Poza zwykłymi samochodami, helikopterami, rakietami kosmicznymi, poduszkowcami czy odrzutowcami, na zwiastunie pojawiają się więc też różnego rodzaju roboty (zarówno coś na modłę mechów, jak i futurystyczne drony), miasta wyglądają nieco bardziej nowocześnie (widać m.in. niszczone Los Angeles), a jeden z bohaterów ma zamontowany na ramieniu mini-komputer. Zabraknie laserów czy statków kosmicznych, bo to nie tak odległa przyszłość, niemniej: czuć, że trochę się na świecie zmieniło.
Co bardziej uważni zauważą, że gra przedstawi nam nie tylko wydarzenia z najbliższej przyszłości. Przeniesiemy się sporo lat wstecz, pod koniec lat 80., m.in. do Afganistanu, by pojeździć na... koniach. Żeby była pełna jasność: facet, którego widać na początku filmiku, to sierżant Frank Woods, który o dziwo przeżył to, co spotkało go w poprzednim Black Ops.
Poza tym czeka nas raczej standard dla serii: dużo wybuchów, jeszcze więcej strzelania, masa oskryptowanych akcji, trochę patosu i wysoki poziom filmowości. Filmikowi nie można odmówić widowiskowości i dobrego tempa, mnie jednak ten zwiastun nie porwał i nawet na chwilę nie wgniótł w fotel. Czuję przesyt tą serią i nawet przeniesienie akcji kilkanaście lat do przyszłości w moich oczach zbytnio jej nie odświeża; tu potrzeba chyba zmiany mechanizmu rozgrywki. Co nie znaczy, że nie mam ochoty w nowe Call of Duty zagrać - jako kilkugodzinny zastrzyk adrenaliny ta seria sprawdza się świetnie. No, i będzie oczywiście tryb multiplayer, dla wielu istotniejszy niż kampania dla jednego gracza, ale mnie akurat on nie obchodzi.
Światowa premiera 13 listopada na PS3, X360 i PC. Kolejny rekord sprzedaży gwarantowany?
Adrian Palma