Kirby's Adventure Wii - recenzja
Wydane w zeszłym roku "Kirby's Epic Yarn" kompletnie zmieniło wizerunek różowej kulki od Nintendo i spotkało się z niezwykle ciepłym przyjęciem. W tym roku studio HAL Laboratory serwuje posiadaczom Wii klasyczne, wręcz do bólu, wydanie przygód pulchnego bohatera. Czy stary, dobry Kirby wciąż potrafi bawić?
06.12.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Kirby wraz ze swymi przyjaciółmi zamieszkuje Krainę Marzeń (Dream Land) na planecie Pop Star. Prowadzą sielskie, radosne życie, które sprowadza się do zabawy i jedzenia. Pewnego dnia ich idylla zostaje jednak zakłócona przez tajemniczy statek z kosmosu, który rozbija się opodal. Jak przystało na prawych obywateli, kompania biegnie dowiedzieć się, co się stało i pomóc poszkodowanemu przybyszowi. Ich zadanie to zebrać pięć części statku porozrzucanych po różnych stronach świata, by naprawić urządzenie i umożliwić kosmicie powrót do domu. Brzmi jak banalna historyjka dla dzieci? Taka właśnie jest. Zasadniczo poza jednym zwrotem akcji fabuła w „Kirby's Adventure Wii” nie ma absolutnie żadnego znaczenia. I nie widzę w tym nic złego - raz, że to gra przede wszystkim dla dzieci, a dwa, że w platformówkach spod dłuta Nintendo nigdy nie liczyła się opowiedziana historia, tylko rozgrywka.
Oryginalna sztampa „Kirby's Adventure Wii” to platformówka 2D w najczystszej postaci, osadzona w dawno utartych kanonach gatunku. Różowa kuleczka biega, skacze, lata, pływa, zbiera przedmioty, unika przeszkód i walczy z przeciwnikami (również bossami), przemierzając kolejne poziomy o dość standardowej konstrukcji - obecne w wielu platformówkach las, plaża, pustynia czy tereny śnieżne. Rozgrywkę urozmaicają fragmenty, gdy musimy uciekać przed toczącą się kulą, kiedy wchodzimy do kolczastego buta i skaczemy po głowach przeciwników, czy gdy zdobywamy na pewien czas działko strzelające bombami. Jednak generalnie rzecz biorąc, przez całą grę robimy to samo - zmienia się tylko sceneria. Dlatego też zabawę z nowym Kirbym trzeba sobie dawkować. Kolejne poziomy pokonuje się z przyjemnością i satysfakcją, ale po jakiejś godzinie zaczyna doskwierać powtarzalność wykonywanych czynności. Ta gra wciąga, tyle że w krótkiej perspektywie czasu. Mimo braku różnorodności wracałem do niej z przyjemnością. Szkoda, że ani razu mnie porządnie nie zaskoczyła i że brakowało w niej spektakularnych momentów, niemniej ochota na rozgrywkę nie przeszła mi aż do napisów końcowych.
Konwencjonalność rozgrywki to jednak paradoksalnie coś, czym dzieło HAL Laboratory wyróżnia się na tle innych współczesnych dwuwymiarowych platformówek. Można powiedzieć, że gatunek ten obecnie jest odkrywany na nowo i właściwie każda gra (vide „Limbo” czy „Super Meat Boy”) wytycza nowe ścieżki jego rozwoju. Kirby natomiast podąża ścieżką, po której dawno nikt nie chodził, wraca do nieco już spróchniałych korzeni. To platformówka z krwi i kości, bez żadnych udziwnień, prawdziwa gratka dla osób tęskniących za erą 16 bitów.
A zarazem powrót do tego, co stanowiło esencję pierwszych gier z Kirbym. Czyli do jedzenia.
Jesteś tym, co jesz Po zabawami z włóczką w „Epic Yarn” Kirby może wreszcie połykać wrogów i liczne przedmioty (czyżby uniemożliwiały mu to problemy żołądkowe?). Wystarczy przytrzymać „1” na kontrolerze, a z buzi sympatycznego bohatera zacznie się wydobywać wir powietrza, który wessie każdego przeciwnika stojącego na jego drodze. Delikwenta możemy wypluć przed siebie w postaci śmiercionośnej gwiazdki albo połknąć i przywłaszczyć jego zdolności (pod warunkiem że wróg takowe ma). I tak, zjadając coś w rodzaju ryby opanujemy żywioł wody, konsumując ognistego potworka zawładniemy żywiołem (niespodzianka!) ognia, a rycerz wyposaży nas w miecz. Są też bardziej nietypowe metamorfozy: na przykład po połknięciu futrzaka z ogonem dostaniemy bicz i kapelusz, zaś zjedzenie wielkookiego stworka poskutkuje przemianą w czarodzieja. Łącznie Kirby może przybrać przeszło 20 różnych postaci, zaś każdej transformacji towarzyszy zmiana wyglądu kulki - „stroje” wyglądają naprawdę przeuroczo. Jedne różnią się od siebie mniej, inne bardziej, ale generalnie każda umiejętność ma wiele zastosowań i przydaje się do czegoś innego. Samo odkrywanie możliwości, jakie daje dana transformacja, jest świetną rozrywką.
Grę pierwotnie tworzono z myślą o GameCube'ie. Tak wyglądała jej wczesna wersja:
W wyznaczonych miejscach Kirby przywłaszcza też na określony czas superzdolności, które są potężniejszą formą tych wcześniej już znanych. Zamiast skromnego mieczyka dostaniemy ogromny, kilkumetrowy ultramiecz, a połykając specjalnego bałwana, będziemy mogli się przemienić w gigantyczną kulę śnieżną. Supermoce przydają się nie tylko do zrównywania z powierzchnią ziemi zastępów przeciwników, ale też do niszczenia niektórych elementów otoczenia, za którymi kryją się tony gwiazdek do zebrania i portale do bonusowych etapów w tajemniczym wymiarze. Destrukcja, której dokonujemy na przykład jako wspomniana kula, przyspiesza bicie serca i pozwala odstresować się prawie tak samo dobrze, jak bezmózga wyrzynka potworów w „Serious Samie”. To zdecydowanie najbardziej widowiskowy i najbardziej zapadający w pamięć element całej gry.
Coś na deser „Kirby's Adventure Wii” należy do grupy gier łatwych do ukończenia, ale stosunkowo trudnych do wymaksowania. Zaprawiony w bojach gracz powinien swobodnie przebiec przez wszystkie etapy w 5-6 godzin, tracąc przy tym ledwie kilka żyć. Żeby jednak zobaczyć wszystko, co oferuje nam gra, trzeba się już trochę wysilić. Na każdym etapie poukrywanych jest kilka tzw. Energy Spheres, zębatek, które potrzebujemy do odblokowania dodatkowych trybów. Sam zebrałem zaledwie połowę ze wszystkich stu dwudziestu, mimo że przez grę wcale nie pędziłem i skrzętnie ich wypatrywałem. Niejednokrotnie dziwiłem się, w jak dziwnych miejscach zębatki były umieszczone, albo męczyłem się z zagadką, której rozwiązanie doprowadziłoby mnie do przedmiotu - często bez skutku. Kolekcjonowanie zębatek to spore wyzwanie. Może nie aż tak duże, jak zbieranie gwiazdek w „Super Mario Galaxy”, ale jednak spore.
Kolejne godziny zabawy zapewniają wspomniane dodatkowe tryby. Mamy pokój wyzwań, w którym przechodzimy specjalne poziomy przystosowane do danej zdolności, mamy tryb areny, gdzie po kolei ścieramy się ze wszystkimi bossami, są też dwie minigierki do zabawy ze znajomymi (rzucanie shurikenami i strzelanie z pistoletów), robiące użytek z ruchowych właściwości Wiimote'a. I wiecie co? We wszystkie te tryby gra się równie przyjemnie, co w „kampanię”.
A jeśli po ich ukończeniu dalej będzie Wam mało, polecam spróbować trybu Extra, czyli opcji ponownego przejścia gry, tyle że z kilkoma zmianami. Kirby ma krótszy pasek życia, wrogowie są więksi, bossowie potężniejsi; słowem: jest znacznie trudniej. Nawet najwięksi hardkorowcy powinni nasycić się tym trybem.
Familijne granie
Przygody Kirby'ego są świetną okazją, by przy konsoli spędzić czas z całą rodziną. Grę możemy przechodzić bowiem także wraz z trzema innymi osobami. Do zabawy dołączyć (oraz z niej wyjść) można w każdej chwili, wcielając się w wybranego przyjaciela różowej kulki. Mimo że nowi gracze odgrywają drugorzędną rolę, bo nie mogą zdobywać nowych umiejętności, to znacznie ułatwiają zabawę. Gdy natomiast zginą, zaraz odnawiają się u boku głównego gracza, kosztem jego życia. W „Kirby's Adventure Wii” może grać, przykładowo, kompania złożona z doświadczonego gracza-taty, mamy i dziecka (bądź dwojga dzieci). Tata będzie przewodniczyć drużynie, troszcząc się o odpowiednią liczbę żyć, a reszta będzie bez stresu podążać u jego boku i zgłębiać niełatwą sztukę grania.
Barwna Kraina Marzeń „Kirby's Epic Yarn” to zdecydowanie jedna z najbardziej stylowych i najsłodszych gier tej generacji konsol. „Kirby's Adventure Wii” nie ma jednak charakterystycznego sznytu graficznego i nie jest aż tak uroczy. Chociaż gra mieni się na każdym kroku wszystkimi kolorami tęczy, lokacje są szczegółowe i urocze, animacje postaci wykonano bez zarzutu, a oglądanie Kirby'ego rozczuli nawet największego twardziela, to całość sprawia zaledwie pozytywne wrażenie. Pod względem wizualnym znacznie bardziej podobał mi się chociażby „Donkey Kong Country Returns”.
Sfera audio również nie trzyma poziomu, jaki znamy z innych platformówek Nintendo, np. z „Super Mario Galaxy”. Radosna, skoczna muzyka przygrywająca w tle i wszelkiej maści odgłosy idealnie wkomponowują się w sielankowo-cukierkowy klimat gry, lecz żaden z usłyszanych utworów nie wpadł mi w ucho.
Werdykt Można narzekać na wtórność nowych przygód Kirby'ego, można mówić, że to tylko nieskomplikowana platformówka, jednak nie można odmówić jej magii oraz frajdy, jaką sprawia. Znana od lat klasyczna receptura na platformówki, którą wykorzystali twórcy, cały czas działa i wciąga, szkoda tylko, że zabrakło w niej wartości dodanej. To po prostu dobrze wykonana, rzemieślnicza robota.
Lubicie platformówki? Kupujcie, zwłaszcza jeśli macie kilkuletnie dziecko. W przeciwnym razie poczekajcie, aż cena gry spadnie albo po prostu nie zwracajcie na nią uwagi. Nie tylko z tego względu, że tej jesieni ukazała się cała masa znakomitych tytułów, i to na nie lepiej wydać swoje pieniądze - również dlatego, że nowemu Kirby'emu brakuje iskry geniuszu znanej z innych platformówek Nintendo. Włączając w to „Kirby's Epic Yarn”.
Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka). Adrian Palma
- Deweloper: HAL Laboratory
- Wydawca: Nintendo
- Dystrybutor: Stadlbauer
- Data premiery w Europie: 25.11.2011 r.
- PEGI: 7
Egzemplarz gry do testów udostępnił dystrubutor, firma Stadlbauer.