dotarliśmy do rapera o jak najbardziej mitologicznej ksywce Zeus, który na swojej płycie "Co nie ma sobie równych" często nawiązuje do gier. Zwłaszcza w kawałku "Gracze".

Kamil Rutkowski sam jest graczem, lubi konsole, a z gier szczególnie bijatyki i serię Tony Hawk - co zresztą widać, bo w utworze rzuca tytułami. Choć jak przyznał kilka lat temu w wywiadzie, na granie ma mniej czasu, pochłania go muzyka. (P.K.)

Alternatywna wersja w nieco lepszej jakości

I pewnie można by tak jeszcze długo, bo czemu nie wspomnieć o "Tales of Brave Ulysses" grupy Cream albo o "Medusa" Anthrax czy o balladzie "Song to the Siren", którą śpiewał Tim Buckley, ewentualnie o poświęconemu pegazowi "Stormbringer" zespołu Deep Purple . Pojedyncze utwory nawiązujące tytułami lub tekstami do mitologii są rozsiane po wielu albumach z wielu gatunków, więc zachęcam do poszukiwań.

To nasze propozycje książkowe, filmowe i muzyczne pasujące klimatem do serii "God of War". A jakie są Wasze? Kamil Bogusiewicz (literatura), Paweł Kamiński (muzyka), Tomasz Kutera (film, literatura)

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)