Jak daleko można posunąć się w oddawaniu realiów prawdziwego życia, żeby gra wciąż sprawiała nam przyjemność? [Klub Dyskusyjny]
Casus Kingdom Come: Deliverance. Ale również kwestia, która męczy nas w grach od niepamiętnych czasów.
03.03.2018 09:00
I tylko jedna rzecz ma się nie zmieniać – opcja save/load, ewentualnie new game. Bo to jest podstawowa różnica między życiem i grą – w realu ciężko jest naprawić niektóre porażki i większości rzeczy nie da się zacząć od nowa.
Nie bez powodu gry wideo wybierają pewne uproszczenia i umowność - postacie w domyśle jedzą, piją, zmieniają bieliznę i załatwiają potrzeby fizjologiczne, żebyś ty, graczu, nie musiał. A to wszystko dlatego, że realizm jest nudny. Nawet gatunki stawiające na wierne odwzorowanie życia pewne rzeczy robią w tle. W survivalach musimy dbać o to, żeby było nam ciepło, żeby w brzuchu nie burczało i żeby mieć dach nad głową, ale z drugiej strony - postawienie drewnianego domku trwa w najgorszym wypadku parę godzin, nie miesięcy.
I pewnie, że realizm jest fajny, stanowi jakieś tam wyzwanie i buduje immersję. I to miłe, że Henryk w Kingdom Come musi od czasu do czasu zjeść obiad czy się przespać, bo dzięki temu czujemy się częścią świata gry, podobnie jak w innych tytułach. Ale jest pewna cienka granica między realizmem a upierdliwością. I jeśli gra ją przekracza, to przestaje być przyjemna, a staje się męczarnią i nudnym obowiązkiem.
Redakcja