Kane & Lynch 2: Dog Days - recenzja
Kiedy zadzwonił do mnie naczelny z pytaniem, czy chcę Kane & Lynch 2 do recenzji, przyznaję, miałem (co prawda tylko przez ułamek sekundy, ale jednak) chwilę zawahania. To dlatego, że dzień wcześniej przygotowywałem zestawienie ocen jakie zebrała gra i te zaczynały się od 1/10 a kończyły na 9/10, choć średnia wskazywała, że mamy do czynienia z tytułem przeciętnym. Z drugiej strony demo gry kazało mi sądzić, że nie jest tak źle, jak malują to zagraniczni recenzenci. Jak to zatem jest z dziełem IO Interactive?
Brudno, szaro, ciekawie Pierwsze co rzuca się w oczy po odpaleniu gry to oczywiście charakterystyczny filtr sprawiający wrażenie, że całą akcję obserwujemy jakby była nagrana kiepskiej jakości kamerą z telefonu komórkowego. Objawia się to przeciągłymi, zwykle niebieskawymi liniami, jakimi paskudzą ekran źródła światła czy też potworną ziarnistością obrazu w ciemniejszych lokacjach. Do tego dodać trzeba niezwykle sugestywną pracę kamery, która często imituje wrażenie kręcenia 'z ręki'. Zabieg ten podkreśla pewną chaotyczność i intensywność tego, co dzieje się na ekranie. Choć takie użycie kamery może chwilowo dezorientować, to wydaje mi się, że jest to zabieg celowy, mający podkreślać w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, a ta od początku do końca jest nad wyraz niewesoła. Mimo zastosowania powyższych trików nie miałem specjalnych trudności ze śledzeniem akcji. Komórkowy obraz podkreśla jeszcze jedną rzecz - przez większość czasu razem z Kanem i Lynchem odwiedzamy mało przyjemne (choć nie tylko) miejsca: magazyny, nielegalne fabryki czy naprawdę wąskie i brudne zaułki Szanghaju. Są momenty, w których naprawdę można zachwycić się złożonością otoczenia, nawet jeśli na efekt składają się jedynie programistyczne sztuczki i wspomniany filtr, jednak nie brakuje też chwil, w których uświadamiamy sobie, że gdyby nie komórkowy efekt to w wielu miejscach mamy do czynienia z grafiką bardzo przeciętną. Na tym tle świetnie wypada za to dwójka bohaterów i większość ich oponentów.
Pieskie życie gangstera Fabuła nie jest najmocniejszą stroną gry. Lynch mieszka w Szanghaju, gdzie dalej zajmuje się gangsterką, ale mimo to, można powiedzieć, że się ustatkował. Nie miewa już napadów szału ani halucynacji, mieszka za to z dziewczyną. Akcja rozpoczyna się w momencie przylotu Kane'a do miasta. Razem z Lynchem mają wykonać ostatnią robotę, która ustawi ich do końca życia. A potem wszystko idzie źle... Bardzo źle od początku do końca. To właśnie jest siłą gry, mamy wrażenie obcowania z brudnym, krwawym kryminałem, w którym nie ma miejsce na finezję. Jest tylko dwójka bohaterów, która ma naprawdę przerąbane i po kolei traci sojuszników cały czas zyskując nowych wrogów. Trochę jedynie szkoda, że Lynch tak bardzo się ustatkował - grę reklamowano m.in. przez możliwość zagrania prawdziwym psychopatą, a jedyne szaleństwo bohatera polega na mruczeniu pod nosem. Choć akcja gry początkowo rozgrywa się wyłącznie na ulicach i w zabudowaniach przemysłowych, to później trafiają się nam bardziej różnorodne lokacje. Wrażenie budzi choćby lotnisko, gdzie biegamy obok pasa startowego, na którym co chwilę ląduje lub startuje jakiś ogromny samolot. Nie brakuje też akcji, które zapadają w pamięć, ale tu nie będę zdradzał zbyt wiele, by nie psuć Wam zabawy.
Ponieważ bohaterów jest dwóch ma to oczywiście wpływ na rozgrywkę i pozwoliło włączyć do gry tryb kooperacji zarówno w sieci jak i na jednej konsoli. Niestety nie miałem możliwości go sprawdzić, ale wierzę, że gra się zabawniej niż z wirtualnym partnerem. Ten nie jest zresztą specjalnie bystry i nie możemy mu zbytnio ufać. Często dopuszcza przeciwników tam, gdzie spodziewamy się, że jesteśmy osłaniani. Łatwo tutaj zginąć, a system osłon nie zapewnia całkowitej ochrony od kul - często fragment ciała pozostaje odkryty mimo przytulenia się do jakiejś odrapanej kolumny - dlatego też takie zachowanie SI drażni. Z kolei przeciwnicy potrafią całkiem nieźle kombinować i zazwyczaj próbują zajść nas z flanki, inna sprawa, że często robią to nieudolnie i pchają się pod lufę. Przyzwyczajenia wymaga mały zasięg i skuteczność dzierżonych przez nas borni. O ile przeciwnicy nie mają żadnego problemu by trafiać nas z drugiego końca pomieszczenia, tak my nie mamy zazwyczaj podobnych szans. Mechanizm ten wymusza styl rozgrywki polegający na kryciu się za coraz bliżej (w stosunku do przeciwnika) umieszczonymi przeszkodami i pozostawanie w ruchu. Taka przewaga przeciwników w sile ognia całkiem nieźle oddaje też sytuację, w której bohaterów jest tylko dwóch, a na przeciw siebie mają cały oddział policji czy gangsterów. Wówczas przyklejamy się do jakiejś osłony i wychylamy się tylko wtedy, kiedy możemy. Początkowo jednak system jest dość denerwujący i dopiero wraz z poznawaniem jego niuansów staje się akceptowalny. Sama rozgrywka szybko staje się niestety dość jednostajna - ot po prostu przebijamy się przez kolejne lokacje chowając się za osłonami. Z rzadka tylko urozmaicone jest to jakimiś innymi motywami jak konieczność chronienia zaatakowanej limuzyny. Miłośnikom strzelanek jednak znudzić się nie zdąży, bo kampania trwa skandalicznie krótko - na średnim poziomie trudności ukończyć ją można w jakieś 5-6 godzin, a to stanowczo za mało. Zwłaszcza, że chciałoby się zobaczyć co będzie dalej, w chwili gdy gra się kończy.
Mokra robota Poza trybem dla jednego gracza gra nie ma niestety wiele do zaoferowania. Owszem, wymyślono całkiem ciekawy tryb Arcade ale nie jest on wstanie zapewnić pustki, jaka zieje od gry po ukończeniu głównego wątku. Założenia są następujące, wraz ze sterowanymi przez konsolę oprychami wyruszasz na rabunek. Zadanie również nie jest skomplikowane: wybić ochronę, ukraść co się da, a następnie przebić się do punktu ewakuacji w wyznaczonym czasie. Kto nie zdąży albo zginie po drodze ten ma pecha. Kolejne rundy to powtarzanie tego mechanizmu aż nie pozbędziemy się naszych trzech żyć. Między rundami możemy też zakupić lepszą broń. Twórcy przygotowali sześć takich scenariuszy (a właściwie map) plus jeszcze trzy do ściągnięcia jako dodatek.
Na tych samych mapach i niemal tych samych zasadach rozgrywa się też tryb multiplayer, choć każdy z trzech dostępnych wariantów to mniejsza lub większa modyfikacja. We Fragile Alliance zadanie jest dokładnie takie samo jak w Arcade, z tym, że nasi polegli współtowarzysze odradzają się jako próbujący nas powstrzymać policjanci . Uważać trzeba także na zdrajców, bo przy samej ewakuacji ktoś może chcieć nas zabić dla niesionego przez nas okupu. Motyw ten kapitalnie rozwinięto w najciekawszym trybie - Undercover Cop. W każdej rundzie wśród graczy losowany jest jeden tajniak i nikt poza samym zainteresowanym nie wie kim on jest. Policjant działający z gangiem ma za zadanie wyeliminować pozostałych graczy, może to jednak czynić dopiero wtedy, gdy pozostali popełnią jakieś przestępstwo, co zwykle i tak dzieje się na początku rozgrywki. Ponieważ pozostali gracze wiedzą, że wśród nich jest czarna owca, dopóki tajniak nie zacznie zabijać nikt nie wie kim on jest. Mnożą się więc podejrzenia, często ktoś zastrzeli kogoś na podstawie zaledwie domysłu, dostanie łatkę zdrajcy, więc pozostali pomyślą, że to właśnie on jest policjantem i również go zastrzelą... Słowem - nikt nikomu nie może ufać i mamy atmosferę jak we Wściekłych Psach Tarantino. Cops and Robbers to swego rodzaju drużynowy deathmatch o w miarę tradycyjnych zasadach. Z uwagi na nie najlepsze celowanie w grze daje chyba najmniej frajdy.
Kane & Lynch 2: Dog Days nie jest grą wybitną, a solidnym średniakiem, w którego warto zagrać, zwłaszcza jeśli jest się fanem gatunku. Koniecznie sprawdźcie ją dla samej atmosfery, mało jest bowiem gier osadzonych w tak dosadnym, brudnym gangsterskim świecie. Niestety największą jej wadą jest długość trybu Story. Gdyby w Polsce istniały wypożyczalnie byłby to tytuł idealny do sprawdzenia w weekend.
Marcin Lewandowski
Kane & Lynch 2: Dog Days (PC)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat