Do testów wersji beta tego tytułu podszedłem ze sporą rezerwą. A to dlatego, że jego poprzedniczka * Delta Force: Black Hawk Down zdecydowanie nie rzuciła mnie na kolana. Jednak Joint Operations: Typhoon Rising* będzie miało znacznie większe szanse na zagoszczenie na moim komputerze na dłużej. Po kilku godzinach katowania jednej misji dla pojedynczego gracza oraz dwóch map trybu multiplayer, żałowałem, że autorzy udostępnili w tej wersji tak drobną cześć pełnego produktu... * Garść faktów na początek **Joint Operations: Typhoon Rising to gra akcji, w której wcielamy się w żołnierza Armii USA. Główny nacisk położono w niej na dynamikę zabawy oraz wrażenia wizualne, realizm spychając nieco na drugi plan. Co prawda jest on znacznie dalej posunięty, niż miało to miejsce w Delta Force: BHD , jednak z pewnością nie można go porównywać do tego, jaki mamy na przykład w Operation Flashpoint *. Nie znaczy to oczywiście, że nie zadbano należycie o szczegóły, ale o tym w dalszej części tekstu. Naszego bohatera możemy obserwować z dwóch punktów widzenia (FPP i TPP) – przełączanie między tymi trybami wykonuje się przy pomocy jednego klawisza, tak więc każdy może łatwo dostosować widok do swoich preferencji. Tym razem autorzy z Novalogic postanowili rzucić nas do boju w tropikalnej Indonezji. Niestety w jednej z misji trybu single player nie ukazuje się nawet choćby zarys, czego dokładniej będzie dotyczyła kampania – na wyjaśnienie tej zagadki musimy jeszcze poczekać. Po wyglądzie przeciwników, wnioskuję, że wraże siły będą reprezentowane przez przedstawicieli jakiegoś fundamentalnego lub komunistycznego reżimu. Niby to Indonezja, a wszyscy wrogowie wyglądają jak bliscy krewni Fidela Castro... No nic – być może i tu Wielki Che rozpuścił swoje szkolone do walki w dżungli oddziały wierne rewolucji... Realizm czy dynamika? Oto jest pytanie... Ten problem staje najprawdopodobniej przed autorami gier od początku istnienia gatunków FPP/TPP. Sądzę, że w * Joint Operations: Typhoon Rising * wypracowano pewien kompromis pomiędzy jednym a drugim. Dodatkowo możemy regulować poziom prawdziwości walki, poprzez ustawienia stopnia trudności – na najwyższym nasz żołnierz nie jest w stanie wytrzymać wiele, nawet nosząc kamizelkę kuloodporną (czego nie można powiedzieć o komputerowych towarzyszach broni – ci mają do pozazdroszczenia godną odporność na postrzały – są w stanie znieść nawet naszpikowanie kilkoma magazynkami „pestek” z M16...). Przyjemne wrażenia wywołuje walka w dżungli – naprawdę ciężko jest zauważyć pośród bujnej roślinności przeciwnika (i nam może dać ona ukrycie). Od pni drzew odbijają się rzucane granaty, a korony palm ocieniają podłoże powodując niekiedy konieczność używania noktowizora w ciągu dnia. Ponadto las tropikalny żyje – roślinność porusza się na wietrze, w chwilach kiedy ucicha kanonada słyszymy śpiew ptaków oraz odgłosy innych zwierząt, natomiast w rzekach czają się bezszelestni i bardzo niebezpieczni zabójcy - aligatory. Kiedy taka bestia zaatakuje nas pod wodą – mamy poważny problem – możemy walczyć z nią jedynie nożem, albowiem żadna broń palna podczas zanurzenia nie działa.