Kim jest Leeroy Jenkins? To najsłynniejszy gracz w World of Warcraft
Wirtualna zaraza, którą zainteresowali się prawdziwi epidemiolodzy? Nie. Cyber-burdele w grze sieciowej? Gdzie tam! Najsłynniejsza prawdziwa historia z wirtualnych światów to ta dzisiejsza.
12.04.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:40
Zdradzę Wam dowód na to, dlaczego gra sieciowa to coś więcej niż tylko wirtualna rzeczywistość. Najsłynniejszym graczem w World of Warcraft nie jest żaden wybitny zwycięzca turniejów e-sportowych, ani szef topowej gildii. To prosty serwisant elektryki z Kolorado, który nie osiągnął w grze nic specjalnego, lecz który zrobił coś, czym zawojował popkulturę. Nazywa się Ben Schultz, bardziej znany jako Leeroy. Leeroy Jenkins.
Dlaczego akurat on? Stało się to podczas rajdu... WAIT. Ponieważ od czasu, kiedy po raz ostatni wyjaśniałem, czym są rajdy, przybyło mi trochę Czytelników, zrobię to jeszcze raz.
Jeśli kojarzycie z filmów sceny batalistyczne, w których grupa śmiałków przebija się przez ogromną rzeszę wrogów, by dotrzeć do jakiegoś miejsca, uciec z niego, czy też by zdobyć w nim coś cennego, to odpowiednikiem takiej właśnie brawurowej misji w świecie online jest rajd. Uczestniczy w nim wielu graczy pełniących różne role, a sukces bywa nierzadko okupiony wieloma godzinami gry, pełnej wirtualnego potu, krwi i łez. I nie ma w tym przesady. W czasach, gdy w World of Warcraft Leeroy Jenkins stawał się najsłynniejszym śmiertelnikiem stawiającym swe stopy po wirtualnych posadzkach komnat, rajdy były trudne. And I mean it. Należało być przygotowanym na mozolne przebijanie się do przodu. Stąd też grupa musiała stawiać kroki niezwykle ostrożnie i planować każdy ruch. W takiej właśnie scenerii zaczęło się coś, co przeszło do historii nie tylko gier.
Leeroy pogrywał z kumplami. Nazywali się beztrosko - Pals for Life. Ich symbolem było białe serduszko na różowym tle. Prawda, że urocze? Zaraz zrobi się jeszcze bardziej romantycznie. Tego dnia, gdy stało się to, co się stało, grupa podczas rajdu miała dylemat, czy wejść do pewnego pomieszczenia, czy też je ominąć. Mieli ochotę na to drugie rozwiązanie, by zaoszczędzić sobie kłopotu. Tyle że w środku czekał wróg, za pokonanie którego można było zdobyć ekwipunek przydatny dla Leeroya. No a od czego są kumple, palsi? Właśnie od takich rzeczy. Ikonicznym elementem etosu w świecie online jest umożliwienie koledze podpakowania swojego awatara.
Nie omijamy, wchodzimy - tak postanowił zatem lider rajdu i swą decyzję oznajmił wszystkim. Wszystkim prócz Leeroya, który odszedł wtedy na chwilę od komputera. Bez niego zatem zaczęto omawiać dokładnie plan działania, jak nie dać się pokonać czekającym w środku przeciwnikom.
Analiza taktyki sięgała szczytów absurdu. Dyżurny matematyk w gildii został poproszony o wyliczenie prawdopodobieństwa, że awatary nie zginą. I zrobił to. Wyszło mu, że grupa ma jakieś 32,33 szans na przeżycie. Szacując nie wziął jednak pod uwagę tego, że powodzenie akcji do zera zminimalizuje Leeroy.
Leeroy. Leeroy. Leeroy. W Polsce to się jakoś tak śpiewnie i melodyjnie kojarzy, no nie? Choć pisownia inna, tak jest również w tej historii. Bo Leeroy to tak naprawdę Leeeeeeeroy! To nie imię. To krzyk. Najsłynniejszy krzyk w historii światów wirtualnych. Wrzask, z którym wracający w kuchni gracz siada przed kompem i mając gdzieś, że trwa jeszcze narada wojenna, w samozwańczej szarży wparowuje do środka pomieszczenia ze swym imieniem na ustach. Nie ogląda się na nic. Na nic. Wbiega, po czym zapada cisza. Krótka, ale wymowna. Milczący WTF do potęgi n-tej w wykonaniu kilkunastu ludzi, którzy zastanawiają się, czy im się właśnie przywidziało. I przesłyszało.
Ani jedno, ani drugie. Leeroy jest w środku sam jak palec. Grupa rusza zatem na odsiecz. Oczywiście o uprzedniej taktyce nie ma mowy. Nikt nie zakładał, że trzeba będzie ratować kolegę, któremu najzwyczajniej odbiło. Narasta chaos. Ludzie na voice czacie krzyczą. Na ekranach wszystkich piętrzą się wizerunki smoczych skrzydeł, które bezlitośnie rozprawiają się z Pals for Life. Nikt nie wie, co się dzieje. Awatary padają jeden po drugim. Ginie Leeroy. Po kilkudziesięciu sekundach jest już koniec. Ne ekranie nie dzieje się nic, ale w eter lecą kolejne wyzwiska pod adresem głupoty Leeroya. Jednak i one w końcu milkną. Wtedy ciszę przerywa głos głównego prowodyra. "At least I have chicken” - mówi. Zabił właśnie całą grupę, ale przynajmniej ma kawałek kurczaka.
Aha, powie ktoś. Fajnie, fajnie, ale na czym polega prawdziwy urok tej historii? Odpowiem za pomocą linka. Poniżej video, którego licznik obejrzeń dobija właśnie do 40 milionów. Tę zarejestrowaną na żywo scenę i ikoniczny krzyk Leeroya Jenkinsa zna ogromna rzesza ludzi, interesujących i nie interesujących się na co dzień grami. Dołączcie do nich.
Gdy Pals for Life umieścili ten filmik na sieci, eksplozja popularności Leeroy'a była głośniejsza niż jego krzyk. Prosty serwisant z Kolorado błyskawicznie stał się najsłynniejszym graczem w World of Warcraft. Nie przesadzam. Odwołania do sceny z jego udziałem odnajdziecie między innymi w „How I Met Your Mother”, „South Parku”, czy jednej z reklam Toyoty. Działanie na skraju brawury i głupoty od kilku lat ma nazwę. Dwuczłonową. Leeroy Jenkins.
Znalazł się nawet reżyser, który sparodiował Leeroya w krótkim filmiku z napadem na bank. Średnio mu to jednak wyszło, bo cały kultowy charakter tego, o czym mówimy, zawiera się w odpowiedniej intonacji okrzyku. To niestety w remake'u spieprzono.
Na koniec jeszcze jedna rzecz, która dla części z Was będzie niestety małym rozczarowaniem. Wraz ze wzrostem popularności Leeroya zaczęły pojawiać się głosy, że oryginalną scenę również wyreżyserowano. Gracze wskazywali na takie przesłanki, jak na przykład ta, że ekwipunek, którego potrzebował Leeroy, wcale nie był dla jego awatara taki dobry. Zwracano uwagę na przesadną groteskowość analizy taktycznej z procentową analizą szans przeżycia z dokładnością do kilku miejsc po przecinku. Wprawne oczy znawców gry mogły dostrzec, że w środku pomieszczenia, do którego wbiegł Leeroy, część towarzyszy zachowuje się tak, jakby chciała sprokurować porażkę.
W końcu wyszło szydło z wora. Palsi ujawnili prawdę. Scena z Leeroyem to teatr w wirtualnym świecie, który łyknęła popkultura. Ale to nieważne. Jeśli kiedyś usłyszycie gdzieś "Leeroy Jenkins”, już wiecie, o co chodzi. To tyle na dziś. Idę zjeść kurczaka.
Wojciech Bieroński