Japonia zakazuje handlu kluczami do gier bez zgody wydawcy
Kto jest celem japońskiego rządu - grube ryby czy gracze?
04.01.2019 | aktual.: 04.01.2019 16:09
Przenieśmy się na chwilę do kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie już wkrótce przestanie kwitnąć nie tyle wiśnia, co proceder odsprzedaży kluczy do gier. Wszystko to z powodu nowej ustawy japońskiego Ministerstwa Gospodarki, Handlu i Przemysłu. W życie wszedł bowiem nowy akt prawny o zapobieganiu nieuczciwej konkurencji. Zapisy dotknęły przy tym branży gier i od teraz w rozumieniu przepisów czynem karalnym stała się odsprzedaż kluczy do gier bez zgody twórcy.
Co może (ale nie musi) stworzyć dla różnych stron pokroju G2A poważny problem. Kara za taki proceder to nawet do 5 lat pozbawienia wolności lub kara finansowa rzędu 5 milionów jenów. Ważna przy rozstrzyganiu będzie oczywiście skala procederu. Zakazane stało się także modyfikowanie save'ów, acz chodzi tu bardziej o przypadki oferowania innym takich usług. Na czarnej liście znalazło się też udostępnianie narzędzi do modyfikowana gry czy konsol. Twórcom modów włos raczej z głowy nie spadnie, bo też chodzi tu bardziej o działania szkodliwe. Sam zapis brzmi jednak groźnie.
Wróćmy jednak do sytuacji marketów pokroju G2A. W praktyce strony tego typu działają m.in. na zasadzie platformy, w której zbędne klucze odsprzedają sami użytkownicy, a właściciel pobiera jedynie prowizję. Celem ustawy jest natomiast walczenie z firmami, których praktyka powoduje dla wydawców znaczące straty. Prawdopodobnie nikt nie będzie czepiał się o próby odsprzedania przez graczy pojedynczego klucza do posiadanej już gry. Najbliższe miesiące pokażą, czy zmiana prawa ma jedynie na celu rzeczywistą walkę z nieuczciwą konkurencją, czy ogólną blokadę dalszego handlu kluczami.
Japonia znajduje się od Europy dość daleko, ale przypadek ten wart jest opisania z tego prostego względu, że to pierwsze tego typu zapisy prawne. Zapewne wkrótce podobne regulacje pojawią się w kolejnych krajach. Obserwacja japońskiego rynku w najbliższych miesiącach odpowie nam na pytanie, co właściwie ustawodawca miał na myśli...
Krzysztof Kempski