KKKW: Najpopularniejsza gra w Japonii
Najsławniejszą grą dla 20-80 letniego gracza nie jest ani Mario, czy też Final Fantasy. Japoński gracz jest o wiele bardziej konserwatywny.
20.03.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:45
Harima to malutkie miasteczko na zachód od Kobe. Jadąc ze wschodu w stronę Hiroshimy autostradą na przedmieściach widać kilka domów i poletek uprawnych. Wśród tego sielskiego klimatu, pośrodku niczego, stoi budynek większy od niejednego centrum handlowego w Polsce, z równie dużym wielopoziomowym parkingiem. To jedno z wielu centrów Pachinko, miejsce w którym niejeden Japończyk spędza większość swojego życia, nie licząc pracy oczywiście.
Zasada działania automatu pachinko jest dosyć prosta - za pieniądze kupujemy metalowe kulki, które zrzucane przelatują przez skomplikowany labirynt, by na końcu albo przepaść, zablokować się, bądź odblokować jackpota, który zapewni nam kolejne kulki do kolekcji. Kiedyś automaty te były bardzo podobne do klasycznych flipperów, obecnie są w większej części cyfrowe, z ekranem wyświetlającym historię w trakcie grania (sci-fi, hentai, dramat - dla każdego coś się znajdzie). Gdy znudzi nam się granie, bierzemy kulki i idziemy je wymienić na nagrody czy też bony - nigdzie nie może wystąpić sentencja "wygraliśmy/przegraliśmy pieniądze", bo to byłby już hazard - a jest on przecież nielegalny. Należy też dodać, że granie w salonach Pachinko to spory problem w Japonii - nałogowcy potrafią ustawiać się w kolejce do salonu z samego rana, nawet 2 godziny przed otwarciem i zostawać dopóki nie stracą wszystkich pieniędzy na srebrne kulki.
Moja przygoda z Pachinko była dość krótka, choć na tyle intensywna, by być pewnym, że ten rodzaj elektronicznej rozrywki mnie nie kręci - przy wejściu do salonu Pachinko uderza nas ściana dźwięku wyjących maszyn, kakofonia porównywalna z koncertami elektroniki alternatywnej (Aphex Twin, nie mogę Ci wybaczyć do dzisiaj, tego co zrobiłeś w Nowej Hucie!). Po rozgrywce trwającej jakieś 15 minut z rozpoczynającym się bólem głowy od hałasu zostałem wyproszony przez obsługę, ze względu na skarżących się na mnie ludzi siędzących przy automatach obok - patrzyłem im w ekrany i ich rozpraszałem.
Grający w Pachinko przychodzą tutaj, by odłączyć się od świata zewnętrznego i wchodzić w interakcje jedynie z maszyną, niemal medytować. Ściana dźwięku pozwala im na wypranie umysłów z problemów w domu, nudnej pracy i niesmacznej ryby. Dodatkowo pewnie nie pomógł mi fakt, że przecież jestem gaijinem.
Czas na trochę liczb: centra Pachinko zatrudniają około 300 tys. pracowników, grających regularnie jest około 20 milionów. Jest to dziedzina rozrywki dająca największy obrót na rynku - zyski mogą sięgać nawet 30 trylionów jenów rocznie. Nierzadko zdarza się, że salony (które znajdują się dosłownie wszędzie - nie sposób ich nie zauważyć) należą do Yakuzy, czy też koreańskich gangów.
Przedział wiekowy osób grających w Pachinko jest szeroki, jednak najczęściej są to pracujący ludzie w wieku 40-50 lat. Famicon pojawił się w ich życiu dość późno, dlatego niekoniecznie wychowywali się z kartidżami pod poduszką, tak jak obecni 30-latkowie - porwały ich za to odpowiedniki cymbergaja i flipperów. Jeśli zaś o mnie chodzi, pozostanę chyba jednak przy tradycyjnych, bardziej młodzieżowych centrach gier z automatami, które mają tutaj również swój specyficzny klimat. Ale o tym w następnym odcinku.
Damian Domagała
KKKW (Kącik Kraju Kwitnącej Wiśni) to cotygodniowy felieton opisujący ciekawostki z Japonii, kulturę grania i odmienne spojrzenie na elektroniczną rozrywkę. Autor aktualnie przebywa w Kraju Kwitnącej Wiśni. Poprzednie artykuły znajdziecie tutaj.