Jedna od początku do końca czy żonglowanie płytkami kilka razy dziennie. Jesteś monogameistą czy grasz we wszystko naraz? [KLUB DYSKUSYJNY]

Jedna od początku do końca czy żonglowanie płytkami kilka razy dziennie. Jesteś monogameistą czy grasz we wszystko naraz? [KLUB DYSKUSYJNY]

Jedna od początku do końca czy żonglowanie płytkami kilka razy dziennie. Jesteś monogameistą czy grasz we wszystko naraz? [KLUB DYSKUSYJNY]
Paweł Olszewski
17.12.2015 12:24, aktualizacja: 22.01.2016 11:37

Pogadajmy o tym. Wszak gry można konsumować na wiele różnych sposobów. Macie swoje przyzwyczajenia?

Karol Kała:Balansuję. Staram się nie grać w dwie duże gry jednocześnie, a skupiać na jednym, konkretnym tytule. Powód jest prosty - przeżywam gry i mocno się w nie wczuwam, a ogrywanie dwóch skrajnych, lub co gorsza - podobnych produkcji wpłynęłoby na ich odbiór. Są wyjątki od reguły, naturalnie. A są nimi gry sieciowe. Wieczór z Wiedźminem nie wyklucza partyjki w Heroes Of The Storm.

Skąd takie podejście? Jeszcze kilka lat temu nie kończyłem gier. I nie chodzi o to, że coś było z nimi nie tak. Wszystko przez rozbicie się na wszystkie możliwe do ogrania, ważne tytuły. Doszło więc do tego, że mimo zachwytu nad daną produkcją odkładałem ją w kąt, bo właśnie pojawiła się nowa, genialna przecież i obligatoryjna gra. Absurd. Wyobraźcie sobie teraz, jak ciężko było mi wrócić. Musiałem przechodzić dany tytuł od nowa, bo przecież niczego już nie pamiętałem, o wkręceniu się z powrotem w klimat nie wspominając. I tak w koło Maciu.

W zmianie nawyków mocno pomogło mi sortowanie tytułów i ogrywanie głównie tych, które autentycznie mnie interesują. Uwierzcie, że mocno zmienia spojrzenie na gry. A co najlepsze, okazjonalne skoki w bok smakują wtedy wręcz wybornie, zaskakują, a ja często proszę o więcej.

Paweł Olszewski:Dosyć często gram w kilka tytułów jednocześnie, ale nigdy, przenigdy nie są to gry z tego samego gatunku. Zanim zacznę kolejnego FPS-a przeważnie kończę poprzedniego, a przedRPGwyrywającym z życia kilkadziesiąt godzin odkładam inne role playowe przygody na bok. Kiedyś tak nie robiłem, co kończyło się wklepywaniem łamań Kinga wSoulCaliburze, strzelaniem na bramkę w FIFIE przyciskiem odpowiedzialnym za dośrodkowanie, poszukiwaniem apteczek w Call of Duty i innymi tego typu historiami. Nie wspominając już o tym, że w typowo fabularnych grach miewałem problemy z docieraniem do napisów końcowych. W połowie gry nie pamiętałem początku, albo po prostu ulatniał mi się gdzieś klimat całej produkcji. Lata temu zepsułem sobie w ten sposób kilka gier, dlatego też wprowadziłem do mojego (wtedy jeszcze tylko)hobbydyscyplinę, która sprawdza się do dziś i pomaga w zawodowym graniu.

Większość zaczętych tytułów kończę. Jeżeli gram do recenzji, to jest to całkiem logiczne. Wtedy też nie ma po prostu czasu na granie w inne rzeczy, bo termin oddania tekstu przeważnie jest „na wczoraj”. W wolnych chwilach sytuacja wygląda jednak inaczej. Żeby daleko nie szukać, równocześnie z graniem w Battlefronta skończyłem ostatnio Rise of the Tomb Raider. Nie wyobrażam sobie jednak przeplatania Tomb Raidera zremasterowanym Uncharted, a Star Warsów powiedzmy Destiny. W takiej konfiguracji najprawdopodobniej zniechęciłbym się do każdego tytułu. „Towarzystwo” danej gry znacznie wpływa więc na jej odbiór. Zwłaszcza jak przed średniakiem zagramy w totalnego crapa z tego samego gatunku, to jednak jest już chyba temat na kolejny Klub Dyskusyjny

Oskar Śniegowski:Tak się składa, że na Poly jestem chyba jedynym przedstawicielem PC Master Race, więc kiedy zobaczyłem temat dyskusji to uśmiechnąłem się od ucha do ucha, spojrzałem na mojego potwora zakutego w aluminiową obudowę i puściłem mu oczko. Pojemny dysk trwady pozwalał zawsze na przechowywanie sporej ilości gier gotowej do uruchomienia w każdej chwili, ale mimo wszystko jestem monogameistą. Jeżeli już jakąś grę zaczynam, to nie gram w nic innego dopóki jej nie skończę.

Nie lubię mieszać sobiehistoriii psuć immersji. Kiedy jakiś świat wciągnie mnie na całego, a później przerwę stworzoną więź zabawą w innym uniwersum, to powrót nie jest już kwestią błyskawicznego wskoczenia w grę i jej kontynuacje, ale ponownym procesem przyswajania praw rządzących wirtualną rzeczywistością. Wydaje mi się, że podejścia "monogameistycznego" nauczyły mnie RTSy, w które namiętnie grywałem na początku swojej przygody z grami - w szczególności Europa Universalis. Przerwanie gry na dłużej niż jeden dzień powodowało długi i męczący proces ponownego wchodzenia w zawiłości statystyk poszczególnych jednostek i przypominania sobie wszystkich politycznych zawirowań. Kto kiedykolwiek grał w EU, ten doskonale mnie zrozumie.

Patryk Fijałkowski:Jako dzieciak byłem rozwiązłym polygameistą. Brałem wszystko i nie liczyłem się z uczuciami. Wykorzystywałem, porzucałem, zmieniałem, oszukiwałem. W wieku nastoletnim spokorniałem i grałem już raczej w jeden tytuł, dopóki go nie ukończyłem. Byłem wierny.

Ale teraz... Jakiś rok temu wróciłem do dawnych zwyczajów. Jeszcze niedawno grałem jednocześnie w drugi sezon The Walking Dead, Everybody's Gone to the Rapture, Battlefronta, Kolekcję Nathana Drake'a... Niektóre rzeczy mam już za sobą. Liczę też, że zamknę to, co zostało (no, z wyjątkiem Star Warsów), zanim przyjdzie czas sprawdzić, czy w nowymFalloucierzeczywiście pisano dialogi krzesłem. Bo jednak jak już jest jeden wielki tytuł, to wciąż preferuję grać tylko w niego.

Ale z zaskoczeniem odkryłem, że granie w kilka tytułów nie musi być takie złe. Nadążam z wszystkimi wątkami, a jak coś jest dobre, to tego nie zostawiam, nawet jak na chwilę lub dwie odpalę coś innego. Świetnych, wartościowych gier wychodzi teraz tak dużo, że trudno czasem nie podzielić swojej uwagi na kilka utworów.

Maciej Kowalik:Muszę mieć pod ręką grę na każdy humor, pogodę, dzień tygodnia i porę dnia. Czasem najpierw odpalam konsolę, a dopiero potem decyduję, w co będę grał. Nie jest to może najzdrowsze podejście do sprawy, ale zwykle gdy przeglądam ikonki pojawia się jakaś iskra i już wiem, że najbliższe godziny spędzimy razem.

Ale choć otaczam się kilkoma tytułami i nie ślubuję żadnemu wyłączności do obejrzenia napisów końcowych, to decydując się w danej chwili na jeden, o innych zapominam. Nie żongluję płytami. Nie wyskakuję co kwadrans do interfejsu, by zobaczyć w co grają znajomi. Gdy nie mam minimum godziny na granie, nawet nie odpalam konsoli. Wyjątkiem są gry sportowe i strzelaniny multiplayer, gdzie jeden czy dwa meczyki czasem wystarczą, by zaspokoić głód emocji. W innym wypadku "szybki numerek" nie wchodzi w grę.

Lubię wczuć się w stworzony świat, wyciąć się z rzeczywistości i wkleić w grę. Dlatego zwykle gram w słuchawkach i nie zerkam co pięć minut na powiadomienia na tablecie. Jak grać, to grać na całego. Nie wyobrażam sobie odpalenia Wiedźmina na pół godzinki czy jednego questa. Są gry i światy, którym się tego nie robi. Po co sabotować własne wrażenia? Dlatego Dziki Gon kończę dopiero teraz choć kupiłem go w dniu premiery. Nie umiałem wykroić dla niego odpowiedniej ilości wolnego czasu, bo jedna recenzja goniła kolejną, a nie chciałem przy każdym odpaleniu gry przypominać sobie co to ja właśnie mam zrobić i gdzie jestem.

Jestem polygameistą, ale do każdej gry podchodzę z szacunkiem. O ile widzę, że na to zasługuje, rzecz jasna.

--

A jak wyglądają Wasze przyzwyczajenia?

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)