Jak spędziłem pierwsze pół godziny Fable 3
Fable 3. Baśniowy klimat, stylistyka odwołująca się do rewolucji przemysłowej, czająca się za rogiem rewolucja. A ja jak głupek biegam dokoła klombu w zamkowym ogrodzie.
I robiłem to nie dlatego, że samouczek w najnowszej grze Lionhead jest szczególnie skomplikowany, wręcz przeciwnie. Mój dzielny książę prowadzi swoją ukochaną za rękę przez zamkowe ogrody, już dochodzi do kuchni, gdzie ma się rozpocząć kolejne zadanie, gdy wtem wyświetla mi się komunikat:
Łączna długość spacerów za rękę:
- Maciu: 137 metrów
- Konradhi: 90 metrów
"Jak to", pomyślałem z oburzeniem, "Maciu jest ode mnie lepszy w chodzeniu za rękę w Fable 3?". Zrobiłem gwałtowny tył zwrot z kuchennego przedpokoju i wróciłem do ogrodu, aby jeszcze trochę po nim pobiegać. Po chwili przegoniłem red. Kowalika, tylko po to, aby zobaczyć, że nadal jest ktoś lepszy ode mnie w tej dyscyplinie: red. Gnyp. No to dalej, jeszcze kilka rundek dokoła klombów i kwietników. Po chwili byłem pierwszy - miałem wyższy wynik w chodzeniu za rękę niż osoba, która przeszła całą grę, co całkiem dobrze ilustruje, jak istotna jest to opcja.
- Zamiast grać, biegam po ogrodzie i ścigam się ze znajomymi w pierdołach - westchnąłem głośno. Na co siedząca obok moja dziewczyna żachnęła się, że przecież właśnie o to chodzi i że to jest super. Spojrzałem na nią z ukosa, a potem wyświetlił się ekran ładowania z komunikatem:
Największa ilość prezentów dla rodziny:
- Tartaq: 4
- Konradhi: 0
Jak to, mam być gorszą głową rodziny od Tartaqa?
I tym sposobem Fable 3 stał się kolejną grą, w której na dziesiątki sposobów ścigamy się ze swoimi znajomymi. Pamiętacie rozmowy z zeszłej epoki, że kiedyś zrobiliśmy to i to, i pokonaliśmy tego tamtego w ten sposób? Teraz zostało to wysunięte na plan pierwszy.
Fable 3 nie jest oczywiście pierwszą taką grą - chyba pierwszy raz licytowałem się ze swoimi znajomymi w ten sposób przy okazji Shadow Complex, gdzie pokonanie większej ilości przeciwników w walce wręcz od kolegi z listy urosło do kolejnej warstwy metagry. Podobnie w Geometry Wars, gdy za cel swojego życia uznałem pokonanie Michała Śledzińskiego w którejkolwiek z sześciu konkurencji. I w końcu się udało, ale gdy mu o tym powiedziałem, to tylko zmarszczył czoło i stwierdził, że nie miał tam przesadnie wysokich wyników. Akurat.
Dzięki systemowi osiągnięć/trofeów żyjemy z tym asynchronicznym trybem dla wielu graczy już od jakiegoś czasu, ale można się spodziewać, że coraz częściej będzie on wychodził na plan pierwszy - jak choćby w nadchodzącym Need For Speed: Hot Pursuit, który ciągle ma się z nami drażnić i zachęcać do kolejnych wyścigów.
A teraz wracam do Albionu, jeszcze wiele beknięć przede mną do zostania mistrzem. Następna w kolejce jest "ilość osób w seksie grupowym", a potem "ilość zabitych nietoperzy".
Konrad Hildebrand