Jedna z najciekawszych gier zeszłego roku - To the Moon - trafiła na GOG
Jeśli do tej pory nie zagraliście w To the Moon (bo drogo, bo system płatności, bo nie wiedzieliście), to teraz już nie macie wymówki.
To the Moon to wzruszająca historia oparta na wspomnieniach o dziadku autora. Wcielicie się w doktor Evę Rosalene i doktora Neila Watta, którzy mają nietypową pracę - umożliwiają ludziom będącym na łożu śmierci przeżycie jeszcze jednego momentu z życia - nawet takiego, który w ogóle się nie wydarzył.
Stoi przed nimi spore wyzwanie - główny bohater chciałby... polecieć na Księżyc.
Ciepła, nastrojowa gra, którą Adrian Palma w podsumowaniu roku rekomendował następująco:
"To the Moon” jest archaiczne i równie dobrze mogłoby powstać 15 lat temu. „To the Moon” jest do bólu liniowe. „To the Moon” jest brzydkie, nawet jeśli ktoś lubi grafikę retro. W „To the Moon” nie ma zasadniczo żadnej akcji, efektownych strzelanin, wybuchów czy szaleńczych pościgów. „To the Moon” jest krótkie, bo trwa jakieś 4 godziny. „To the Moon” jest drogie, bo za 4 godziny zabawy trzeba zapłacić 40 złotych. Ale co z tego, skoro opowiada jedną z najpiękniejszych, najbardziej wzruszających, oryginalnych i wciągających historii w dziejach gier wideo? To gra o miłości, przemijaniu, spełnianiu marzeń, o tym, jak poszczególne decyzje wpływają na nasze życie i o wielu innych sprawach, do których podchodzi w niezwykle przemyślany, wysublimowany i trafny sposób, posypując całość szczyptą humoru.Nie pamiętam już, kiedy jakaś gra wyzwoliła we mnie takie emocje jak „To the Moon”, i nie znam gry, która skłoniłaby mnie do refleksji w takim stopniu jak to niezależne dzieło, nie boję się tego określenia, sztuki. Chyba nigdy o nim nie zapomnę i tak jak główni bohaterowie wędrowali po wspomnieniach pewnego starca, tak ja za kilkanaście lat cofnę się pamięcią do teraz i uświadomię sobie, jak rewelacyjna i ponadczasowa jest to produkcja. I pewnie do niej wrócę, by jeszcze raz się wzruszyć. Warto zauważyć, że na GOGu kosztuje raptem 9 dolarów - nieco mniej, niż wcześniej.
Paweł Kamiński