KAŁABANGA! Oto wszystkie gry z Żółwiami Ninja, jakie powstały
Czy wiecie, że 23 maja obchodzimy Światowy Dzień Żółwia? Na Polygamii bardzo lubimy te zwierzaki - zwłaszcza, gdy znają tajniki ninjutsu. Z okazji tego niezwykłego święta zebraliśmy w jednym miejscu wszystkie gry w historii, w których pojawiły się zielone mutanty o renesansowych imionach - Leonardo, Michelangelo, Rafael i Donatello.
Światowy Dzień Żółwia to nie jedyny powód, dla którego zdecydowaliśmy się przygotować takie zestawienie. Bo być może nie wiecie, ale Wojownicze Żółwie Ninja znowu są w modzie. Od ubiegłego roku stacja telewizyjna Nickelodeon emituje pierwszy sezon nowej kreskówki z tymi bohaterami (można go oglądać także w Polsce). To produkcja skierowana przede wszystkim do dzieci, ale na tyle udana, że i starsi fani marki z przyjemnością ją śledzą (ja również, przyznam się). Pierwsza seria (złożona z 26 odcinków) ma zakończyć się w sierpniu, a już zaplanowano kolejne dwie.
A kreskówka to jeszcze nie wszystko, bo nad nowym filmem kinowym z Żółwiami pracuje też sam Michael Bay. Całość nie będzie animowana, wezmą w niej udział żywi aktorzy, choć oczywiście Żółwie nie wystąpią, jak w latach 90., w gumowych kostiumach. Z kolei dziennikarkę April O'Neil zagra Megan Fox.
Także pod względem gier jest nieźle. Markę Żółwi trzyma obecnie Activision. Pod szyldem tej firmy na razie ukazał się jeden smartfonowy tytuł, ale w planach są trzy kolejne, na różne platformy.
Wszystko wskazuje na to, że idą dobre czasy dla fanów Wojowniczych Żółwi Ninja. Przyjrzyjmy się więc, w jakie produkcje z tymi bohaterami mogliśmy grać przez ostatnie (prawie) 25 lat. Na początek przeniesiemy się do roku 1989...
Pierwsza w historii gra z Żółwiami Ninja ukazała się w czasie, gdy największe tryumfy odnosił pierwszy serial animowany z tymi bohaterami (jego emisję rozpoczęto w 1987 roku, w czasie premiery gry widzowie śledzili więc już trzeci sezon). Produkcja Konami była skazana na sukces i, zaskoczenia brak, odniosła go, tylko w wersji na konsolę NES sprzedając się w ponad 4 milionach kopii. Co ciekawe, zanim trafiła do USA i dalej, ukazała się w Japonii (jako Gekikame Ninja Dem) - to zaskakujące o tyle, że w tamtym czasie w Kraju Kwitnącej Wiśni marka była zupełnie nieznana.
Choć Teenage Mutant Ninja Turtles odnosiła sukcesy, a słynny magazyn Nintendo Power przyznał jej nawet tytuł "Gry Roku", to w pamięci graczy zapisała się w bardzo mieszany sposób. Rozgrywka była urozmaicona - bo były tu i typowe, dwuwymiarowe i platformowe fragmenty, ale były i takie, gdy świat widziało się z góry i w ten sposób kierowało się Żółwiami - ale była też przede wszystkim koszmarnie trudna. Szczególnie znienawidzone były niesłychanie wymagające (mocno pod tym względem przesadzone) etapy podwodne, które sparodiowano nawet w wydanym w ubiegłym roku Retro City Rampage. Ale, tak czy inaczej, gra do dziś uznawana jest za kultową.
Sukces był tak wielki, że nie dziwi fakt, iż grę postanowiono przenieść także na inne platformy. Większość portów została jednak wykonana w pośpiechu, przez co były one praktycznie niegrywalne. Czasami dosłownie - wersja na DOS-a miała błąd uniemożliwiający jej przejście (chyba, że skorzystało się z kodu pozwalającego na ominięcie pewnego etapu). Pozytywną ciekawostką może być za to wersja na Amstrada CPC, która była dużo mroczniejsza, miała zmienione lokacje i, jeśli wierzyć znawcom tego tematu, nawet dziś naprawdę warto w nią zagrać. O ile ma się dostęp do tak archaicznego sprzętu, ma się rozumieć.
Producent: Konami (nie licząc portów)
Platformy: NES, Amiga, Amstrad CPC, Atari ST, Commodore 64, DOS, MSX, ZX Spectrum, PlayChoice-10, Wii Virtual Console (gra była dostępna w ten sposób tylko do 2012 roku)
Na początek małe zamieszanie z tytułem. Początkowo, czyli w 1989 roku, gra ukazała się tylko na automatach, gdzie znana była po prostu jako Teenage Mutant Ninja Turtles. Tytuł Teenage Mutant Ninja Turtles II: The Arcade Game pochodzi z o rok późniejszej konwersji na NES-a, postanowiliśmy zastosować go jednak w tym zestawieniu, by uniknąć zamieszania i pomyłek z poprzednią prezentowaną produkcją.
A jakby mało było jeszcze komplikacji, to w Europie gra była znana jako Teenage Mutant Hero Turtles* albo Teenage Mutant Hero Turtles II: The Arcade Game (w zależności od wersji), z kolei jej późniejsze porty na rozmaite komputery wydawane były także pod tytułami Teenage Mutant Ninja Turtles: The Arcade Game (w USA, bez dwójki w tytule) bądź Teenage Mutant Hero Turtles: The Coin-Op! (w Europie). Nietrudno się w tym pogubić.
Przechodząc zaś do samej gry, to choć również, podobnie jak poprzednia opisywana, była dziełem Konami i również oparta była o ówczesny serial animowany, to jednak z "jedynką" miała średnio dużo wspólnego. Ta dość nieskomplikowana "chodzona bijatyka" (Anglosasi mówią na ten gatunek "beat 'em up") początkowo odniosła ogromny sukces na automatach, gdzie zachwycała przede wszystkim wspaniałą oprawą, a także wiernością z oryginałem. W 1990 r. przeniesiono ją na NES-a, a tam z jednej strony została trochę ograniczona (grafika była uboższa; naraz mogły grać tylko dwie osoby, a nie cztery), ale z drugiej także trochę rozwinięta, dodano bowiem nowe poziomy i przeciwników. Tę wersję z pewnością pamięta także wielu polskich graczy, była bowiem jednym z bardzo popularnych tytułów na słynnego Pegasusa, czyli chińską podróbkę konsoli Famicom, japońskiego odpowiednika NES-a.
W 1991 roku studio Probe Software (z pomocą Mirrorsoftu) przeniosło grę na szereg domowych komputerów z tamtych czasów. Port wykonano na bazie oryginału z automatów, nie było tu więc dodatkowej zawartości z NES-a. Co w sumie nie miało wielkiego znaczenia, bo wszystkie konwersje i tak były tak fatalne, że ledwo dało się w nie grać. Straciły także wiele pod względem oprawy. Poniżej wyjątkowo szpetna - choć to akurat trochę kwestia specyfiki platformy - wersja na ZX Spectrum:
Producent: Konami (nie licząc portów)
Platformy: automaty, NES, ZX Spectrum, Amiga, Amstrad CPC, Atari ST, DOS, Commodore 64, Xbox 360 (w usłudze Xbox LIVE, już niedostępna)
*Wiele późniejszych gier z Żółwiami ukazywało się w Europie właśnie jako "Teenage Mutant Hero Turtles". Różnica wynika z tego, że gdy marka po raz pierwszy trafiła do Wielkiej Brytanii, tamtejsza cenzura uznała słowo "ninja" za... nieodpowiednie dla dzieci. Wprowadzono więc drobną zmianę, a nowa wersja w pewnym zakresie przeniosła się także na kontynentalną Europę.
Zanim świat na dobre zachłysnął się konsolami przenośnymi, grami w podróży można było cieszyć się dzięki małym urządzeniom z ekranikiem LCD i wbudowaną jedną grą. Spopularyzowało je Nintendo ze swoim Game & Watch, ale swoje linie miały też inne firmy (pamiętacie radzieckie "jajeczka?"). Jedną z nich było Konami, które w tamtym czasie dysponowało licencją na gry z Wojowniczymi Żółwiami.
Pierwsza z serii gra przenośna tego typu, nazwana po prostu Teenage Mutant Ninja Turtles, opowiada historię April schwytanej przez Shreddera, którą Żółwie muszą uwolnić (nie po raz pierwszy, bo i w poprzedniej opisywanej produkcji pojawił się ten motyw. I nie po raz ostatni, o czym jeszcze się przekonamy...). Oferuje dwa tryby, w których sterując Żółwiem trzeba znaleźć klucz pozwalający uwolnić reporterkę albo rozłożyć bomby dookoła "klatki", gdzie jest więziona. Była całkiem wymagająca i wciągała mimo uproszczonej grafiki oraz prostej w założeniach rozgrywki.
To zaskakujące, ale gry tego typu ukazywały się aż do 1997 roku. Kolejno były to: - Teenage Mutant Ninja Turtles II: Splinter Speaks (1990) - Teenage Mutant Ninja Turtles III: Shredder's Last Stand (1991) - Teenage Mutant Ninja Turtles: Basketball (1991) (koszykówka - gra zainspirowana przez figurkę Slam Dunkin' Don z sieci Wal-Mart) - Teenage Mutant Hero Turtles (1991) - Teenage Mutant Hero Turtles: Four for Four (1992) - Teenage Mutant Ninja Turtles: Dimension X Assault (1995) - Ninja Turtles: The Next Mutation (1997)
Producent: Konami
Platformówka 2D? Chodzona bijatyka? Świetne, idealnie pasujące do Żółwi gatunki, prawda? A co powiecie na... kolorowankę?
World Tour było częścią serii Electric Crayon Deluxe. Wszystkie jedenaście jej odsłon (wydane w latach 1985-1992) to właśnie interaktywne książeczki do kolorowania dla najmłodszych. W tym wypadku "graczom" zaoferowano 30 plansz, na których Żółwie odwiedzają słynne miejsca z różnych zakątków globu: Kreml, Alpy, Wieżę Eiffela czy Wyspy Galapagos. Każdy obrazek okraszony jest także edukacyjnym opisem dotyczącym danej lokacji.
Producent: Brian A. Rice
Platformy: Amiga, Amstrad CPC, Atari ST, Commodore 64, DOS
To zestawienie pełne jest gier, które nazywają się po prostu "Teenage Mutant Ninja Turtles", bez żadnego podtytułu. I tę produkcję można by za taką uznać, właśnie pod taką nazwą ukazała się bowiem w Japonii. Na szczęście, gdy trafiła do innych części świata, do nazwy dodano "Fall of the Foot Clan", by uniknąć zamieszania. Choć i tak do dziś łatwo się pogubić.
Przechodząc do meritum, mamy do czynienia z pierwszą grą spod szyldu TMNT przeznaczoną na Game Boya. To (znów) chodzona bijatyka, w której (znów) April zostaje porwana przez Shreddera. Gracz może wybrać, którym Żółwiem chce kierować, a całość składa się z pięciu poziomów. Zaledwie pięciu poziomów, dodajmy - grę można ukończyć w pół godziny (zwłaszcza, że jest bardzo prosta), co nawet w tamtych czasach było wyjątkowo marnym wynikiem i budziło mieszane reakcje gracze.
Producent: Konami
Platformy: Game Boy
Jedna z najtrudniej dostępnych dzisiaj gier z Żółwiami i przy okazji absolutny ewenement, bo mówimy o bardzo udanej produkcji, która ukazała się tylko na systemie operacyjnym DOS. Żeby było jeszcze ciekawiej, zarówno pod względem klimatu jak i oprawy bliżej było jej do bardziej mrocznego komiksowego oryginału niż skierowanej raczej do dzieci kreskówki z 1987 roku.
Opowiedziana historia była zmodyfikowaną wersją początków Żółwi w roli superbohaterów, z kolei pod względem rozgrywki gracze mieli do czynienia z miksem platformówki z chodzoną bijatyką. Przygotowane specjalnie z myślą o klawiaturach sterowanie było dziwaczne i skomplikowane (po naciśnięciu odpowiednich klawiszy wchodziły się w tryby ataku/obrony), ale nadawało też zabawie dodatkowej głębi. Były tu także drobne elementy strategiczne czy RPG (rozwijające się umiejętności głównych bohaterów), co również stanowiło ciekawe novum.
Nie była to może gra idealna, ale w obliczu poprzednich, wyjątkowo marnych konwersji z innych platform i tak była klejnotem wśród DOS-owych gier o Żółwiach. Zaskakujące, że nigdy nie trafiła na inne urządzenia.
Producent: Distinctive Software
Platformy: DOS
Choć żadna dwójka nie pojawiła się w tytule (pojawiła się za to... czwórka, ale o tym za chwilę), to w rzeczywistości mamy do czynienia z sequelem doskonałej gry z automatów z 1989 roku. W 91 r. dostępna była właśnie tylko w takiej formie i, co ciekawe, była częścią działań promocyjnych związanych z nowym sezonem serialu animowanego oraz nową linią zabawek. Nikt chyba nie spodziewał się, że efektem będzie bodaj najbardziej klasyczna gra z Żółwiami w historii.
Podobnie jak w przypadku poprzednika, tak i tu mamy do czynienia ze standardowym beat 'em upem. Tym razem mocniej zdywersyfikowano czterech głównych bohaterów, dodano im także nowe ruchy, co zdecydowanie wzbogaciło rozgrywkę. Oprawa ponownie zachwycała, a ogromnym zaskoczeniem - i plusem - była także historia, która działa się w rozmaitych czasach i miejscach - od Dzikiego Zachodu po odległą przyszłość.
Gra była ogromnym sukcesem i w 1992 r. została przeniesiona na konsolę SNES, gdzie do tytułu dodano czwórkę (poza Japonią), by zachować ciągłość serii (poprzednią częścią według tej nomenklatury było The Manhattan Project, o którym za chwilę). Rozgrywka zasadniczo się nie zmieniła, choć dokonano kilku pomniejszych modyfikacji. Gra również była wielkim hitem i do dziś uznawana jest za jedną z najlepszych produkcji z Żółwiami w roli głównej.
To jeszcze nie koniec historii. Jeśli chcecie, i dziś bez problemu możecie w Turtles in Time zagrać. W 2009 roku gra ukazała się w cyfrowej dystrybucji na PlayStation 3 i Xboksie 360 (pod tytułem Teenage Mutant Ninja Turtles: Turtles in Time Re-Shelled). Zmianie uległa tylko oprawa, cała mechanika zgodna jest z tym, co zaoferowano graczom w 92 roku na SNES-ie. Co ciekawe, gra została średnio przyjęta przez krytykę, co tylko dobitnie pokazuje, jak mocno przez te kilkanaście lat zmieniły się standardy.
Producent: Konami
Platformy: automaty, SNES, PlayStation 3, Xbox 360
Turtles in Time na SNES-a miało czwórkę w tytule, ponieważ trzecią częścią głównej żółwiowej serii z tamtych czasów była właśnie ta z podtytułem Manhattan Project* (nie mylić z opisaną wcześniej, DOS-ową Manhattan Missions), która ukazała się w 1991 roku w Japonii i rok później w USA (do Europy nie trafiła nigdy).
Pod względem rozgrywki mamy tu do czynienia z dość wierną kopią opisywanego wcześniej The Arcade Game na NES-a. Gra jest trochę bardziej różnorodna, przez co wielu graczy uważa ją za lepszą część serii. Choć jest też zdecydowanie mniej znana. A jeśli chodzi o fabułę to, hej, April znów zostaje porwana przez Shreddera. Z tym, że Żółwie są w tym czasie... na wakacjach na Florydzie. Ach, szalone lata 90...
Ciekawostka - choć w czasach jego popularności, grałem w praktycznie wszystko, co można było dostać na Pegasusa, nigdy nie trafiłem na The Manhattan Project (a byłem wielkim fanem Żółwi i zawsze uważnie ich wypatrywałem). I nie znam nikogo, kto na tej platformie grałby w ten tytuł. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że gra nigdy do nas w takiej wersji nie trafiła - choć jeśli się mylę, to wyprowadźcie mnie, proszę, z błędu w komentarzach.
AKTUALIZACJA: Jak piszecie, gra była też na Pegasusa.
Aha - w Japonii gra znana była pod nazwą Teenage Mutant Ninja Turtles 2: The Manhattan Project. To tak przy okazji, gdyby w tym zestawieniu mało było jeszcze zamieszania z tytułami.
Producent: Konami
Platformy: NES
*Czemu więc w tym zestawieniu najpierw umieściliśmy Turtles in Time, a potem The Manhattan Project? Bo - biorąc pod uwagę wszystkie platformy - to właśnie ta pierwsza jest grą, która ukazała się wcześniej.
W kontynuacji gameboyowej serii z Żółwiami Ninja w rolach głównych April oczywiście znów zostaje porwana. Zresztą, pod względem fabuły gra w ogóle niewiele różni się od poprzedniczki. Różni się natomiast pod względem rozgrywki - i to znacząco.
Choć ciągle mamy do czynienia z tym samym gatunkiem, to różnorodność Żółwi została znacząco zwiększona. Donatello, przykładowo, ma wielki zasięg, ale atakuje powoli, a Rafael - odwrotnie. Dodano także elementy czysto zręcznościowe, choćby jazdę na deskorolce, a i oprawę znacząco poprawiono (choć nadal to tylko dwukolorowy Game Boy, ma się rozumieć) by bardziej przypominała serial animowany. Co ciekawe, pokonany Żółw nie "traci życia", ale trafia do niewoli. Po każdym etapie można jednego takiego nieszczęśnika odbić. Albo trafić do bonusowego poziomu, jeśli wszyscy są nietknięci.
I choć nadal nie była to specjalnie długa czy rozbudowana gra, to została całkiem dobrze przyjęta. Ale nie było to jeszcze wszystko, co w kwestii Game Boya miały do powiedzenia Wojownicze Żółwie Ninja...
Producent: Konami
Platformy: Game Boy
Do tej pory, z niewielkimi wyjątkami, miłośnicy Żółwi Ninja musieli być też przy okazji miłośnikami konsol Nintendo, by zagrać w jakąś dobrą produkcję z tymi bohaterami. Zmieniło się to w 1992 roku, gdy na rynek trafiła Hyperstone Heist, pierwsza żółwiowa gra na Segę Mega Drive/Genesis.
Gdy jednak przyjrzeć się jej bliżej, to nie jest już tak różowo. Etapy w grze w przeważającej większości żywcem przeniesione są albo z The Arcade Game, albo z Turtles in Time. Kilka nowych miejscówek, owszem, pojawia się, ale jest ich jednak bardzo niewiele. Przynajmniej fabularnie - na szczęście - gra nie traktuje po raz kolejny o porwaniu April. Tym razem Shredder chce przejąć władzę nad światem przy pomocy tytułowego kamienia będącego potężnym artefaktem z Wymiaru X, a Żółwie muszą mu w tym, jakżeby inaczej, przeszkodzić.
Mimo bycia swoistą kompilacją wcześniejszych produkcji i mimo tego, że momentami nie domagała pod względem oprawy, gra została nieźle przyjęta, choć nigdy nie doczekała się jednak tak kultowego statusu jak Turtles in Time czy nawet The Arcade Game.
Na marginesie - w Japonii gra ukazała się jako Teenage Mutant Ninja Turtles: Return of the Shredder.
Producent: Konami
Platformy: Sega Mega Drive/Genesis
Trzecia (i ostatnia) część przygód Żółwi stworzona z myślą o konsoli Game Boy to zaskakująco rewolucyjna rzecz. Choć elementy platformowe i bijatykowe ciągle są obecne, to w rzeczywistości mamy do czynienia z metroidvanią, nieliniową grą z otwartym światem.
Również fabuła zaskakuje. Shredder porywa Żółwie i ich przyjaciół, umieszczając wszystkich w tajemniczym labiryncie. Tylko Michelangelo nie jest uwięziony i to w niego na początku wciela się gracz. Po przejściu szeregu poziomów i pokonaniu bossa uwalnia się kolejnego bohatera, dysponującego specjalną umiejętnością (np. Donatello potrafi się wspinać), która pozwala na dostęp do nowych etapów. I tak dalej, aż do końca (w uproszczeniu).
Tak nietypowe podejście zaowocowało znakomitą grą, która do dziś jest jednym z najlepszych tytułów o Wojowniczych Żółwiach Ninja. Co ciekawe, wiele osób, które pracowało przy Radical Rescue, trafiło lata później do zespołu odpowiedzialnego za znakomitą, kultową Castlevanię: Symphony of the Night - która była przecież przedstawicielem tego samego gatunku.
Producent: Konami
Platfomy: Game Boy
Jak do tej pory, choć mieliśmy trochę zawirowań z nazwami, to jednak wszystko było dosyć oczywiste. Ta gra nazywa się tak, tamta siak i każdą można od siebie odróżnić bez większego problemu. To teraz trzymajcie się mocno, bo sytuacja się skomplikuje - Teenage Mutant Ninja Turtles: Tournament Fighters to w rzeczywistości trzy różne gry wydane w latach 1993-1994. Łączy je jedna cecha - wszystkie są po prostu bijatykami w 2D. Widocznie ktoś stwierdził, że po tylu podejściach chodzenie się już przejadło.
Wersja na Segę Mega Drive/Genesis jest odrobinę bardziej mroczna od innych. Jak na bijatykę tamtych czasów jest też całkiem rewolucyjna - niszcząc niektóre elementy otoczenia można zmieniać i powiększać areny (tak, zupełnie jak w tegorocznym Injustice). Poza tym jest w niej osiem grywalnych postaci i dodatkowy tryb, w którym trzeba na jednym pasku życia przejść 88 walk. A fabuła opowiada o ratowaniu Splintera porwanego (ech...) do Wymiaru X.
Zdecydowanie najlepsza z trzech Tournament Fighters jest wersja na SNES-a. Choć fabuła znów (!!!) opowiada o porwaniu April i Splintera, pod względem rozgrywki gra znacząco przewyższa dwie swoje odpowiedniczki. Co ciekawe, oprócz trybu fabularnego, jest tu także zręcznościowy, który również opowiada mini-historie każdego z bohaterów. 10 grywalnych postaci, 2 bossów (których można także odblokować za pomocą kodu i grać nimi) i znakomita oprawa - to prawdopodobnie jedna z lepszych bijatyk na tę platformę. Choć dziś chyba już mocno zapomniana.
Co ciekawe, w Japonii gra nazywała się Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutant Warriors i zawierała sporo modyfikacji w stosunku do wersji zachodniej (np. na jednej z plansz można było zniszczyć mur i uzyskać dostęp do nowego jej fragmentu).
Najsłabszą (ale to też kwestia specyfiki platformy) i ostatnią wydaną wersją Tournament Fighters była ta na NES-a. Grywalnych postaci jest tu mniej (w trybie fabularnym - tylko cztery Żółwie), a sama gra jest też dość krótka. Jeśli natomiast chodzi o fabułę to, nie dacie wiary, ale Splintera znowu porwano. W Polsce ta wersja Tournament Fighters powinna być całkiem rozpoznawalna, była bowiem dość powszechnie dostępna na Pegasusa.
Producent: Konami
Platformy: NES, SNES, Sega Mega Drive/Genesis
Już od końca 1992 roku Żółwie Ninja stawały się coraz mniej popularne. Problem stanowiły, między innymi, przesycony marką rynką oraz mocno podzieleni fani - jedni woleli bowiem serial animowany, a inni oryginalny komiks wydawnictwa Mirage. W związku z tym na rok 1993 zaplanowano ogromną kampanię promocyjną, która miała zjednoczyć wszystkich miłośników Żółwi i przywrócić marce dawny blask (oraz pewnie przynieść także mnóstwo pieniędzy). Przygotowano trzy nowe zestawy zabawek, a na ekrany kin wchodził nowy film z żywymi aktorami - no i było jeszcze Tournament Fighters, trzy gry na trzy platformy. Niestety, wszystkie te działania nie przyniosły oczekiwanych skutków. Żadna z gier nie odniosła większego sukcesu, a moda na Wojownicze Żółwie Ninja powoli przemijała...
Niezły skok, prawda? Przed chwilą byliśmy w 1994 roku, a teraz jesteśmy już w 2003. Nie ma się co dziwić - te 9 pustych lat to żółwiowa "wielka smuta". Słynny serial animowany przestano emitować w 1996 r. Rok później na ekrany telewizorów trafił serial z żywymi aktorami wyprodukowany przez Saban (to ci od Power Rangers), który był tak katastrofalnie zły, że nawet najwięksi fani marki nie chcą dziś o nim pamiętać (w Polsce można go było oglądać na Polsacie). A potem było już tylko wielkie nic.
Aż do 2003 roku, gdy pojawił się nowy serial animowany wyprodukowany przez Fox i 4kids - dojrzalszy, skierowany do trochę starszego odbiorcy i przede wszystkim naprawdę znakomity. Razem z nim znów wróciły gry. Pierwsza z nich nie zaskakiwała może tytułem, ale tym razem przynajmniej nie było mowy o żadnym porwaniu. Fabularnie była to za to (dość luźna) adaptacja pierwszego sezonu nowej kreskówki.
Nie zmienił się za to gatunek - to znów bijatyko-platformówka, choć oczywiście przez 9 lat rozgrywka w tego typu grach zdążyła mocno ewoluować (pojawiają się, na przykład, sympatyczne minigierki urozmaicające zabawę). Każdy z Żółwi ma swój zestaw poziomów i trzeba ukończyć je wszystkie, by przejść grę. Dodatkowo znalazł się tu także tryb pojedynków dla dwóch graczy.
Gra miała także wersję na Game Boya Advance, która, z uwagi na specyfikę platformy, mocno różniła się od innych. Choć fabuła była podobna i każdy z Żółwi także miał własny zestaw etapów (były także minigierki), to jednak rozgrywka toczyła się w dwóch wymiarach i była czymś zupełnie innym.
Wszystkie wersje były całkiem porządne, ale gra została oceniona raczej słabo. Nie przeszkodziło to jednak w powstaniu kolejnej części.
Producent: Konami
Platformy: GameCube, Xbox, PlayStation 2, Windows, Game Boy Advance
Kontynuacja nowej żółwiowej serii gier miała być logicznym rozwinięciem poprzedniej części i oferować więcej tego samego - i tak też się stało. Fabularnie oparta była o drugi sezon kreskówki, natomiast pod względem rozgrywki gra doczekała się sporej ilości nowinek. Rozgrywka nie jest już całkiem liniowa (czasami można zdecydować, jaki poziom chce się najpierw rozegrać), a poszczególni bohaterowie zdecydowanie mocniej się od siebie różnią - dysponują innymi ciosami i specjalnymi zdolnościami (przykładowo, Michelangelo potrafi latać dzięki swojemu nunchaku). Co najważniejsze - naraz mogą grać nie tylko dwie, ale nawet cztery osoby. Co okazało się, swoją drogą, jednym z gwoździ do trumny tej produkcji, bo ktoś wpadł na genialny pomysł, by wszyscy dzielili jeden pasek życia. A to potrafi frustrować. Bardzo.
Niestety, gra zawodzi także na innych polach. Poziomy nie są już tak różnorodne, jak dostępne postaci, ogromnie zawodzi także beznadziejna, gorsza niż w poprzedniej części sztuczna inteligencja przeciwników. Krokiem wstecz jest także dziwaczne, niewygodne sterowanie. Ogóle gra została bardzo źle oceniona - choć moim zdaniem trochę niesłusznie, bo mimo wszystkich wad można się przy niej dobrze bawić (byle samemu).
Co ciekawe, w grze znajduje się dodatkowy tryb, w którym trzeba walczyć z kolejnymi falami wrogów. Można w niej także odblokować słynne The Arcade Game z 1989 roku (z lepszą grafiką i małymi zmianami) i nawet w całości je przejść.
Gra ukazała się także na GBA i - podobnie jak poprzedniczka - mocno się w tej wersji różniła od innych. To również platformówka 2D, mniej liniowa i bardziej różnorodna od pierwszej części. Ciekawe, że została lepiej przyjęta niż jej "duży" odpowiednik.
Producent: Konami
Platformy: GameCube, Xbox, PlayStation 2, Windows, Game Boy Advance
Zanim Battle Nexus doczekało się kontynuacji, Konami postanowiło jeszcze trochę wydoić znów modną markę i w marcu 2005 roku wypuściło na rynek Mutant Melee. Żeby było zabawniej, tym razem fabuła nie bazuje na żadnej znanej historii i choć całość wyglądem przypomina serial rozpoczęty w 2003 roku, to jednak ton gry jest zdecydowanie mniej poważny.
Zasadniczo jest to bijatyka dla wielu osób, którą najłatwiej porównać ze Smash Bros. czy wydanym rok temu PlayStation All-Stars Battle Royale. Bawić można się zarówno w trybie fabularnym, jak i czterech pozbawionych tła trybach - Last Man Standing, Knock Out, King of the Hill i Keep Away.
I choć na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle, to gra jest wyraźnie niedokończona (twórców prawdopodobnie mocno pospieszano), poza tym wzięło się za nią niedoświadczone studio Konami Hawaii, które do tej pory zajmowało się głównie konwersjami na inne platformy. Wyszło z tego średnio grywalne coś, o którym mało kto dziś jeszcze pamięta.
Producent: Konami
Platformy: Xbox, GameCube, Windows, PlayStation 2
Trzecia i ostatnia część nowej trylogii Konami i przy okazji ostatnia gra o Żółwiach stworzona przez tę firmę (po 16 latach od pierwszej!). Podobnie jak poprzednie odsłony, tak i ta fabularnie bazowała na serialu animowanym - tym razem, zgodnie z logiką, za bazę wzięto jego trzeci sezon.
To gra bardzo podobna do swoich poprzedniczek. Tym razem ulepszono sterowanie i usprawniono parę innych elementów. Żółwiom z kolei dodano trochę nowych ruchów. Generalnie jednak Mutant Nightmare niewiele różniła się od Battle Nexus i podobnie jak tamta gra, nigdy nie doczekała się wielkiego entuzjazmu ze strony krytyki czy ogółu graczy. To logiczna kontynuacja poprzednich części - bardzo do nich zbliżona i stojąca na podobnym poziomie.
Co ciekawe, tak jak w Battle Nexus znaleźć można było grywalne The Arcade Game, tak w Mutant Nightmare znalazło się kultowe Turtles in Time z 1991 roku.
Trzecia część serii nie doczekała się wersji na GBA - a to dlatego, że tym razem trafiła na DS-a. Użyto jednak dokładnie tego samego silnika, co poprzednio. I choć przenośne Battle Nexus należy uznać za sukces, tak przenośne Mutant Nightmare to gra raczej słaba i niewarta uwagi, gorsza od poprzedniej części.
Producent: Konami
Platformy: PlayStation 2, Xbox, GameCube, DS
Czas na coś nietypowego. Trzy wymienione gry to tak naprawdę urządzenia Plug 'n Play - proste konsole do kupienia w sklepie z zabawkami, które po podłączeniu do telewizora oferowały jedną nieskomplikowaną grę.
Teenage Mutant Ninja Turtles: Battle of the City to zabawka w kształcie pada. Oferowała prostą platformówkę złożoną z czterech etapów. Na każdym z nich trzeba znaleźć klucze, by dostać się do bossa i przejść do następnego poziomu. Ostatecznym celem jest zaś... uratowanie porwanego Splintera. Cóż, w końcu jak skądś czerpać inspirację, to od najlepszych...
Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants and Monsters Mayhem miało z kolei formę pistoletu świetlnego. Po podłączeniu oferowało wyjątkowo mało rozbudowany "celowniczek", w którym trzeba strzelać do Triceratonów. Taki Duck Hunt, tylko z Żółwiami w tle.
Teenage Mutant Ninja Turtles: Way of the Warrior było zaś prostą kamerką działającą podobnie do Eyetoya znanego z PlayStation 2. Dołączona gra ruchowa polegała na atakowaniu przeciwników Żółwi pojawiających się na ekranie.
Producent: Wayforward
Choć nowy serial animowany z 2003 roku został początkowo bardzo ciepły przyjęty, to po pewnym czasie zdecydowanie zaczął tracić polot - i przy okazji fanów. Wymyślono więc wtedy Teenage Mutant Ninja Turtles Fast Forward, czyli nowy sezon, w którym Żółwie wysłano w przyszłość i zakuto w cybernetyczne zbroje. Pomysł okazał się nietrafiony i szybko się z niego wycofano, ale jednej grze opartej o tę dziwaczną ideę udało się powstać.
Przy czym należy mieć na uwadze, że absolutnie nie jest to nic wartego uwagi. Teenage Mutant Ninja Turtles Fast Forward: Ninja Training NYC to dość standardowa platformówka przeznaczona na... telefony komórkowe. Choć dzisiaj gry na smartfony potrafią pozytywnie zaskakiwać, wtedy raczej tak nie było. Ot, nawalanka na komórki.
Producent: Overloaded
Platformy: Symbian
W 2007 roku na ekrany kin trafił pierwszy od kilkunastu lat pełnometrażowy film z Żółwiami Ninja - nazwany po prostu "TMNT". Co ciekawe, choć tym razem zrezygnowano z udziału żywych aktorów, a całość była animowana, to historia jest luźną kontynuacją tego, co działo się we wcześniejszych kinowych obrazach (z pominięciem części trzeciej, o której wszyscy woleliby na zawsze zapomnieć). To całkiem udany, czysto rozrywkowy film, który miłośnicy Żółwi mogą obejrzeć bez bólu.
Na podstawie "TMNT" powstało kilka gier. Chronologicznie pierwszą z nich jest przeznaczona na komórki z systemem operacyjnym Symbian TMNT: The Power of 4. To dzieło tych samych twórców, co Ninja Training NYC, odrobinę jednak od tamtej produkcji lepsze. Etapy platformowe wykonano lepiej, doszły do nich także poziomy, na których jadąc vanem Żółwi trzeba było uciekać przed ogromnym potworem. Nadal jednak nie należy spodziewać się specjalnych fajerwerków: to ciągle tylko gra na telefony.
Producent: Overloaded
Platformy: Symbian
Dość gier na komórki - oto prawdziwa, poważna produkcja na podstawie filmu z 2007 roku, której przygotowaniem zajął się Ubisoft. Swego czasu wyszła na praktycznie każdą możliwą wtedy platformę, a poszczególne wersje mocno się od siebie różniły.
Zacznijmy od tej wydanej na PC, GameCube'a, Wii, PlayStation 2 i Xboksa 360 (wersja na PS3 była zapowiadana, ale została skasowana i nigdy nie ujrzała światła dziennego). To trójwymiarowa nawalanka z mocno zarysowanymi elementami platformowymi, które czerpały inspirację z wielkiego hitu Ubisoftu z tamtego okresu, czyli odświeżonego Prince of Persia (seria Piaski Czasu). Interesująco uzupełnia się z filmem, opowiadając historię zarówno znaną z niego, jak i to, co działo się chwilę przed tymi wydarzeniami. Gra nie była specjalnie zła, ale nie było też w niej niczego, co mogłoby ją wyróżniać z tłumu - ot, kolejna nawalanka na bazie popularnego filmu. Do dziś można w nią jednak grać bez bólu.
Choć wersje na PSP i DS-a znacząco różniły się od siebie graficznie, w założeniach były bardzo zbliżonymi produkcjami. W obu uproszczono elementy platformowe, robiąc z nich - zależnie od punktu widzenia - albo grę rytmiczna, w której w odpowiednim momencie trzeba nacisnąć odpowiedni przycisk, albo jedno wielkie QTE. W ten sposób spędza się większość gry i nie działa to nawet tak źle, jak mogłoby się wydawać. Gdy dochodzi jednak do walki, robi się o wiele, wiele gorzej... Zdecydowanie nie są to specjalnie udane produkcje, ale, co ciekawe, wersja na DS-a sprzedała się ponoć świetnie. Magia marki?
Poniżej znajdziecie wideo najpierw z wersji na DS-a, a następnie z tej na PSP. Niestety, w tym drugim wypadku udało mi się znaleźć tylko filmik z rosyjskim komentarzem.
Jeszcze osobną historią jest TMNT na Game Boya Advance. Tym razem w ogóle zrezygnowano z elementów platformowych - zamiast tego gracze dostali "chodzoną bijatykę" zrealizowaną w duchu najlepszych przedstawicieli tego gatunku od Konami, choćby Turtles of Time. I... udało się. Wierzcie lub nie, ale to jedna z najlepszych gier z Żółwiami Ninja w historii. Jeśli uda wam się ją dziś zdobyć, to zdecydowanie warto w nią zagrać.
Producent: Ubisoft
Platformy: Xbox 360, Wii, PS2, PSP, DS, GameCube, GBA, Windows
Trzecia z gier na bazie filmu z 2007 roku to raczej tylko ciekawostka - osobno wydana została tylko w Wielkiej Brytanii i Skandynawii, w USA dodawana była do żółwiowych figurek.
Na płycie, oprócz gry, najmłodsi fani TMNT (bo do nich raczej była skierowana ta produkcja) mogli znaleźć wygaszacze ekranu, tapety i ikony związane z tą marką. To zaś, co najbardziej nas interesuje, to kiepsko wykonana, prosta platformówka złożona z dwóch etapów, w której Żółwie muszą zatrzymać tajemniczą dostawę klanu Stopy (fabuła bazuje na jednej ze scen filmu). I to naprawdę wszystko.
Producent: Focus Multimedia
Platformy: Windows
OK, teraz czas na małe zamieszanie. Wracamy do serialu animowanego, który pojawił się na ekranach telewizorów w 2003 roku. Gdy okazało się, że przeniesienie akcji w przyszłość było fatalną decyzją, producenci postanowili zastosować jakiś wybieg. Wymyślono więc Ninja Tribunal, czyli historię, która chronologicznie działa się przed Fast Forward. Żeby wszystko skomplikować jeszcze bardziej, w telewizji nigdy nie wyemitowano jej do końca. Ostatecznie sezon ten, nazwany "The Lost Season", "Zagubionym Sezonem", trafił jednak na DVD.
Jak można się domyślić, Ninja Tribunal bazuje na tej historii - Żółwie muszą udać się do Japonii, by tam ćwiczyć wśród najlepszych mistrzów sztuk walki i dzięki temu pokonać wreszcie Shreddera. By było ciekawiej, mamy do czynienia z zupełnie nowym gatunkiem dla taj marki - RPG-iem. W dodatku japońskim, w którym świat obserwuje się z góry, a bitwy toczą się w turach. Prawie jak Final Fantasy. I nie ma się z czego śmiać - jeśli wierzyć absolutnym znawcom Żółwi, to znakomita gra. Nawet jeśli przeznaczona tylko - tak - na telefony komórkowe.
Producent: Nostromo
Platformy: Symbian
Bezpośredni sequel Ninja Tribunal, który ukazał się kilka miesięcy po tamtym tytule. Pierwsza część kończyła się potwornym zawieszeniem akcji, więc jeśli ktoś chciał poznać historię do końca, musiał zagrać w drugą.
Pod względem samej rozgrywki nie zmieniło się praktycznie nic. Żeby jednak skomplikować sytuację, Shredder Reborn ukazało się także na systemach operacyjnych Android i Blackberry. Przy czym Ninja Tribunal nie wyszło na nie nigdy, a historia w tych dwóch tytułach była tak mocno powiązana, że posiadacze telefonów z tymi OS-ami musieli być mocno skonfundowani.
Producent: Nostromo
Platformy: Symbian, Anroid, Blackberry
Tymczasem w świecie "dużych gier" Ubisoft szykował się do wydania kolejnej konsolowej pozycji z Żółwiami. Zanim jednak do tego doszło, w celach promocyjnych zatrudnił studio UrbanSquall, które przygotowało darmową, flashową produkcję z tymi bohaterami.
Double Damage to dziejąca się w Nowym Jorku platformówka 2D w starym stylu. Składa się z 15 etapów i, wbrew pozorom, jest całkiem udana. Nie uwierzycie, ale celem jest... uratowanie porwanej April. Spuścizna Konami wiecznie żywa.
Grę do dziś można znaleźć w sieci i w nią zagrać - choćby tutaj.
Producent: UrbanSquall
Platformy: Flash
A oto i gra, którą promować miało Double Damage.
Smash-Up nie bazuje na żadnym konkretnym serialu, filmie ani komiksie z Żółwiami. Zamiast tego opowiada zupełnie inną historię, która czerpie ze wszystkich możliwych źródeł. Splinter wymyśla w niej specjalny turniej, który ma przetestować umiejętności głównych bohaterów. Niestety, jak to zwykle bywa, coś idzie nie tak i do wszystkiego włącza się sam Shredder...
Do produkcji gry, która początkowo zapowiadana była tylko na Wii (miał to być wielki powrót Żółwi na łono Nintendo) zatrudniono studio, które wcześniej koprodukowało świetne Smash Bros. Brawl. W rezultacie Smash-Up jest bardzo podobną grą, nawalanką dla maksymalnie czterech graczy toczącą się na statycznych arenach. Nawet niektóre animacje są identyczne w stosunku do tego, co prezentowało Smash Bros.
Choć w produkcję gry włożono sporo pieniędzy i wysiłku, to wyszło... co najwyżej średnio. Ale z pewnością nie jest to najgorsza gra o Żółwiach - aż tak źle nie jest. Co ciekawe, po jakimś czasie ukazała się także wersja na PlayStation 2. Konwersję wykonano jednak bardzo niechlujnie i gra jest praktycznie niegrywalna.
Producent: Game Arts
Platformy: Wii, PlayStation 2
Krótko po Smash-Up Ubisoft wydał także żółwiową grę na Nintendo DS. Podobnie jak w tamtym wypadku, tak i teraz postanowiono nie opierać ją o żaden konkretny serial, film czy komiks, bazując na całej spuściźnie TMNT.
Jeśli zaś chodzi o rozgrywkę, postanowiono wrócić do najstarszych tradycji Konami i przygotować "chodzoną nawalankę" w stylu Turtles in Time - choć tym razem zastosowano bardziej współczesny trójwymiar. Co ciekawe, na ekranie zawsze walczą dwa Żółwie - jeśli drugim z nich nie kieruje jakiś znajomy gracza, to zajmuje się tym sztuczna inteligencja. Nie wyszło nawet najgorzej, ale gra została odebrana co najwyżej średnio. Całkowicie zresztą została przykryta przez Smash-Up. Dziś mało kto chyba w ogóle o niej pamięta.
Producent: Ubisoft
Platformy: DS
W 2009 roku stała się rzecz przełomowa. Peter Laird, twórca Wojowniczych Żółwi Ninja, sprzedał całkowite prawa do marki firmom Viacom i Nickelodeon. Emitowany od 2003 roku serial emitowany musiał zostać zakończony. Dość szybko ogłoszono prace nad kolejnym, którego premiera miała się odbyć (i tak też się stało) w 2012 roku.
Jak wspominałem na samym początku tego dłuuuugieeeego artykułu, serial animowany z 2012 roku okazał się ogromnym sukcesem. Pierwszy sezon ciągle trwa, odcinki oglądane są średnio przez 2,5-3 mln widzów. Choć jest to produkcja skierowana raczej do młodszych widzów, to i starsi mogą ją bez bólu śledzić. Pełna jest humoru, a historia, choć nie jest specjalnie skomplikowana, to obfituje w znakomicie wykreowane postaci.
W świecie gier z kolei prawa do marki przejęła firma Activision. I szybko ogłosiła, że w najbliższym czasie zamierza wydać aż cztery nowe gry z Żółwiami. Pierwsza z nich to przeznaczona na system iOS Rooftop Run.
To klasyczny "endless runner", czyli gra, w której cały czas biegnie się w prawo i nie ma sposobu na zatrzymanie. W odpowiednich momentach trzeba pukać w ekran smartfona, by skoczyć, zaatakować wroga czy wykonać prostą sekwencję walki. To całkiem przyjemna produkcja, jej największą wadą są jednak mikrotransakcje. Początkowo grać można tylko Leonardem, by odblokować innych bohaterów czy lepsze wyposażenie należy wydać odpowiednią ilość wirtualnych monet. Te można zaś żmudnie zbierać albo kupić za prawdziwe pieniądze.
Producent: Kung Fu Factory
Platformy: iOS
W momencie pisania tego artykułu, Out of the Shadows ciągle jest jeszcze w produkcji. Ma to być kolejna gra na bazie nowego serialu animowanego - choć styl graficzny nie wskazuje na to, jest zdecydowanie bardziej realistyczny, a mniej kreskówkowy. Wielu fanom zresztą nie podobają się wizerunku Żółwi z zapowiedzi.
Zwiastuny obiecuję współczesną, trójwymiarową bijatykę z walką w stylu serii Batman: Arkham, co brzmi całkiem nieźle. Prawdopodobnie doczekamy się także elementów platformowych.
Gra ma pojawić się w cyfrowej dystrybucji 2013 roku.
Producent: Red Fly
Platformy: PlayStation 3, Xbox 360, Windows
A co czeka nas w najbliższej przyszłości? Activision zapowiedziało cztery gry z Żółwiami, więc jeszcze dwie czekają na ujawnienie. Wiemy, że jedna z nich ma być przeznaczona na smartfony.
Poza tym, jak wspominałem na samym początku, Michael Bay szykuje nowy film z żywymi aktorami. Data jego premiery na razie nie jest znana, ale zdziwiłbym się, gdyby przy okazji nie powstała jakaś gra na licencji.
Wojownicze Żółwie Ninja z pewnością nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.