Jest ryzyko, jest zabawa. Towns nigdy nie zostanie skończone: szkoda, ale to było do przewidzenia
Twórcy Towns, gry dostępnej we wczesnym dostępie na Steamie, zrezygnowali z prac nad nią. W Internecie - drama. Drama, którą nie do końca rozumiem. Chyba czas się przyzwyczaić - nie ma raczej wątpliwości, że takich sytuacji będzie więcej.
Zacznijmy od faktów. Towns to strategia ekonomiczna o, niespodzianka, budowaniu miast. Dość rozbudowana i interesująca, choć jeszcze nieskończona. W listopadzie 2012 roku jej beta trafiła na Steama. Początkowo wywołała mały szum, bo była sprzedawana jak normalna gra, co było powodem niezadowolenia graczy. Ale potem wprowadzono Steam Early Access i dla wszystkich było już jasne, że prace nad nią ciągle trwają. W ramach wczesnego dostępu ciągle dostępna jest w sklepie - razem z prawie dwustoma innymi takimi produkcjami.
Towns
W lutym tego roku dwaj pozostali twórcy Towns (początkowo było ich trzech) doszli do wniosku, że nie mają ochoty dalej się nią zajmować. Nie chcieli jednak zawieść fanów, prace nad grą przekazali więc zatrudnionemu deweloperowi, do którego miało trafiać 15 procent zysków ze sprzedaży. Niestety, okazało się, że to za mało. Pieniądze były tak marne, że nowy twórca Towns nie był w stanie się z nich utrzymać. Ostatecznie więc gra została porzucona i nigdy nie zostanie skończona. Do końca świata będzie dostępna we wczesnym dostępie - no, chyba że Steam w ogóle postanowi ją usunąć ze swojej oferty.
Jak można się domyślić, oświadczenie to wywołało lawinę nieprzychylnych komentarzy rozsierdzonych graczy. Zajrzyjcie choćby na stronę z recenzjami na Steamie albo na oficjalne forum. Mówiąc w skrócie, twórcy oskarżani są o oszustwo i złodziejstwo. I o ile też uważam ich postępowanie za żenujące, o tyle trochę nie rozumiem zdziwienia zaistniałą sytuacją. Przecież i w Kickstartera oraz jemu podobne, i we wszelkiego rodzaju odmiany wczesnego dostępu wkalkulowane jest ryzyko. To jasne jak to, że dwa plus dwa równa się cztery. Nie wyszło? Cóż, to była jedna z możliwości.
Towns
Płacisz za coś, czego nie ma albo za coś, co istnieje dopiero w powijakach. Nie zawierasz przy tym żadnej, poza dżentelmeńską, umowy z drugą stroną. W przypadku niepowodzenia projektu nie ma żadnych prawnych sposobów na wyegzekwowanie "sprawiedliwości", ergo całość opiera się jedynie na zaufaniu. To jak z wrzucaniem pieniędzy do kapelusza ulicznego grajka. Nigdy nie wiesz: może z tego żyje, może dorabia po godzinach, by mieć na wymarzone studia, a może wszystko wydaje na heroinę.
Niedawno sporo mówiło się o grze Earth: Year 2066. "Dostęp" był tak "wczesny", że w zasadzie nie dało się nią grać. W tym wypadku Steam usunął ją z oferty i oddał pieniądze graczom, którzy zdecydowali się na zakup, ale tak po prawdzie, to wcale nie musiał tego robić. Gdyby nie dbał tak bardzo o swoją społeczność, mógłby po prostu pominąć całą sprawę milczeniem (na szczęście dba). Przecież było napisane, że gra jest nieskończona. Nie doczytałeś? Twój problem.
Earth: Year 2066
Uzmysłówmy to sobie: gry we wczesnym dostępie to nie są skończone produkty. To nie są preordery, w które można grać od razu po wydaniu pieniędzy. Mogą nie działać i mogą mieć błędy. Twórcy mogą w którymś momencie stwierdzić, że jednak nic z nich nie będzie. To nie wystawi im zbyt dobrego świadectwa, ale ciężko im tego zabronić. Być może fakt, że część osób tego nie łapie, to wina wielkich studiów, które wypuszczają otwarte "bety" sieciowych strzelanek pełniące notabene role dem - ale to tylko tak na marginesie.
Wczesny dostęp, podobnie jak crowdfunding, pozwala na finansowanie niezależnych gier. Gdyby nie takie formy zdobywania pieniędzy, duża część takich produkcji pozostałaby na wieki wieków w głowach ich twórców. Świetnie, że dzięki nim dostają swoją szansę. Ale, z drugiej strony, są też jakieś powody, dla których niektórzy z tych ludzi nie robią gier na pełen etat. Może są po prostu niedoświadczeni, hm?
Fajnie, że żyjemy w dobrobycie i możemy sobie pozwolić na zbiorowy mecenat. Mi też zdarza się wrzucić komuś parę złotych do wirtualnego kapelusza. Ale naiwnością jest wierzyć, że wszystkie te tytuły będą tak dobre, jak w obietnicach twórcach. Części może się faktycznie uda. Część będzie przeciętna. A część nie powstanie. Jest ryzyko, jest zabawa.
Wczesny dostęp na Steamie
W całej sprawie największymi przegranymi są i tak twórcy Towns. Gdy mówią, że myślą o stworzeniu w przyszłości Towns 2, wypada jedynie parsknąć śmiechem. Wybaczcie, panowie, ale wy już mieliście swoje pięć minut. Po raz drugi nikt już wam nie zaufa.
Tomasz Kutera
"Headshot" to nieregularny cykl komentarzy redakcyjnych, w których subiektywnie odnosimy się do najbardziej aktualnych tematów.