Just Cause 2 - recenzja
Just Cause 2 to ucieleśnienie idei gry sandboksowej - sensu jest w niej niewiele, ale za to gdzie się nie pójdzie, tam można się zabawić.
26.03.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Sprawa jest prosta - Rico Rodriguez, najbardziej męski agent CIA w historii, spec od wzniecania buntów i organizowania przewrotów w niestabilnych politycznie państwach, wybiera się na (fikcyjny) archipelag Panau. Jego celem jest odnalezienie dawnego przyjaciela, który najwyraźniej przeszedł na stronę wroga. Zadanie przypomina troszkę szukanie igły w stogu siana, bo Panau jest gigantyczne. Przelecenie z jednego końca mapy na drugi, nawet samolotem odrzutowym, zajmuje ładnych parę minut.
Na szczęście Rico posiada szczególny dar - jest bardzo sprawnym niszczycielem i zabójcą, więc lokalni bossowie organizacji przestępczych szybko znajdują dla niego sporo intratnych zajęć. Zapłatą, oprócz gratyfikacji finansowych, mają być także informacje o naszym byłym kompanie.
Autorzy starali się zrobić wszystko, aby misje nie sprowadzały się do zwykłego "pojedź i wystrzelaj wszystko co się rusza". Owszem, takie zadania także się zdarzają, ale oprócz tego, masa tu akcji zupełnie niebanalnych. Porywamy samolot z lotniska, odbijamy towarzysza uwięzionego w hotelu, zestrzeliwujemy startujący pocisk międzykontynentalny czy udajemy się w pościg za przestępcą uciekającym swoją limuzyną. Zniknęły idiotyczne misje z barykadami, znane z pierwszego Just Cause, choć nie do końca, bo nadal, co jakiś czas, trzeba przejmować umocnione bazy wroga, eskortując przy okazji technika, który ma przejąć kontrolę nad systemami obronnymi.
Misje w Just Cause 2 to żadne odkrywanie Ameryki, ale dają powody, żeby grać dalej. Numer polega jednak na tym, że zwykle albo nie będzie nam się chciało ich robić, albo po prostu całkiem zapomnimy, że w ogóle są. Bo Just Cause 2 to przede wszystkim świat stworzony do siania chaosu.
DOKTOR CHAOS KONTRATAKUJE Chaos to główna waluta w grze. Oczywiście, są także durary za które kupuje się sprzęt i broń, ale ani jednego, ani drugiego nie będziemy mogli kupić, póki nie odblokujemy ich zebranym chaosem. Na szczęście dostaje się go praktycznie za wszystko. Wystarczy przewrócić stragan z arbuzami i wpada chaos. Wysadzamy wieżyczkę strażniczą - dostajemy chaos. Niszczymy platformę wiertniczą, lotnisko wojskowe, więzienie i przedszkole - CHAAOOOOOS. Sianie zniszczenia szybko wejdzie nam w krew i będziemy uważnie wypatrywać każdego budynku czy urządzenia oznaczonego godłem urzędujących władz Panau.
I właśnie w ten sprytny sposób autorom udaje się całkowicie odciągać nas od wątku głównego. Zamiast wykonywać misje, włóczyłem się godzinami po archipelagu, starając się w jak najbardziej pomysłowy sposób zniszczyć kolejny cel. Nie da się ukryć, że najlepiej nadają się do tego patenty z linką. Rzecz jasna, można po prostu wsiąść do ciężarówki, okleić ją C4 i wjechać w środek wojskowej bazy, wyskakując w ostatniej chwili, i odlatując na spadochronie. Ale o ileż przyjemniejsze jest przyczepienie tej ciężarówki do helikoptera transportowego (używamy do tego wielofunkcyjnego grappling hooka, czyli po naszemu łapkohaka) i przywalenie w zbiorniki paliwa tą naprędce skleconą kulą do burzenia. Strażnika można po prostu zastrzelić albo podwiesić pod sufitem i patrzeć, jak bezradnie buja się w tę i we w tę. No i zawsze pozostaje klasyczny slapstickowy patent ze szczepieniem dwóch przeciwników ze sobą - linka od haka jest elastyczna, więc ściąga obu nieszczęśników do siebie.
Rozwalić w Just Cause 2 można naprawdę dużo. Do wysadzenia są liczne zbiorniki z paliwem, stacje benzynowe, bunkry, wieżyczki strażnicze - wymieniać można długo. Sypią się niektóre budynki, przewracają drzewa. Orgia zniszczenia następuje zwłaszcza, jeśli uda nam się zasiąść za sterami jakiegoś wojskowego pojazdu. Czołg czy helikopter uzbrojony w rakiety to najlepszy odstresowywacz, jaki można znaleźć. Zwłaszcza, że gra ma tak całkowicie niezobowiązujący charakter, że aż chce się coś rozjechać. Jeśli jesteśmy kreatywni i mamy w sobie żyłkę socjopaty, to Panau będzie dla nas urzeczywistnieniem raju.
KAPITAN HAK Łapkohak to uniwersalne urządzenie, które pokochamy od pierwszego wejrzenia. W odróżnieniu od części poprzedniej, tym razem gadżet dostępny jest od samego początku i można go używać w dowolnym momencie. I będziemy to czynić, bo hak służy nie tylko jako wyciągarka czy narzędzie do sklejania przeciwników.
Przede wszystkim używamy go do przemieszczania. Po wystrzeleniu go w kierunku jakiegokolwiek przedmiotu (może być to drzewo, ściana, albo linka podtrzymująca przęsło mostu) Rico błyskawicznie się na nim podciąga. Lecąc na spadochronie haka można używać jako czegoś w rodzaju katapulty - po przyciągnięciu nabieramy i prędkości, i wysokości, dzięki czemu możemy właściwie bez końca znajdować się w powietrzu.
Hak daje niesamowite możliwości i wystarczy tylko troszkę wyobraźni, a będziemy się nim bawić, jak żadnym innym gadżetem w dowolnej grze. O podczepianiu samochodów do helikopterów już wspomniałem, ale u mnie pierwsze miejsce zajęły ex aequo spinanie przeciwnika z butlą gazową, która po przestrzeleniu leci w powietrze, klasyczny westernowy patent z ciągnięciem jakiegoś nieszczęśnika za pędzącym samochodem, oraz przyczepienie ścigającego nas pojazdu do podłoża.
A najpiękniejsze jest to, że oprócz haka w tej grze jest jeszcze tyle innych niesamowitych pomysłów, że można by nimi obdarzyć kilka innych tytułów. W trakcie pościgów bez problemu przeskakujemy pomiędzy samochodami, chowamy się na zderzaku i ostrzeliwujemy wychylających się zza drzwi żołnierzy. Stojąc na dachu lecącego samolotu strzelamy do goniących nas myśliwców. W dowolnej chwili wzywamy latający czarny rynek, na którym kupujemy pojazdy czy nową broń. Listę można by ciągnąć długo, ale wspomnę jeszcze tylko o jednym. Just Cause 2 to wymarzona gra dla każdego, kto lubi basejumping. Podobał mi się on już w poprzedniej części, ale tu został podniesiony do rangi sztuki (a przy okazji otrzymał specjalny wskaźnik, pokazujący ile przelecieliśmy). Panau jest tak zaprojektowane, że miejsc do swobodnych skoków spadochronowych jest tu po prostu zatrzęsienie. Skaczemy z urwisk, masztów radiowych czy wieżowców w centrum finansowym. W dowolnej chwili, przy pomocy wyciągarki, dostajemy się w upatrzone miejsce i po chwili rozkoszowania się widokami, rzucamy w dół. A potem w ostatniej chwili otwieramy czaszę i szybujemy, zaczepiając nogami o korony drzew albo śmigamy pomiędzy budynkami. Adrenalina w czystej formie.
PAMIĄTKA Z WAKACJI Już od początku jeden element Just Cause 2 robi kolosalne wrażenie. To oprawa graficzna, która jest po prostu zjawiskowa. Panau składa się z trzech typów terenu - jest tu gęsta dżungla, pokryte wiecznym śniegiem góry i rozległa pustynia. Każdy region ma zupełnie inną atmosferę i każdy zaprojektowany jest z niesamowitą dbałością o szczegóły. Gdy samochód jedzie po trawie, to ta ugina się pod kołami. Między drzewami przelatują ptaki, a na górskich zboczach hula wiatr, wzbijający tumany śniegu. Widoczki są tu takie, że często przez długie minuty będziemy po prostu je podziwiać, zwłaszcza, że panoramy ciągną się tu na kilkadziesiąt kilometrów - nie widziałem chyba gry z tak olbrzymim polem widzenia.
Do tego dochodzi tryb dnia i nocy, z którym równać może się chyba tylko ten z Far Cry 2, fantastyczne oświetlenie łącznie z tak zwanymi boskimi promieniami, przebijającymi się przez korony drzew, czy dynamicznie zmieniająca się pogoda. Chmury zbierają się w wielkie kłęby, z których potem spada deszcz i walą pioruny. Rzadko zdarzają się tytuły tak dopracowane technicznie, a w JC2 wszystko działa niemal bezbłędnie i w stałych 30 klatkach na sekundę.
WERDYKT Just Cause 2 nie jest grą idealną. Szwankuje debilny wręcz scenariusz i narracja, która często sprowadza się do krótkiej rozmowy ze zleceniodawcą, który wyrzuca z samochodu skrzynkę z amunicją i zdawkowo informuje nas o celu. Strzelanie jest dobre, ale jak na grę w której tyle się niszczy razi brakiem dynamiki. Owszem, walki mają swój rytm i trzeba się czasem nieźle nagimnastykować, zanim rozpracujemy bazę pełną wrogich żołnierzy, ale w ogólnym rozrachunku shooter z JC2 jest niespecjalny. Bardzo nie podobała mi się gra aktorska i choć zdaję sobie sprawę, że autorzy celowo uderzali w tony rodem z kina klasy B, to wydaje mi się, że można to było rozegrać znacznie lepiej.
Jednak mimo wad gra się świetnie. Tu po prostu jest tak dużo do zrobienia, że szybko przestaje nam przeszkadzać przepity głos Rico, czy infantylne teksty jego handlerki z CIA. Just Cause 2 stawia na zabawę, nie sadzi się na bycie czymś, czym nie jest i oddaje nam do dyspozycji najfajniejszy wirtualny plac zabaw, jaki dotąd widziałem. W czasach, gdy przeciętna kampania dla pojedynczego gracza ma około 7-8 godzin, a same gry rzadko kiedy chce się odpalić po raz drugi, JC2 to perełka, która oferuje niemal nieskończone możliwości i na długie godziny przykuwa nas do ekranu. Problem tylko w tym, że nie każdy lubi sandboxy i nie każdemu nieskrępowana zabawa przypadnie do gustu. Jeśli ktoś szuka gry bardziej zorientowanej na scenariusz, to tu szybko się znudzi. Za to domorośli socjopaci powinni być zachwyceni.
Tadeusz Zieliński
Just Cause 2 (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat