Kangurek Kao. Bunkrów nie ma, ale też jest dobrze [RECENZJA]
Kangurek Kao powraca. Towarzysz z dzieciństwa, bohater memów i niespełniony wirtuoz boksowania w jednym. Twórcy wywiązali się ze swojej roli. Udało im się dostarczyć produkt na miarę swoich możliwości.
Wróciłeś. Po tylu latach!
O Kangurku Kao po raz pierwszy usłyszeliśmy w 2000 roku. Tytuł był konsekwentnie rozwijany i doczekał się kontynuacji, aż nagle nastąpiła złowroga cisza. Teraz, w 2022 roku, po wielu latach rozłąki, na rynku pojawił się reboot serii. Oczekiwania względem najnowszej części były dość spore. Może warto stonować nieco nastroje? Jak Tate Multimedia wywiązało się ze swojej roli?
Kangurek Kao zrewolucjonizuje branżę?
Najpierw kilka słów o tym, czym ta gra nie jest. Kangurek Kao nie jest: mesjaszem gamingu, game-changerem na rynku platformówek, nowatorską grą z gigantycznym budżetem. Ta gra, moim zdaniem, nawet nigdy nie pretendowała do tego miana. Jeśli chcemy sięgnąć po najnowszego Kangurka, musimy być tego świadomi. Rewolucji w branży nie ma. Czy to źle?
Kangurek Kao - recenzja na Nintendo Switch
Dane mi było przed premierą zapoznać się z wersją demo gry, a nawet uczestniczyłem w pokazie przedpremierowym. Wtedy pisałem, że "odnoszę wrażenie, iż ta gra nie zamierza dokonać rewolucji w swoim gatunku, a w zamian twórcy dostarczą nam produkt opierający się na sprawdzonych rozwiązaniach". Podtrzymuję swoje słowa. Tym razem mogłem zapoznać się z grą w wersji na Nintendo Switch.
Fabuła prosta niczym lewy sierpowy
Z jednej strony nie wypada spoilerować fabuły, z drugiej zaś historia opowiedziana w najnowszym Kangurku Kao jest prosta niczym prawy prosty (lub lewy sierpowy). W zasadzie, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, nie ma tu wiele rzeczy do spoilerowania. Kao wyrusza w pełną przygód i niebezpieczeństw podróż, by dowiedzieć się, co się stało z członkami jego rodziny. Nic odkrywczego, ale bądźmy szczerzy - ta seria gier już nas do tego poniekąd przyzwyczaiła. "Niby człowiek wiedzioł, a jednak się łudził" - jak mawia jedna z prastarych boomerskich mądrości.
Grafika ma swój urok
Na uwagę zasługuje styl graficzny. Jest słodko, przyjemnie. Barwy nie są agresywne, nie męczą oka. Dla mnie jest to zaleta tej gry, mimo że Nintendo Switch, ze względu na swoją naturę, pozbawia nas wielu walorów estetycznych. Oprawa da nam, nazwijmy to, chwilę wytchnienia w tym nieustannym obcowaniu z coraz bardziej zaawansowaną grafiką, znaną z tytułów AAA. Są też problemy. Łowcy Bugów niech rozgrzewają do czerwoności swoje klawiatury, bowiem tekstury mają tendencję do niepoprawnego wczytywania się. W wersji na Nintendo Switch miałem od początku gry do samego końca problem z poglądem ubioru w sklepie, a jak już skompletowałem fajny strój, to z jakiegoś powodu nie pojawiał się on w cut-scenkach. No szkoda, szkoda…
Kangurek Kao jest grą dla dzieci. Pewne rzeczy trzeba poprawić
Niejednokrotnie było podkreślane, że gra jest również (a może przede wszystkim) dedykowana najmłodszym. Czuć to. Wystarczy zapoznać się z prologiem, który szybko i sprawnie wytłumaczy nam tajniki sterowania. A te nie są skomplikowane. Skok, podwójny skok, namiastka wspinaczki, turlanie się. Animacje są wykonane poprawnie, chociaż do niektórych mógłbym się przyczepić. System poruszania się został zaimplementowany tak, aby nie wytrącać nas z rytmu, gdy pokonujemy kolejne platformy. Przyjemna i wciągająca sprawa, Kao jest niezwykle dynamiczny.
Najmłodsi gracze mogą mieć jednak problem z niektórymi komunikatami. To fajnie, że na każdym kroku spotykamy pomocne kraby, które przypomną nam pewne mechaniki. Problem jest natury technicznej. Pewne informacje i sekwencje dialogowe są po pierwsze irytująco długie. Druga sprawa, to rozmiar czcionki. W niektórych sytuacjach powinny być większe napisy. Ileż to razy przybliżałem twarz do Nintendo Switch, by poprawnie coś odczytać. Ja jakoś "przełknę zniewagę", jednak twórcy muszą mieć świadomość, że dziecko może szybciej stracić cierpliwość, znudzić się zabawką i powiedzieć "mame, ja już nie chcę grać, tu nic nie widać!". Reasumując: gra wszystko tłumaczy, prowadzi za rączkę, więc dzieci sobie poradzą.
Co oferuje rozgrywka w Kangurku Kao?
No dobrze, ktoś teraz może zadać pytanie - i co? To wszystko? W tej grze się tylko skacze i turla? Nie. Jak już zostało napisane, Kangurek Kao jest niespełnionym bokserem, a walka towarzyszy nam od samego początku rozgrywki. Ilość kombinacji ciosów może nie jest imponująca, ale pozwala nam wykonywać szybkie sekwencje ciosów, strącać wrogów z powietrza i uskuteczniać potężne ataki końcowe. Łatwy i przyjemny system walki. Twórcy przygotowali kilka urozmaiceń, które odkrywamy stopniowo, wraz z postępem rozgrywki.
Pojawia się "broń dystansowa", która pozwala razić przeciwników i wchodzić w interakcję z niektórymi elementami otoczenia. Z czasem nasze rękawice staną się jeszcze silniejsze i będą mogły działać na zasadzie żywiołów. Brzmi super. Jest w tym ogromny potencjał, który zdaje mi się, że nie został do końca wykorzystany.
Coś dla starszych fanów
Twórcy puszczają "oczko" do starszych fanów, gdzie znajdziemy nawiązania do poprzednich części. Dość wspomnieć o tym, że możemy najzwyczajniej kupić skórkę "starego" Kao w specjalnych sklepach. Niby są to drogie rzeczy, ale spokojnie! Ilość monet, które pojawią się na naszej drodze, jest imponująca. W tym szalonym zbieractwie jest jakiś element uzależniający. Grając na Nintendo Switch miałem ten komfort, że mogłem "z doskoku" chwycić sprzęt i pograć chwilę, gdy czekałem, aż obiad się podgrzeje. Przykład z życia wzięty. Jakiś dziwny czynnik powodował to, że rozgrywka się przedłużała. Jeszcze jeden poziom, jeszcze jedna skrzynia ze skarbami! To dobrze świadczy o grze, ale źle o moich zdolnościach kulinarnych. Jeden z obiadów przypaliłem.
Poziom trudności? Tu wszystko jest łatwe
Kangurek Kao nie jest grą trudną, jednak jeśli chcemy przejść dany poziom na 100 procent, to troszkę nagimnastykować się trzeba. Podobnie jak w przypadku walki z bossami. Poprzeczka jest podniesiona nieco wyżej, ale da się na spokojnie ją przeskoczyć. Nadal szukam elementów, które możemy wpisać na listę "urozmaicenia rozgrywki", ale mam z tym problem. Owszem, są dziecinnie proste zagadki środowiskowe. Są specjalne kryształy mocy, które aktywowane uderzeniem, materializują niedostępne wcześniej platformy. Są specjalne znajdźki, poukrywane skrzynie, diamenty, są ale… niewiele więcej treści jest w tej grze. Specjalnie pomijam temat "Wiecznych Studni", bo to faktycznie jest smakowity kąsek i nie chcę psuć zabawy.
Fabuła, jak już zostało wspomniane, jest do bólu prosta, jednak mi do gustu przypadły komentarze Kao. Jest tu wiele całkiem uroczych tekstów. Zdecydowanie nasz Kangurek idzie z duchem czasu i pozwala sobie na uwagi, że "kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów".
Problemy na Nintendo Switch
Jeśli chodzi o problemy techniczne (wspominałem już o problemach graficznych), to w wersji na Nintendo Switch miałem problem z zapisem gry. Najzwyczajniej straciłem cały swój postęp. To jest poważny błąd, który mnie nieco rozsierdził. Najbardziej dynamiczne sekwencje powodują spadek klatek. Dodatkowo stary i znany repertuar błędów: gdzieś wskoczyłem - wyleciałem w powietrze, albo nie mogłem stamtąd wyjść. Wierzę, że są to błędy, które da się wyeliminować odpowiednią łatką.
Podsumowanie
Nie miałem olbrzymich oczekiwań względem nowego Kangurka Kao. Liczyłem na prostą, przyjemną i lekką platformówkę, w którą można sobie pograć ot tak, dla zabicia czasu. Granie na Nintendo Switch premiuje takie podejście. Taką grę dostałem i taką grą miał być Kangurek Kao. Sprawdzone elementy, sielankowa atmosfera, słodka grafika. Tytuł ma pewne niedociągnięcia. Liczyłem na bardziej rozbudowaną fabułę i więcej urozmaiceń. Czy bawiłem się dobrze? Mimo wszystko tak. To było całkiem pozytywne doświadczenie. Nie cierpiałem, a były nawet chwile, gdy produkcja wciągnęła mnie na dobre. Jestem skłonny "przymknąć oko" na mniejsze błędy. Cieszy fakt, że studio Tate Multimedia odpowiedziało na prośbę fanów i dostaliśmy całkiem przyzwoitą platformówkę. Gdy twórcy udostępnią odpowiednie łatki, bądź aktualizacje, będę skłonny zrewidować poniższą ocenę.
Grę do recenzji udostępnił nam jej wydawca, CENEGA
Sebastian Barysz, dziennikarz Polygamii