"Kamper" - dobre polskie kino obyczajowe z gamedevem w tle
Nie czytajcie opisu filmu dystrybutora, nie oglądajcie trailera. Obejrzyjcie film, a potem pogadajmy w komentarzach o jego wymowie.
14.07.2016 | aktual.: 15.07.2016 11:17
„Para trzydziestolatków, kiedyś zakochani w sobie do szaleństwa, dziś muszą zdecydować, czy kolejny krok w życiu zrobią razem czy osobno”. Po przeczytaniu tego opisu stwierdziłem, że może lepiej filmu jednak nie oglądać. Po dłuższej wersji, gdzie są jeszcze copywriterskie rodzynki typu "Ona ambitna, pracowita On jest wiecznym chłopcem, który pracuje jako tester gier komputerowych musi się ogarnąć" klamka już właściwie zapadła - nie chcę marnować swojego czasu na kolejny film, gdzie utrwala się stereotypowy obraz gier i graczy (bo praca testera to czysta radość, heh). Tutaj pojawiła się jednak myśl - czy warszawski QLOC użyczyłby do kręcenia oczerniającego branżę filmu swoich biur i loga? Druga rzecz, czy Pezet promowałby taki obraz swoim nowym kawałkiem?Szybko wygooglałem jego opinię ("Świetnie zagrany, wyreżyserowany, bez jakiejś gównianej komedii romantycznej"), pogadałem z ludźmi z QLOC-a i w końcu obejrzałem. Wam też polecam - "Kamper" to kawał dobrego kina obyczajowego w naprawdę bliskich nam realiach. Film, który ze swoim oficjalnym opisem ma tyle wspólnego, co rencista z rentierem.OK, jest tu zdrada, jest romans. Ale to nie taki film jak myślisz. Gry wideo też nie są tutaj przedstawione tak jak myślisz. Nie stanowią tylko jednowymiarowo pokazanego tła. Z jednej strony mamy bowiem rozmyślania nad współczesnym rynkiem, rozmowy o stworzeniu jakiegoś "indyka", z drugiej dużą firmę zajmującą się testowaniem produkcji AAA. Reżyserowi Łukaszowi Grzegorzekowi, który tak na marginesie sam jest graczem, bardzo fajnie udało się pokazać w kilku scenach nie tylko przekrój branży, ale też naszego hobby. Mamy tu sesję w Wiedźmina 3, meczyk ze znajomymi w FIFĘ jak i sekwencję pokazującą online'owe starcie w Counter-Strike'u. Świetna rzecz, będąca jednak tak naprawdę tylko tłem dla historii głównego bohatera, który wcale nie jest tutaj największym problemem muszącym "się ogarnąć".
Nie chcę zbyt wiele zdradzać, żeby nie zespoilować wam fabuły (i dlatego też nie polecam trailerów), ale twórcy bardzo ładnie pobawili się konwencją, co rusz zaskakując widza. Fan gier-nieogar okazuje się o wiele bardziej dojrzały niż się początkowo wydaje. Bardziej zagubiona jest tak naprawdę jego wydawałoby się poukładana żona. Do tego są kumple, obowiązkowe wizyty w warszawskich pubach (także tych dla graczy), ale znów - jest też balans, a środowisko betatesterów potrafi zaskoczyć swoim podejściem do życia, elegancko łamiąc wizerunek "chłopców w szortach". Ba, jest tam nawet jedna dziewczyna.Dla mnie seans był też o tyle ciekawym doświadczeniem, że sam pracuję "w gierkach", a moja ładniejsza połówka ma "normalną" pracę. Gdy ona rozwiązuje więc jakieś ważkie kwestie, ja zastanawiam się jak zdobyć czołg w GTA albo zgrać przed premierą jakiejś gry screeny z Xboksa One. Zabawne zestawienie, ale czy gdyby tak się zastanowić, to te "poważne" zawody nie są czasem w gruncie rzeczy równie zabawne? Tylko że w naszym kraju popularniejsze? Żona głównego bohatera pasjonuje się kuchnią, "Kamper" jest więc przy okazji piękną satyrą na telewizyjne programy o gotowaniu, punktując bezsens przesadnego emocjonowania się... zwykłym żarciem.Siłą "Kampera" jest jego naturalność. Nieprzerysowane realia - zamiast jak w serialach TVN-u urządzonych według katalogów z Ikei mieszkań, mamy normalne wnętrza. Dom głównych bohaterów jest bowiem mieszkaniem reżysera. Biuro Kampera to siedziba QLOC-a, warszawski pub Level Up pasuje bez żadnej charakteryzacji.
Naturalne są też dialogi. Bohaterowie mówią tak, jak mówią trzydziestolatkowie, wykazują się podobnym poczuciem humoru. Dobrze w swoich rolach wypadają aktorzy - Piotr Żurawski ("Karbala", "Miasto 44", „Czas Honoru") i Marta Nieradkiewicz (serial "Pakt") bardzo fajnie odnaleźli się w swoich rolach. Naturalna jest też w końcu ścieżka dźwiękowa - wspomniany na początku kawałek Pezeta ma na YouTube 4 mln wyświetleń, takiej muzyki w takim wieku się po prostu często słucha.
"Kamper" to chyba pierwszy polski film i drugi po książce "Na końcu wchodzą ninja" tak mocno osadzony w grach tekst kultury, który w gruncie rzeczy skierowany jest do mainstreamu. Fajnie, że gry stały się już w Polsce na tyle popularne, jeszcze lepiej, że szlaki przecierają naprawdę zdolni, autentycznie czujący temat ludzie.
Paweł Olszewski