Jak wyglądało Warsaw Games Week? [WIDEO]
Czy pierwszą edycję warszawskich targów gier można uznać za sukces? Można. Czy może być lepiej? Może. I pewnie będzie.
Dziewiętnaście tysięcy odwiedzających, ponad pięćset stanowisk, parędziesiąt gorących tytułów, pięciu wielkich wydawców i jeden jasny cel: uczynić Warsaw Games Week jak największym świętem graczy. Udało się? Wędrując przez gęste tłumy, obserwując grające dzieci i dorosłych oraz rozmawiając z uczestnikami imprezy przebranymi za ulubione postacie, można było uznać, że zdecydowanie się udało. Na targach działo się dużo, było głośno, kolorowo i przede wszystkim różnorodnie. Każdy zwolennik elektronicznej rozgrywki mógł znaleźć coś dla siebie - nieważne czy bardziej interesowało go ogrywanie przedpremierowych tytułów lub sprawdzanie tych, które na sklepowych półkach zagościły niedawno, czy może branie udziału w licznych konkursach albo polowanie na gadżety. Było też trochę stania w kolejkach do ogrywania gorących gier i oglądania pokazów tych jeszcze gorętszych, ale to już urok tego typu imprez. Jestem pewien, że w trakcie długich kwadransów czekania z wolna (bardzo wolna) przekształcających się w godziny wywiązało się wiele pięknych przyjaźni, związków i przygód... No dobrze, pewnie nie. Ale i tak było warto.
A czy coś nie zagrało tak, jak powinno? Ze spraw czysto organizacyjnych nie podobało mi się, że uczestnicy, którzy wydali 120 zł na wejściówkę VIP, mogli jednorazowo wejść na teren imprezy, a potem musieli już na nim zostać. Jeśli ktoś chciałby wyjść na chwilę, żeby coś załatwić - zjeść porządny obiad czy odebrać skądś dzieci - nie miałby już wstępu. Było to dla mnie kompletnie niezrozumiałe i niesprawiedliwe, zważając na cenę biletu.
Zdarzały się też usterki techniczne. Just Cause 3 na wielu stanowiskach zacinało się przy ładowaniu, narzekano również na słabą jakość monitorów, na których odpalano Rise of the Tomb Raider. Pierwszego dnia z kolei niektóre gitary do Guitar Hero potrafiły być wybitnie nieskalibrowane. Nie były to jednak rzeczy, które psułyby radość z uczestnictwa w targach. Wszystkie potknięcia były do zaakceptowania, biorąc pod uwagę skalę imprezy i liczbę pozytywów.
Chciałoby się więcej tytułów przedpremierowych. Tegoroczna reprezentacja była dosyć skromna, a choćby odwołanie zapowiadanych wcześniej pokazów Dark Souls 3 pokazało, że do standardów znanych z innych wielkich, europejskich targów jeszcze trochę brakuje. Wydaje mi się jednak, że z następnymi latami będzie coraz lepiej, a jak na pierwszą edycję i tak wyszło bardzo pozytywnie. Samo zebranie Sony, Microsoftu, Cenegi, Ubisoftu i Nintendo w jednym budynku jest wielkim sukcesem. Wystawcy przygotowali swoje stoiska z odpowiednią pompą, zachwycając nie tylko grami, ale i rekwizytami upiekszającymi hale. Pod tym względem warszawska impreza nie odstawała od niemieckiego Gamescomu, czyli największych europejskich targów gier.
Najważniejsze, że pierwsza edycja dobiegła końca, a wszyscy już zastanawiają się, jak będzie wyglądać druga. Czy będzie miała większy rozmach? Więcej przedpremierowych pokazów? Może odbędzie się w innym miejscu niż Hala Expo XXI? Wszystkie te pytania kłębią się w głowie, bo Warsaw Games Week okazało się po prostu bardzo dobrą imprezą. Teraz gracze chcą więcej.
I więcej najprawdopodobniej dostaną.
Patryk Fijałkowski
"http://polygamia.pl/Polygamia/10,95387,19096379,jak-wygladalo-warsaw-games-week.html" alt="" />