Just Cause 3 - recenzja
Najbardziej wybuchowa gra roku - to na pewno. A co oprócz tego?
Nie wiem, gdzie podziały się wieczory z ostatniego tygodnia. Weekend też mi wcięło. Odpalałem Just Cause 3 "na godzinkę", ale zostawałem na dużo dłużej. Trudno opuścić Medici, gdy na mapie wciąż roi się od czerwonych baz, miasteczek czy posterunków pod kontrolą wroga. Jeszcze jeden cel, jeszcze jedno wyzwanie, jeszcze jeden grobowiec - każdy zna to uczucie. Żerowanie na instynkcie zbieractwa nie jest może najbardziej wyrafinowanym przykładem game designu, ale w otwartych światach się sprawdza. A Just Cause 3 to jedna wielka piaskownica naładowana fajerwerkami czekającymi tylko na iskrę. Duża, często śliczna, ale i z problemami.
Nie zmieniłem zdania od czasu pierwszych wrażeń. To gra, którą odpala się jakby od niechcenia, a potem z niedowierzaniem patrzy na to, co dzieje się na ekranie dzięki lekko postrzelonej fizyce, która rządzi tym światem.
Mylicie się myśląc, że odbijanie każdego terytorium z łap dyktatora zawsze wygląda tak samo. Oczywiście może tak być, ale będzie to oznaczać, że gra trafiła do rąk niewłaściwego człowieka. To nie jest gra, która sama z siebie ma dużo do zaoferowania. Nie będzie oprowadzać Was za rękę po swoich atrakcjach i polegać na oskryptowanych momentach, które gdy zobaczy się raz, więcej już nie trzeba. Fabularna kampania to zlepek kilku typów (obrona bazy, eskorta kogoś/czegoś, mała wojenka na kilku frontach) misji poprzetykanych kiepskimi scenkami przerywnikowymi. Mogłoby jej nie być.
Just Cause 3
Sam Rico to wyrwany chwilowo z Sevres wzór typowego twardziela z tanich filmów akcji. Od sucharów, które rozrzuca na lewo i prawo, zgrzytają zęby, ale czuć, że jest częścią przyjętej konwencji i ja to kupuję. Razem z jego lotami na wielkiej rakiecie, sianiem zniszczenia gdy jest podwieszony u spodu śmigłowca czy przesiadania się z jednego odrzutowca do drugiego w locie. Rico to kozak, a właściwie hołd dla wszystkich kozaków z głupawych filmów akcji, które jednak kiedyś oglądaliśmy z rozdziawioną paszczą. To archetyp umyślnie podkolorowany.
Tego samego nie da się powiedzieć o dialogach. Nie zasługują na miano pastiszu czy parodii kina akcji lat 90. Są po prostu słabe. Zupełnie jakby autorzy stwierdzili, że skoro ostatnio to przeszło, bo i tak nikt nie grał w Just Cause 2 dla fabuły, to tak samo będzie i tym razem. Najgorsze, że mogli mieć rację.
Just Cause 3
Nie ma wielu powodów, by rozgrywać fabularne misje. Kilka pierwszych da dostęp do opcji szybkiego przemieszczania się pomiędzy wyzwolonymi lokacjami i wingsuita. Dopiero dużo, dużo później kampania daje Rico do ręki nowe zabawki. Ale lepsze i tak będziecie mogli zamówić zrzutem u rebeliantów po wyzwoleniu konkretnych baz. Nawet rozwój umiejętności bohatera (rozumiany tu jako odblokowywanie modów do gadżetów i pojazdów wszelakiego rodzaju) jest kompletnie oderwany od kampanii. Odpalanych zdalnie ładunków wybuchowych nie wyposażysz w dopalacze w nagrodę za zaliczenie jakiejś misji. Nie sprawisz, że zamówiony u rebelii czołg będzie potrafił skakać, kończąc jeden z trzech rozdziałów fabularnych.
Takie dodatki odblokowujemy, biorąc udział w kilku typach wyzwań i zdobywając w nich "trybiki". Nie jest to najciekawszy system pod słońcem. Tak jak i wspomniane mody nie stawiają rozgrywki na głowie. W dodatku Just Cause 3 cierpi na przypadłość horrendalnie długich loadingów. Tak po śmierci, jak i przy restartowaniu wyzwania. Jak mało gdzie przydałyby się tu minigierki przy czekaniu, aż gra znów wrzuci nas do swojego świata. Bo co tu robić przez 2, 3 czy 4 minuty?
Just Cause 3
Ale same wyzwania przypadły mi do gustu. Nawet zwykłe czasówki na wodzie, lądzie i w powietrzu są spokojną odskocznią od wojennego chaosu. Wyzwania polegające na sianiu rozwałki na czas podobały mi się już mniej. I bez nich mogę zapełnić ekran eksplozjami w dowolnym momencie i na ciekawsze sposoby. Szczególnie odprężały mnie loty wingsuitem po wyznaczonej przez pierścienie trasie. Przy pierwszych wrażeniach nie doceniłem tej nowinki. Wystarczy opanować nerwy na niskim pułapie, by śmigać nad Medici niczym latynoski Batman czy inny Superman. Początkowo trudno ustrojstwo opanować, ale tym większa frajda jest później, gdy bez żadnej zachęty postanawiacie przelecieć się wąskim i krętym kanionem.
Ta iskra "a, spróbuję, czy się uda" leży u podstaw świata Just Cause 3. Otwartego na absolutnie wszystkie sugestie dotyczącego tego, jak siać w nim coraz większy chaos. Malownicze okolice poszczególnych prowincji wydają się tylko czekać na jakiś karambol, bombardowanie czy wybuchowe reakcje łańcuchowe. Czasem wystarczy ledwie drobna stłuczka dwóch samochodów, by jeden z nich wykręcił w powietrzu spektakularne salto (i jeśli będziemy mieć farta, wylądował na tym drugim niszcząc go doszczętnie). Takie rzeczy dzieją się nawet bez ingerencji gracza. Ale gdy ten zdecyduje się rozkręcić chaos wokół siebie, będziecie się bali, że ekran telewizora nie wytrzyma i sam też eksploduje.
Just Cause 3
Podstawowe narzędzia pracy Rico to granaty, odpalane zdalnie ładunki wybuchowe, jakiś rodzaj granatnika lub wyrzutni rakiet (najlepiej kilku naraz) i elastyczne, superwytrzymałe linki, które przyciągają do siebie dwa obiekty. O tych ostatnich łatwo zapomnieć, szybując nad bazą na lotni i zarzucając jej obrońców bombkami (wszak idą święta). Ale często ratują tyłek, gdy amunicja się kończy, a wrogowie i cele nie. Zepnij radar z wybuchową beczką, by stworzyć pocisk, który nigdy nie chybi celu. Zepnij ze sobą cztery wieże nadawcze, a ostatnią połącz z gruntem, by zawaliły się jak domek z kart. Eskortujesz coś ważnego, a gonią cię dwa śmigłowce? Możesz przejąć jeden, by zniszczyć drugi, ale możesz też połączyć je linką, ściągnąć ją i delektować się widokiem dwóch smażonych ptaszków.
Spinać można wszystko ze wszystkim, więc jeśli chcesz, w mig stworzysz burzącą kulę podczepiając pod śmigłowiec (a może odrzutowiec?) jakiś pojazd (a może odrzutowiec?). Po co? Dla zabawy, z ciekawości i by podziwiać najładniejsze wybuchy w grach wideo.
W Just Cause 3 wszystko robi się z tych trzech powodów. Jeśli uznacie to za głupie - spoko, rozumiem, to nie jest gra dla Was. Bo - i wiem, że się powtarzam - to przede wszystkim piaskownica. Albo inaczej - świat Medici to płótno czekające aż na swój sposób podsmażycie je wybuchami. Bez kreatywnego wkładu może pozostać szare, nijakie i na dłuższą metę nudne. Ale gdy zaczniecie po nim mazać, trudno się oderwać. Bo zawsze jest coś do zrobienia. I nikt nie mówi Wam, jak macie to zrobić.
Just Cause 3
Jedna krótka misja polegała na dowiezieniu na imprezę beczek z winem na naczepie. Droga kręta, wariatów na niej nie brakowało. Stwierdziłem, że będę sprytny i wykorzystałem elastyczne linki do przytrzymania ładunku. Nie wiem, jak robili to inni, ale mam radochę z faktu, że dowiozłem całość zamówienia. To była akurat misja fabularna, ale na mapce często pojawiają się takie drobniejsze zadania. Dla kogoś, kto nie lubi eksperymentować mogą być nudne - ot, przejmij auto i je rozbij. Albo: odbij transporter z więźniami. Można zrobić to banalnie - granatnik i cześć. Albo wymyślić jakąś kozacką akcję. Na przykład zaminować most, a transporter w ostatniej chwili wyciągnąć śmigłowcem. Po co? Już chyba odpowiadałem na to pytanie.
Ta gra co chwilę pisze kapitalne scenariusze, które trudno potem powtórzyć. Zwłaszcza przy atakach na bazy dzieje się tyle, że czasem nie sposób zrozumieć za co dostajemy punkty. Czego ja tu nie widziałem... Długo by wymieniać akcje, które wydarzyły się przypadkowo, ale sprawiły, że wybuchłem szczerym śmiechem.
Just Cause 3
Ale ten chaos ma też drugą stronę, o której nie można zapomnieć. Gra potrafi mocno, naprawdę mocno klatkować. Spadek płynności animacji nie zawsze towarzyszy seriom eksplozji, ale gdy już się pojawi może zirytować, bo często prowadzi do śmierci. A ta skutkuje loadingiem, o których pisałem już wyżej.
Grając w Just Cause 3 lepiej też powstrzymać się od myślenia i zwracania uwagi na detale. Rico nawet swoich sojuszników wyciąga z czołgu, który chce zająć, wrzucając do środka granat. Gdy odblokujecie bombowiec, mniejsze miasteczka zaczniecie oswobadzać, przeprowadzając na nie naloty dywanowe. Głupie? Owszem. Śmieszne? No, nie do końca - zostańmy przy wcześniejszym określeniu. Denerwuje mnie też zacinanie się Rico w terenie. Jego linka z hakiem działa świetnie przy przesiadkach z pojazdu do pojazdu, ale gdy trzeba się gdzieś wspiąć, wymięka. A gdy chcę namierzyć nią gościa z wyrzutnią granatów, by sprzedać mu soczystego kopa z rozpędu, ta lubi przyczepić mnie do najbliższej mu ściany lub sufitu. Może by sprawdzić jego instynkt samozachowawczy. Ale on go nie ma. Naciska spust i obaj giniemy. A tylko ja muszę potem odcierpieć loading.
Just Cause 3
Jak na tyle lat od poprzedniczki, Just Cause 3 zbyt mocno pachnie nią w takich drobnych acz wkurzających sprawach. Nie widzę tu postępu. Zresztą w samej rozgrywce też. Ok, niby to tylko sequel, ale i tak chciałoby się więcej.
Werdykt Nie powiem, że właśnie na takie Just Cause 3 liczyłem. Czegoś to brakuje. Jeszcze dwa dni temu zastanawiałem się nawet nad oceną. Bo w sumie to takie Just Cause 2,5, przeciwnicy głupi, a i technicznie niedomaga. Ale potem odpaliłem Just Cause 3 w sobotę rano, a na dobre wyłączyłem w niedzielę wieczorem. Weekend zniknął, a mi nie było go szkoda.
Wtedy stwierdziłem, że w tej sytuacji nie mogę się wygłupiać. Jeśli lubisz bawić się grami po swojemu i nie potrzebujesz instrukcji czy scenariusza, by kręcić swój film akcji, to produkcja studia Avalanche pomoże Ci odstawiać numery, jakich w innych grach nie spotkasz. Ale uprzedzam - potrafi poważnie chrupnąć na konsolach, a na PC też nie jest różowo. Wyczulonym na takie kwestie póki co doradzam cierpliwość.
Maciej Kowalik
Platformy:PC, PS4, X1 Producent:Avalanche Wydawca:Square Enix Dystrybutor:Cenega Data premiery:01.12.2015 PEGI:18 Wymagania: Intel Core i5-2500k, 3.3GHz / AMD Phenom II X6 1075T 3GHz, 6GB RAM, NVIDIA GeForce GTX 670 (2GB) / AMD Radeon HD 7870 (2GB)
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.