Kane & Lynch 2: smród, beton i brud
Gra Kane & Lynch: Dead Men z 2007 spotkała się z mieszanymi opiniami, w pamięci branży zapisała się głównie ze względu na skandal dotyczący nacisków wydawcy gry na recenzenta z Gamespotu. Afera być może czegoś Eidos w sprawie kontaktów z prasą nauczyła, a Kane & Lynch 2: Dog Days? Chyba znowu spotkają się z mieszanym przyjęciem.
Kane & Lynch 2 to kolejna strzelanka w której kamera umieszczona jest tuż za plecami postaci. Można się chować za murkami, ostrzeliwać, przeskakiwać, jest masa broni, przeciwników, a na dodatek całość da się przejść w dwie osoby. Ostatnimi czasy naprawdę trudno jest rzucić kamieniem, aby nie trafić w podobną produkcję.
Jednakże gra Io Interactive zaskakuje. Czym? Wystylizowaną oprawą graficzną i "filmowością". Od pierwszych sekund gra przykuwa montażem scen przerywnikowych, dramatyczną sceną, po której nagle ukazuje się napis "kilka dni temu". Z miejsca poczułem się zaintrygowany. Przejścia pomiędzy wyreżyserowanymi scenkami a właściwą grą są niezwykle płynne, nawet podczas ekranów ładowania słychać rozmowy telefoniczne bohaterów - narracja ani na moment się nie zatrzymuje.
Osoby lubujące się w mierzeniu jakości tekstur na pewno będą nad K&L2 kręcić nosem - na zbliżeniach gra prezentuje się co najwyżej poprawnie. Ale nadrabia resztą: kamera cały czas się trzęsie, obraz jest zamazany, kolory podbite, przy eksplozjach i postrzałach na wierzch wyskakują ogromne piksele mające sprawiać wrażenie, jakby gracz nie tyle sterowałem Kanem lub Lynchem, co biegł za nimi z kamerą.
Jest coś w atmosferze Dog Days, co nazwałbym "intensywnością". Io Interactive na tyle udanie oddało duszny klimat brudnych szanghajskich zaułków, że nie mam najmniejszej ochoty ich odwiedzić podczas ewentualnej wycieczki. Główni bohaterowie są wściekłymi, zmęczonymi życiem bandziorami jakich wielu, ale ich determinacja kojarzy się z głośnym rosyjskim "Bratem" czy oskarowym "Dniem próby".
Moja styczność z Kane & Lynch 2 ograniczyła się do niecałych dwóch godzin podczas których miałem okazję biegać po kolejnych brudnych magazynach, śmierdzących sklepach i uliczkach składających się na labirynt azjatyckiej, betonowej dżungli. Były momenty z walką na zakorkowanej autostradzie, była też znana z wersji demonstracyjnej scena w restauracji, gdzie niemalże wszystkie drewniane ścianki działowe można było obrócić w drzazgi, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wszystko zlewa mi się w jedno i cały czas robię to samo - w momencie w którym zaczęło robić się nieco ciekawiej, udostępniona nam wersja się skończyła.
Sama stylizacja i klimat nie dadzą rady, jeśli rozgrywka będzie nawalać. Ta nie wyróżnia się niczym szczególnym. Przeciwnicy atakują istnymi hordami, nawet na średnim poziomie trudności zdają się być nieludzko wytrzymali na kule, aż do granic frustracji, kiedy to powalony kolejny raz na ziemię bandzior powstaje jak gdyby nic biegnie dalej. Nie mieliśmy okazji zagrać w dwie osoby, ale choć nie zauważyłem zbyt wielu momentów "kooperacyjnych", to widać, że twórcy zaprojektowali poziomy w ten sposób, aby miejscami dawały możliwość zachodzenia z flanki i współpracy.
Kane & Lynch 2 to także tryb dla wielu graczy, którzy każdy może przetestować dzięki dostępnej na Xbox Live i PSN wersji demonstracyjnej - pograłem kilka razy i zabawa z obcymi ludźmi w grze polegającej na zdradzie i podstępie mija się trochę z celem. Podobnie jak w części pierwszej, tak i tutaj kilka osób dokonuje napadu, dzieli się łupem i próbuje uciec policji, ale w trakcie mogą wsadzić koledze nóż w plecy, aby przejąć jego pieniądze. W Dog Days tryb ten występuje w trzech różnych wariantach, które są pewną odmianą od klasycznych deathmatch'y czy podchodów z flagami. Zwłaszcza, jeśli macie grupę znudzonych innymi grami znajomych.
Po dwóch godzinach spędzonych z grą jestem rozdarty. Z jednej strony historia i sposób jej opowiadania pozytywnie mnie zaskoczyły, wręcz wciągnęły, z drugiej Io Interactive nie zdołało przekonać do końca, że ich gra nie stanie się szybko aż nadto monotonna. Chciałbym dać tej grze szanse, ale coś mi mówi, że moje nadzieje mogą być niepotrzebnie rozbudzone.
Premiera: 20 sierpnia
Konrad Hildebrand