Jeśli głód fabularny Battlefrontem 2 zaspokoić chciałeś, zawrócić musisz
Można też innym klasycznym nawiązaniem: to nie jest kampania, której szukacie.
A kiedy skończą się już wszystkie znoszone nawiązania, kiedy potrzeba przekazania jasnego komunikatu będzie silniejsza niż oprawienie go w błyszczącą formę, wtedy pozostanie powiedzieć po prostu: kampania w Star Wars Battlefront 2 jest słaba. Tak o. Ładnie wygląda, owszem, a kiedy jeszcze nie wiesz, z jakiego rodzaju scenariuszem masz do czynienia, potrafi nawet wciągnąć. Potem jednak odczuwa się z całą siłą, jak wybuch detonatora termicznego, że twórcy opowieści idą po linii najmniejszego oporu i cały dotychczasowy entuzjazm zaczyna maleć. I tak aż do końca, kiedy nie ma go już w ogóle i zaczynasz odczuwać ssanie. To głód. Ten sam, który był przed odpaleniem gry, bo przecież to "pierwsze singlowe Gwiezdne wojny od dawna". Nie zmalał.W grze wcielamy się w Iden Versio, dowódczynię oddziału Inferno - sił specjalnych armii Imperium. Tak, jesteśmy zatem "tymi złymi", a przygodę rozpoczynamy chwilę przed wysadzeniem przez Rebeliantów drugiej Gwiazdy Śmierci. Zszokowani ewakuujemy się z Endoru, a na pokładzie naszego niszczyciela czeka już Posłaniec - robot z pośmiertną wiadomością od Palpatine'a, który każe wprowadzić w życie Operację Popiół.Czy Operacja Popiół jest równie przewrotna jak Rozkaz 66? W jaki sposób Iden Versio wzbudzi naszą sympatię, skoro stoi po stronie osób wysadzających w powietrze całe planety? Które znane postacie w interesujący sposób pojawią się na naszej drodze? Jak bardzo twórcy wykorzystają potencjał wybranego przez nich przedziału czasowego? Czy za wszystkim stoi Mroczny Lord Sithów Jar-Jar?Nie spodziewajcie się satysfakcjonujących odpowiedzi. Mimo potencjału tkwiącego w zarysie fabularnym i ogólnej scenerii przygody, fabuła jest nudna, boleśnie przewidywalna i przede wszystkim bardzo głupiutka. A pamiętajcie, że mierzę to też jednak miarą Gwiezdnych wojen - marki, w której zawsze ważniejsze od niezwykle przemyślanej, logicznej i psychologicznie wiarygodnej historii było czyste poczucie przygody. Niestety, ta przygoda w Battlefroncie 2 jest rozmyta jak hologram. Coś tam dzieje się w trakcie tych misji, ale nie ma to za bardzo znaczenia. Nie przejmujemy się losem tych postaci, bo za bardzo w nie nie wierzymy. Nie czekamy już na rozwój wydarzeń, bo widzimy, że one rozwijają się w oczywisty, pozbawiony polotu sposób.Po skończeniu tej pięciogodzinnej przygody do spektrum niezbyt pozytywnych wrażeń dochodzi jeszcze złość - bo historia się właściwie urywa. Nie dostajemy satysfakcjonującego finału, a jedynie dodaną na siłę misję, która zawiesza opowieść w pół zdania. Patrzymy wstecz na te skromne trzynaście misji i uświadamiamy sobie, jak niewiele się tutaj wydarzyło, jak niewiele rzeczy miało sens. Jakby ktoś ten scenariusz próbował wyryć koślawo w betonie za pomocą miecza świetlnego. I już teraz widzę, że EA zapowiada nowe przygody w singlu, w ramach rozwijania gry po premierze, a z oszczędnego opisu wynika, że owszem, prawdopodobnie otrzymamy ciąg dalszy. Nawet tego nie mogliśmy dostać od razu, w całości?Jeśli miałbym powiedzieć coś dobrego o kampanii, to że nie cierpiałem podczas gry. Należy podkreślić, że poszczególne misje nie sprawiają wrażenia "multiplayerowego meczu z dialogami"; i to nawet kiedy faktycznie dzieją się na mapie z multiplayera - jak choćby w przypadku Naboo i Takodany. Znałem te miejscówki na wylot z bety, a i tak zaproponowana narracja dawała mi poczucie grania w autentyczną kampanię dla pojedynczego gracza, bez żadnych ściem. Ba, w multi nie odwiedzimy soczyście industrialnej fabryki na Sullust, tropikalnego Pillio czy chyba najciekawszego z tego zestawienia Vardos, na którym wreszcie poczujemy trochę imperialnego terroru. W samej rozgrywce również pojawią się elementy unikatowe, jak latanie droidem z początku kampanii, spacerowanie po gwarnej kantynie czy nawet szczypta skradania.
Warto jednak pamiętać, że są to tylko szczypty, a przez większość czasu będziemy po prostu biec i strzelać, ewentualnie latać, dokładnie tak jak w multiplayerze. Wraz z rozwojem fabuły otrzymamy wiele gwiezdnych kart, którymi zapełnimy trzy sloty. Nad umiejętność skanowania stawiałem szybkie leczenie, a z lewego slota nigdy nie wypadł gwiezdnowojenny substytut strzelby. W tym kontekście kampania staje się dobrą okazją do przetestowania podstawowych broni czy niektórych umiejętności. Dzięki temu zaczynając przygodę w multi, ma się już jakieś pojęcie, który blaster odpowiada najbardziej naszym preferencjom. Podobnie przydaje się fakt, że w trakcie kampanii wcielimy się w kilku ikonicznych bohaterów - to przyjemne pole treningowe do nauczenia się ich umiejętności. Nawet jeśli ich występy w kampanii albo są kiepsko usprawiedliwione, albo absolutnie nic nie wnoszą do historii. A tak jest w sumie w przypadku każdego.Kampanii nie można też z pewnością odmówić fantastycznej oprawy audiowizualnej, choć przeskoki między przerywnikami filmowymi a rozgrywką są jednak odczuwalne jakościowo. Grafika Battlefronta 2, mimo że bardzo atrakcyjna, nie robi już takiego wrażenia jak w pierwszej części z 2015. Niektóre efekty doszlifowano, owszem, ale standard pozostaje podobny. Choć kiedy nasz mundur kurzy się od piasków Jakku, czy pokrywa się śniegiem (!) na Hoth, trudno nie otworzyć szerzej ust. Nie jest też tajemnicą, że Dice robi wspaniały użytek ze wszystkich możliwych gwiezdnowojennych zasobów - nic się w tym aspekcie na szczęście nie zmieniło. A tym razem w pakiecie mamy też pełną polską wersję z dubbingiem; ten wypada całkiem nieźle. A raczej równie przeciętnie i drętwo jak oryginał, bo wina leży już bardziej po stronie scenariusza i kiepskich dialogów.I taki jest to właśnie twór. Szczegóły przygody przeżytej w Battlefroncie 2 zacierają mi się w pamięci z każdą kolejną godziną - pewnie dlatego, że nie wydarzyło się tam nic wartego wspominania. Kampania zamiast zaspokoić głód dobrej, singlowej gry w uniwersum, przypomina tylko, jak fajnie byłoby go zaspokoić. Potencjał zmarnowano.I normalnie może powiedziałbym, że jako dodatek do głównej atrakcji, przystawka przed cudowną zabawą w multiplayerze, taka kampania się nada, ale wiem, że wiele osób myślało o zakupieniu Battlefronta 2 tylko dla kampanii. W tym wypadku zdecydowanie odradzam. Ba, nie wiem, czy nie odradzę też w przypadku tych, którzy oczekują przede wszystkim dobrego multi, bo póki co system ekonomii zaproponowany przez twórców zdaje się nieakceptowalny. Ale w tym wypadku jeszcze wstrzymam się z wydawaniem opinii, zaczekam na start konsumenckich serwerów i pogram więcej. Recenzja zatem raczej w przyszłym tygodniu. Do tego czasu sugeruję jednak nie kupować gry pod wpływem impulsu, nawet jeśli forsy macie tyle co Jabba. Bo jeśli faktycznie okaże się, że jest źle, dobrze byłoby zagłosować portfelem i pokazać EA, co sądzi się o proponowanych przez nich rozwiązaniach.Patryk Fijałkowski