Kim jest Raiden?
W zależności od tego, kogo zapytamy, odpowiedzi bywają różne. Herosem albo ciotą. Gejem albo heteroseksualnym lowelasem rozkochującym w sobie kobiety. Beznamiętnym cyborgiem albo naiwną mimozą. Trudno o bardziej kontrowersyjnego bohatera gier wideo.
(UWAGA! Tekst zawiera spojlery dotyczące serii Metal Gear Solid)
Hideo Kojima miał wymarzoną sytuację startową przed Metal Gear Solid 2. Pierwsza część była przełomem w dziedzinie opowiadania historii językiem gry wideo, chwytała za serce za sprawą scenariusza i przedstawiała plejadę unikatowych bohaterów. Na pierwszym planie - Solid Snake, bohater zmęczony i tak bardzo ludzki w swych słabościach.
Plan na MGS2 był prosty - to samo, tylko lepiej i ładniej, bo już nie na PSX-ie, a na PS2. Słynne demo na tankowcu sugerowało, że japoński wirtuoz wie, o co chodzi i idzie w dobrym kierunku.
Gdy pojawiła się pełna wersja gry, okazało się, że po przejściu wspomnianego fragmentu nagle wszystko się posypało. Zamiast Snake'a pierwsze skrzypce grał jakiś androgyniczny białowłosy młokos. Kojimie udało się do samej premiery zachować jego tożsamość w tajemnicy, również dzięki temu, że we wszystkich zwiastunach zamieniono postać Raidena na Snake'a. Nie było na ten temat żadnego wycieku. Szok był ogromny.
Bohater w cieniu Wówczas wielu graczy po raz pierwszy zetknęło się z bishonenem - uwielbianym przez Japonki wzorem mężczyzny, koniecznie młodego, ładnego, a przy tym zniewieściałego. Kojima chciał, by bohater był atrakcyjny dla kobiet, dlatego odział go w obcisły strój. Jednym z argumentów był list od dziewczyny, która nie chciała po MGS grać już więcej stękającym dziadygą. Kojima uwzględnił preferencje pięknej płci, nie wziął jednak pod uwagę innych - kulturowych. Gładkolica postać, którą w ważnej misji co chwilę rozpraszają telefony od dziewczyny, była dla zachodniego gracza nie do przełknięcia.
Raiden i Snake (MGS2)
Kojima tłumaczył decyzję chęcią rozwijania postaci Snake'a, ale z perspektywy trzeciej osoby. Tak jak w powieściach Arthura Conana Doyle'a o Sherlocku Holmesie, który jest kreowany w dużej mierze przez kronikarską działalność doktora Watsona.
Istnieje też teoria mówiąca o tym, że Raiden to gracz - czyli Ty lub ja, w zależności od tego, kto trzyma pada. Tak jak Raiden w grze w wyniku eksperymentu symulował przebieg zdarzeń z pierwszej części gry, tak my robimy to przed konsolą. Wrażenie przełamywania tzw. czwartej ściany wzmacniał np. pułkownik Campbell, apelując do gracza - a więc do nas - by wyłączył grę. Jeszcze jednym dowodem potwierdzającym tę teorię może być jedna z ostatnich scen, gdy Raiden przygląda się własnemu nieśmiertelnikowi - znajduje się na nim ksywka, którą sami wpisaliśmy na początku gry. - Czy to ktoś, kogo znasz? - pyta Snake. - Nie, nigdy nie słyszałem tego imienia - odpowiada Raiden. - Wybiorę własne imię... i własne życie.
Teoria interesująca, ale wyobrażam sobie, że wielu z Was właśnie się skrzywiło. Bo niby jak utożsamiać się z takim kolesiem? Raiden był blondwłosym, delikatnym żółtodziobem, którego w łatwy sposób można było zmanipulować. Ślizgał się na ptasich kupach i robił gwiazdy. Tak, gwiazdy.
Na domiar złego latał z gołym tyłkiem.
To oczywiście było przedmiotem kolejnych szyderstw z biednego Jacka, ale i analizy - czy naprawdę ma po co zasłaniać się dłońmi? Co bardziej dociekliwi zauważyli, że krocze zostaje odsłonięte na chwilę podczas przewrotu w powietrzu i wówczas widać, że nic tam nie ma. Katastrofą dla wizerunku Raidena było potwierdzenie tego faktu po późniejszym wydaniu The Document of Metal Gear Solid 2, w którym można było w scenkach przerywnikowych kierować kamerą. Wątpliwości zostały rozwiane...
Raiden w całej okazałości )(MGS2)
Raiden, heros niekochany Abstrahując od złośliwostek pod adresem Raidena, blondwłosy ninja stał się symbolem tego, co było w Metal Gear Solid 2 złe (czytaj: gorsze niż w pierwszym MGS-ie). Mało wyszukanego środowiska gry, kolekcji aż nadto przerysowanych postaci, wreszcie historii każdą wątpliwość tłumaczącą ingerencją sztucznej inteligencji.
Nie pamiętam, czy Jacka w końcu udało mi się polubić. Wiem natomiast, że dzięki jego występowi - i mimo wad - bardzo polubiłem MGS2. To on trzymał w ryzach całą historię, był jej motorem napędowym, nawet jeśli mogła pozostawiać trochę do życzenia jeśli chodzi o logikę. Próba spojrzenia na Snake'a z boku również się udała - trochę jak w starych japońskich erpegach, gdzie niemy bohater bywał zazwyczaj mało istotnym trybem rozgrywającej się historii, Raiden w MGS2 jest po to, by opowiedzieć o Snake'u.
Przede wszystkim jednak bodaj nigdy wcześniej i nigdy później w grze tego kalibru nie zrezygnowano z głównego bohatera, by na jego miejsce wprowadzić kogoś, z kim trudno brnąć przez grę ramię w ramię. Fala krytyki, która spadła na Dantego z nowego DmC, to nic w porównaniu tego, czego doświadczył Raiden. Gdyby sytuacja miała się powtórzyć dziś, jestem ciekaw, czy Konami wytrzymałoby ataki, petycje i morze żali pod swoim adresem. Zwłaszcza że coraz częściej gracze odnoszą w takich starciach zwycięstwo - ostatnio choćby po słabej końcówce Mass Effect 3 ugięło się BioWare, dostarczając nowe zakończenie.
Choć w Konami polubili Raidena, musieli zareagować na nastroje zachodnich fanów. Jack stał się dyżurnym chłopcem do bicia, wyszydzanym przez kolegów na środku klasy. W Metal Gear Solid 3: Snake Eater do roli protagonisty wrócił archetyp żołnierza zmęczonego życiem, a szyderstwa z Raidena znalazły ujście w postaci Ivana Raidenovitcha Raikova - zniewieściałego oficera i kochanka Volgina. Wydawało się, że dla Jacka nie ma już ratunku.
Ivan Raikov (MGS3)
Wymazane dzieciństwo Mimo wszystko Raiden reprezentował sobą więcej niż tylko jasną grzywę i naiwność. Na Big Shell pojawił się jako świeżo upieczony rekrut FOXHOUND, którego jedynym dotychczasowym doświadczeniem był wirtualny trening w eksperymentalnej jednostce amerykańskiej armii, Task Force 21. Mimo to wysłano go - tak przynajmniej sądził on do spółki z graczem - w celu odbicia prezydenta Jamesa Johnsona i rozbrojenia terrorystów.
Jednym z terrorystów był Solidus Snake, dawny dowódca Raidena z czasów wojny domowej w Liberii. Jack, wówczas dziecko-żołnierz, posługiwał się bronią od 6. roku życia, a na froncie dał się poznać jako bezwzględna maszyna do zabijania. Szybko dorobił się pseudonimów White Devil i Jack the Ripper.
W MGS2 nie miał pamięci tych wydarzeń, o co zadbał Solidus wymazując mu wspomnienia. Na Big Shell wkrótce okazało się, że Raiden bierze udział w wielkiej symulacji mającej na celu odtworzenie wydarzeń z Shadow Moses (pierwszy MGS), by wyprodukować najlepszego żołnierza w historii. W trakcie misji wspierała go m.in. ukochana Rosemary.
Jack i Rose... Kojima przyznał się do inspiracji "Titanikiem", zresztą rozmowy obojga w grze często orbitowały wokół tematów filmowych. Uczucie zakiełkowało w trakcie rzekomo przypadkowego spotkania i rozmowie o miejscu akcji "King Konga". Później okazało się, że Rose miała zbliżyć się do Raidena na rozkaz Patriotów.
Po MGS2 para próbowała ułożyć życie, ale przeszkadzały w tym powracające wspomnienia Jacka. W końcu odszedł od dziewczyny. Wkrótce udało mu się poznać miejsce pobytu Sunny, córki Olgi, którą poznaliśmy w MGS2 - ruszył do Area 51 i odbił ją we współpracy z Paradise Lost Army dowodzonym przez Big Mamę. Tymczasem Rose poroniła, a potem znalazła ukojenie w ramionach pułkownika Campbella. Rozczarowany i zły Raiden zostawił Sunny pod opieką Hala i Solida, a sam ruszył, by odzyskać szczątki Big Bossa od Patriotów dla Paradise Lost Army.
Vamp i Raiden (MGS4)
Został złapany i poddany eksperymentom niczym Wolverine w Weapon X - wszczepiono mu egzoszkielet i zrobiono zeń kolejnego ninję z kojimowego uniwersum. Gdy udało mu się zbiec i odzyskać resztki Big Bossa, poddał się operacji, by usunąć z ciała nanomaszyny, ale sztuczne elementy były już nieusuwalne - Raiden pozostał "duchem w maszynie". Ostatecznie uciekł z życia Rosemary i szwendał się po świecie, ucząc się łowiectwa i technik tropienia od indiańskiego szamana na Alasce. Wrócił, gdy Big Mama poleciła mu asystować Solidowi w przygodzie, którą poznaliśmy w Metal Gear Solid 4.
Jak się dowiedzieliśmy z gry, z Rose ostatecznie mu się ułożyło - okazało się, że jej romans z Campbellem był przykrywką, którą wymyślono by chronić ją i Johna. Syna Raidena, który wcale nie umarł w łonie matki.
Ghost in the shell Po raz pierwszy Raiden jako cyborg wystąpił w trailerze MGS4. Jego morderczy balet w starciu z Vampem pokazywał, jak wiele zmieniło się od ich pierwszego spotkania (MGS2), gdy blondwłosa ciapa nie była w stanie się nawet ruszyć i została uratowana przez Snake'a. Teraz to Raiden był maszyną do zabijania. Musiał stracić czysto ludzkie atrybuty, za które fani go znienawidzili, za to zamknięty w blaszanym wdzianku - i dzięki historii, która do tego doprowadziła - miał szansę przekonać do siebie graczy. I udało się, nawet mimo obcasów.
Właśnie na tej przemianie miało się skupiać Metal Gear Solid: Rising, spin-off uniwersum Kojimy. Miało też rzucać więcej światła na dzieciństwo Raidena jako żołnierza oraz stanowić pomost między MGS2 i MGS4. Tradycyjny slogan Tactical Espionage Action zastąpiono Lighting Bolt Action. Po raz pierwszy pokazano grę w akcji na E3 2010. W Rising mieliśmy ciąć rzeczy z użyciem Kinecta. W 2011 roku Konami twierdziło, że Rising wciąż powstaje, mimo problemów - zwłaszcza w Japonii - związanych z kontrowersjami wokół możliwości cięcia żywych przeciwników w dowolny sposób. Tak naprawdę projekt skasowano rok wcześniej, rozpatrując różne opcje, w tym przekazanie procesu produkcji zachodniemu studiu. Ostatecznie jednak firma pozostała przy japońskim spojrzeniu na wymachiwanie kataną, a grę przekazano pod pieczę Platinum Games.
Nowe wcielenie Raidena mocniej odcięto od pępowiny, porzucając człon "Solid" w nazwie i zmieniając tytuł na Metal Gear Rising: Revengeance. Platinum porzuciło wszelkie elementy skradankowe i zupełnie inaczej podeszło do fabuły - zamiast dopasowywać się do złożonego uniwersum, postanowiło opowiedzieć nową historię, by zainteresować nowych odbiorców. Akcja Metal Gear Solid: Revengeance rozgrywa się 4 lata po MGS4 i opowiada o dziejach Raidena po tym, jak został ochroniarzem VIP-ów.
Revengeance zaczniemy ogrywać dopiero po weekendzie i już nie mogę się doczekać. Sam, doceniając wkład Raidena w uniwersum, złapałem się na tym, że możliwość przejścia całej gry w kostiumie Gray Foxa jest jednym z niewielu DLC tego typu, za które faktycznie bym zapłacił. Frank Jaeger, jedna z najtragiczniejszych postaci uniwersum, był zresztą faworytem Kojimy w początkowej fazie tworzenia spin-offa, ale na Raidena naciskała reszta studia. Twórca uległ.
Czy Jack w mechanicznym wydaniu również będzie budził kontrowersje? A przede wszystkim - czy w ogóle ma szanse wywołać emocje u gracza? Na takie na skalę MGS2 raczej nie ma co liczyć...