Już dziś w World of Warships wynurzają się okręty podwodne
Torpedo los!
Okręty podwodne właśnie wystartowały, czy w zasadzie wynurzyły się, w World of Warships. Od dziś do 15 listopada będziecie mogli sprawdzić się w roli ich kapitanów i zatapiać wrogie jednostki tak, jak powinno to wyglądać - torpedami, a nie jakimiś tam działami.Wydarzenie obejmuje sześć okrętów, od małych i zwrotnych, po podwodne krążowniki (tak, coś takiego istniało). A że mamy Halloween, to nie mogło zabraknąć „strasznej” mapy, morskich potworów i przerażających skórek na jednostkach wroga. Nie będzie to też typowa dla serii World of… rozgrywka PVP. Event opiera się na kooperacyjnym zadaniu, w którym trzeba najpierw przebić się przez sterowanych przez SI obrońców, a następnie zatopić główny okręt przeciwnika - Rasputina.Na początek dostajemy jeden okręt podwodny, a grając odblokowujemy dostęp do kolejnych. Te bardzo luźno, o ile w ogóle, opierają się na prawdziwych jednostkach, aczkolwiek motywem przewodnim jest w ich przypadku steampunk. I choć trochę mnie zabolało, że nie stanę za sterami swojego ukochanego Typu VIIC, to muszę przyznać, że jednostki podwodne w World of Warships są pięknie zaprojektowane i świetnie wpasowują się w klimat grozy wypływający do gracza z każdego zakamarka mapy. A do tego bardzo przyjemnie się nimi pływa.No właśnie. Jako największy miłośnik okrętów podwodnych w redakcji (reszta też je kocha, ale nie tak jak ja, jestem o tym przekonany mimo tego co ekipa wypisuje mi na Slacku), nie mogłem odmówić sobie zagrania w Terror of the Deep, bo tak nazywa się wydarzenie, parę dni przed jego udostępnieniem szerszej publiczności.World of Warships to w ogóle moja ulubiona część serii. Potrzeba w niej dużo więcej strategicznego podejścia i planowania, jest wolniejsza od czołgów czy samolotów i powiedzmy sobie szczerze - pancerniki! Okręty podwodne bardzo dobrze się w to wszystko wpasowują z jednej strony zachowując klimat głównej gry, a z drugiej wzbogacając ją o nowe elementy.Oczywiście najważniejszym z nich jest możliwość zanurzenia się. Twórcy oferują trzy predefiniowane głębokości, od peryskopowej do bardzo głębokiej, i rzecz jasna pływanie po powierzchni. Torpedy można odpalić jedynie będąc wynurzonym albo z głębokości peryskopowej. Tylko że wtedy łatwiej nas wykryć, a okręty wroga dysponują już nie tylko działami, ale też bombami głębinowymi.Fakt pozostania w zanurzeniu wiąże się rzecz jasna z pewną niedogodnością, a mianowicie kurczącym się zapasem powietrza. Dlatego możecie zapomnieć o przebywaniu pod wodą przez całą rozgrywkę i wynurzaniu się tylko, by oddać salwę torped. Z drugiej strony pływanie po powierzchni to nie tylko ryzyko oberwania salwą z dział, ale też… płonącym kamieniem miotanym przez którąś z rozmieszczonych na wyspach katapult.Dzięki temu jeszcze bardziej niż w podstawowej wersji gry trzeba nastawić się na planowanie ruchów tak, by kiedy skończy się powietrze, wynurzyć się w bezpiecznym miejscu. Nie jest to wcale takie proste i zdarzało mi się solidnie oberwać, kiedy za bardzo zapędziłem się z torpedowaniem. Ale też dawało wielką satysfakcję, kiedy plan wypalił i udało się zatopić dwa okręty salwą ze średniej odległości, a następnie oddalić i wynurzyć się w miejscu, gdzie nie mogło mi się stać nic złego.Również forma halloweenowego trybu, czyli kooperacja, wymusza zupełnie inne podejście. Już w samym World of Warships warto współpracować z drużyną, żeby osiągać najlepsze efekty. W Terror of the Deep jest to konieczne, bo samemu coś zdziałać jest niesamowicie trudno, o ile w ogóle. Mniejsze jednostki zakradają się do wroga, by związać go walką w miejscu, odpalając lodowe torpedy unieruchamiające cel czyniąc go tym samym łatwym łupem dla salw cięższych okrętów trzymających się na dystans.Sama walka z Rasputinem też wymaga współpracy, bo jest on diabelsko wytrzymały i praktycznie nie ma szans zatopić go w pojedynkę. Szczególnie, że ma eskortę, a my w końcu będziemy musieli się wynurzyć. Świetnie pamiętam rozgrywkę, w której całej drużynie udało się do drania przebić i posłać go na dno w parę sekund dzięki okrążeniu go i uniemożliwieniu unikania torped.Mimo tego wszystkiego trzeba pamiętać, że nie jest to symulacja. Owszem, okręty podwodne - mimo steampunkowego wyglądu - zachowują się w sposób zbliżony do rzeczywistości (przynajmniej w II Wojnie Światowej) i nauka sterowania czy kontrolowania głębokości wymaga czasu. Kończy im się powietrze, więc trzeba mieć na uwadze konieczność wynurzenia się w pewnym momencie. Wyposażone są w niekierowane torpedy, więc trzeba odpalać je biorąc poprawkę na kurs i prędkość celu.I na tym kończy się „subsimowość” Terror of the Deep. To nadal gra nastawiona przede wszystkim na maksymalną frajdę płynącą z bądź co bądź dynamicznej (przynajmniej w porównaniu z pełnoprawnymi subsimami) rozgrywki. Torpedy nie mają żadnych ustawień typu głębokość i żyroskop, a jak już trafią, to wybuchają i nie uświadczymy niewypałów. Nie możemy kontrolować głębokości ponad predefiniowane opcje, a uszkodzenia okrętu nie wpływają na maksymalne zanurzenie. Nie ma pasywnego sonaru czy ASDIC-a, a prędkość nie ma wpływu na poziom naszej wykrywalności. Ciszy na okręcie też nie zarządzimy.Nie ma w tym natomiast nic złego, bo też nie tego oczekiwałem po okrętach podwodnych w World of Warships. Tu ma być frajda, nie symulacja i tak samo od podstawowej gry nie wymagam realistycznych dalmierzy czy szczegółowego zarządzania załogą. Od realizmu mam swojego ukochanego Silent Huntera na robiących mi wielką, ale jakże przyjemną krzywdę modach.Od Wargamingu oczekiwałbym jednak czegoś innego - wprowadzenia okrętów podwodnych na stałe do tej gry. Już nie w tej fantastycznej formie, a właśnie takiej prawdziwej. I kto wie, może moje życzenie się kiedyś spełni, bo studio zapowiedziało, że jeśli obecny event się sprawdzi, zastanowi się nad implementacją „podwodniaków”. A tymczasem…Torpedo hat das Ziel getroffen, Herr Kaleun!
Bartosz Stodolny