Japończycy odpuszczają - Capcom idzie pod młotek
Defensywna polityka firmy pękła.
18.06.2014 | aktual.: 05.01.2016 15:35
Pod względem finansowym Capcomowi nie wiodło się najlepiej w ostatnich latach. W 2013 roku firma miała na koncie bagatela 152 mln dolarów, co w tej branży nie jest wielką kwotą. Część gier mimo sukcesu nie osiągnęła zamierzonej sprzedaży (patrzę na ciebie, Resident Evil 6). Mimo silnych marek, Capcom dało się fanom we znaki naciąganymi DLC czy olewaniem chociażby Mega-Mana. Gracze narzekali też na wydawanie tych samych gier pod inną nazwą, za przykład podając chociażby kolejne odsłony Marvel vs Capcom czy Street Fighter 4. Na domiar złego Yoshiro Ono, dyrektor Capcom Vancouver i producent serii Street Fighter, zrezygnował wczoraj ze stanowiska. Na szczęście tylko w kanadyjskim studiu, bo jak wyjaśnił na Twitterze, w samym Capcom zostaje.
Stało się więc: Capcom oficjalnie jest „na sprzedaż”. Decyzja miała zapaść na ostatnim posiedzeniu inwestorów. Określenie nieco na wyrost, gdyż oznacza to po prostu możliwość wykupienia większości akcji firmy, co zazwyczaj skutkuje przejęciem przez inną korporację. W oficjalnym oświadczeniu Capcom zapewnia, że dalej będzie pracował nad rozwojem marki, jak i utrzymaniem swojej wartości na rynku. No tak, udziałowcy muszą być zadowoleni.
Wielka szkoda. Chociaż... nie zapeszajmy. Firma ma wspaniałą historię i masę potężnych, legendarnych wręcz marek w kieszeni. Może zmiana wyjdzie jej na dobre?
Karol Kała