Jasna i ciemna strona Flappy Bird

Jasna i ciemna strona Flappy Bird

Dominik Gąska

Flappy Bird generuje 50 tysięcy dolarów przychodów z reklam dziennie, podawał jeszcze 6 lutego The Verge, cytując twórcę niespodziewanie popularnej gry komórkowej. Zachowałem formę, w jakiej tę informację podało oryginalne źródło, dość ostrożnie podchodząc do rewelacji w rodzaju „twórca prostej gierki zarabia 50 tysięcy dziennie”. Cholera wie kto, ile i na czym tutaj tak naprawdę zarabia. Ale bezsprzeczny wniosek jest jeden – Flappy Bird osiągnął wielki sukces, z całą pewnością przynajmniej „frekwencyjny” (mówi się o 18,5 milionach pobrań, porównując ze światem dużych gier to jest już liga Call of Duty!). I nikt nie wie dlaczego.

Tak wielka popularność tego tytułu zaskoczyła samego twórcę, nawet mimo tego, że niemal wprost przyznał się do jej sztucznego generowania. Pytany na Twitterze o to, czy prawdziwe są zarzuty o stosowanie botów do podbijania rankingu gry na App Storze, stwierdził, że to nie ma znaczenia. Nie sądzisz? Jeżeli faktycznie go zafałszowałem, to czy Apple powinien zostawić sprawę nieruszoną przez całe miesiące? – odpisywał reporterowi Newseeka, zainteresowanemu sprawą. Przy tym jednak w miniony weekend przyznał, że skala sukcesu go przerosła.

I niemal tak samo szybko, jak Flappy Bird zdobył swoją niespodziewaną popularność, twórca gry zdecydował o jego usunięciu zarówno z App Store’a jak i z Google Play. Przykro mi, użytkownicy Flappy Bird, za 22 godziny zdejmuję grę. Nie mogę tego wytrzymać - pisał na Twitterze. Mogę nazwać Flappy Bird swoim sukcesem. Ale jednocześnie gra rujnuje moje proste życie. Więc teraz jej nienawidzę – dodawał, wyjaśniając przy okazji, że decyzja nie ma podłoża prawnego.

Może faktycznie Nintendo nie zgłosiło się jeszcze do niego w sprawie oczywistego wykorzystania elementów graficznych z klasycznego Super Mario Bros., bo w przypadku tej gry to znacznie więcej niż tylko inspiracja. Może rzeczywiście zarzuty o to, że Flappy Bird jest dokładną kopią innej komórkowej gry, Piou Piou, dostępnej na App Storze od ponad dwóch lat, są przesadzone. O tym zapewne jeszcze się przekonamy, bo wątpię, żeby usunięcie gry ze sklepu mogło ustrzec twórcę przed tego typu roszczeniami, szczególnie, że gra swoje już zarobiła.

Nawet jeżeli Dong Nguyen, twórca Flappy Bird, nie ukradł gry od kogoś innego, to zarobił pieniądze na projekcie tak prostym, że aż obraźliwym dla setek developerów, którzy poświęcają swój czas i energie na dostarczanie nam rozrywki. Jeżeli nawet wprost nie ukradł grafiki z Super Mario, to stworzył prostacką oprawę graficzną, wulgarnie odwołującą się do znanej i lubianej stylistyki. I przy tym wszystkim wystarczyły tylko dwa dni, żeby przekonać się, że wciąż pozostaje on pozytywnym bohaterem tej historii.

Bo wystarczyły dwa dni od ogłoszenia decyzji wietnamskiego programisty, a zarówno App Store’a jak i sklep Google Play zaczęły zalewać klony Flappy Bird. Oczywiście bardziej cyniczne, płatne albo zawierające mikrotransakcje. Do tego ludzie zaczęli wystawiać w serwisach aukcyjnych telefony z zainstalowaną rzadką grą Flappy Bird w cenach znacznie przekraczających rynkowe. Okazało się, że jest zapotrzebowanie na taką grę, że jest ona w stanie zarobić mnóstwo pieniędzy i teraz każdy chce zainkasować swoją działkę, w ten czy inny sposób.

A Nguyen, przy wszystkich jego faktycznych i domniemanych grzeszkach, zachował się akurat tak, jak powinni się zachowywać wszyscy twórcy gier. Jego gra była darmowa do pobrania. Nie zawierała żadnych mikrotransakcji. Przy całej swojej obraźliwej prostocie traktowała gracza z dużym szacunkiem. Od jej uruchomienia do rozpoczęcia zabawy mija sekunda. Zrozumienie sterowania to kolejna sekunda. Powtórzenie rozgrywki po nieuniknionej porażce nie zabiera nawet tej sekundy. To wszystko nie są przypadki. Można się zżymać na to, jak prostą grą jest Flappy Bird, bo jest, bo sam twórca przyznaje, że jej zrobienie zajęło mu kilka dni. Ale jest też grą, która lepiej rozumie potrzeby i oczekiwania gracza niż niejedna wysokobudżetowa produkcja, czy to na komórki, czy na konsole i komputery. To również gra, która w najlepszej tradycji dzieł i wynalazków popychających do przodu całą ludzkość odpowiada na problemy, o których istnieniu wcześniej nie wiedzieliśmy.

Wietnamski programista postąpił jak człowiek sprzed epoki Kickstartera, w której daje się nam tylko to, na co się z góry zgodzimy i co wiadomo, że się sprzeda. Osiągnął sukces dzięki grze, o której nikt nie wiedział, że jej chce. Zrobił coś, i znów, nie chce tutaj rozgrzeszać go z innych win, ale tak czy inaczej, zrobił coś i przekonał do tego cały świat. Inaczej niż wielcy wydawcy, skłonni już tylko do taśmowego produkowania kontynuacji uznanych hitów. Inaczej niż gwiazdy sprzed lat, które miały zmieniać świat z pomocą pieniędzy od samych graczy, a okazały się robić dokładnie to samo – strachliwie i zachowawczo produkując tylko to, o czym ludzie mówią, że tego chcą. A ludzie nie wiedzą, czego chcą, wiedzą tylko, co im się podobało i są w stanie otwarcie oczekiwać wyłącznie większej ilości tego samego.

Nie ma się więc co dziwić. Przyczyny sukcesu gry Flappy Bird są oczywiste. To, że mogła go osiągnąć gra tak obraźliwie prosta, stworzona z tak ewidentną niedbałością i nonszalancją, tylko podkreśla to, jak istotny jest to problem. Reakcja rynku na ten niespodziewany sukces dodatkowo uwydatnia, jak daleko jesteśmy od jego rozwiązania.

Szukamy czegoś nowego, czegoś innego, świeżego, nade wszystko oryginalnego. Cały czas i niezmiennie. Mogą nam to dać tylko twórcy przekonani o słuszności swojej wizji, w ogóle mający jakąś wizję, a nie pytający na każdym kroku czego chcecie w strachu przed zrobieniem błędu, który mógłby negatywnie wpłynąć na wyniki sprzedaży.

Źródło artykułu:WP Gry
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.