Jeśli uznajecie Super Smash Bros. Ultimate za prawdziwą bijatykę, to ma szansę być najpopularniejszą bijatyką w historii
Blisko 14 milionów sprzedanych egzemplarzy. Cholercia.
Oj, wiedzieli w Nintendo, co robią. 13,81 milionów to już absurdalnie wysoki wynik - a taki gierka odnotowała wraz z zamknięciem ostatniego okresu rozliczeniowego (Bartek się denerwuje na termin „rok fiskalny”, a ja jestem na tyle niefiskalny mentalnie, by mu się nie sprzeciwiać). Oznacza to: a) że jest trzecią najważniejszą produkcją na Switchu, zaraz po Super Mario Odyssey (14,44 mln) oraz Mario Kart 8 Deluxe (16,69 mln), które chyba już nigdy nie zejdzie z tego tronu; b) że, jak krzyczą w najlepsze niektóre zachodnie portale, jest również najlepiej sprzedającą się bijatyką w historii.
Po drugie - jeżeli już akceptujemy, że SSB jest realną bijatyką, to na szczycie błyszczy już od wielu lat. Odsłony na 3DS-a i Wii (Brawl) sprzedały więcej pudełek niż jakikolwiek Tekken. Ultimate przez ostatnie miesiące przeskoczył w tabeli z pozycji drugiej na pozycję pierwszą, tylko (i aż!) tyle.
Po trzecie - trudno zdecydować, jak należałoby tutaj uwzględniać Street Fightera II. Sumując przeróżne wcielenia klasyka Capcomu, wyjdzie Wam i grubo ponad 20 milionów sprzedanych egzemplarzy. Taka perspektywa wydaje Wam się niezbyt fair? No to macie 11 milionów Mortal Kombat X, bo to największy „solowy” konkurent odsłon serii na wyłączność Nintendo. Z nim możecie wrócić do punktu pierwszego. Na Tekkena 3 nie liczcie; staruszek Namco nie przekroczył nigdy magicznej „dyszki”.
Decyzję pozostawiam Wam. Ja tam nie mam z tym żadnych problemów. Wciąż też nie mogę wyjść z podziwu, jak świetnie poradził sobie Ultimate. No ale grałem obsesyjnie, wiem przynajmniej, że to fan-ta-sty-czna produkcja.