Jak by tu ożenić Battlefielda i Battlefronta z trybem w rodzaju FIFA Ultimate Team...
Wiecie jak? To możecie śmiało aplikować o robotę w Electronic Arts. Im ta kwestia nie daje spokoju.
Bo oczywiście chyba o niczym nie marzą w EA bardziej, niż o udanym wszczepieniu kury znoszącej złote jaja w grach sportowych do innych gatunków. Ultimate Team obecne w grach EA Sports już niedługo będzie przynosić firmie ponad miliard dolarów rocznie.
Kto wie, może Blake Jorgensen ogłosi to już w przyszłym roku. Rok temu Ultimate Team przyniosło firmie 650 milionów dolarów przychodu, stanowiąc prawie połowę pieniędzy, jakie EA zarobiło na dodatkach do wszystkich swoich gier. Minęło 12 miesięcy, FIFA 17 pobiła rekord sprzedaży serii w premierowym tygodniu i... roczny przychód z trybów Ultimate Team wzrósł do 800 milionów. A pamiętajmy, że choć EA ma gry traktujące o piłce nożnej, hokeju i amerykańskim handeggu to nie wydała w 2016 ani nowego UFC, ani nowego NBA Live (wersji mobilnych nie liczę). UFC powróci, NBA ponoć też, choć pewnie wiecie już, że akurat w to nie bardzo wierzę. Za rok miliard zielonych zarobionych w Ultimate Team? Czemu nie.
Ale dla korporacji pieniędzy zawsze jest mało.
Te słowa i liczby, Jorgensen kierował do analityków firmy Morgan Stanley na jej konferencji. Warto je pamiętać, gdy na którymś EA Play ze sceny padną - już w stronę graczy - zapewnienia, że tryb Ultimate FireTeam (ładnie wymyśliłem?) w Battlefield Two pozwoli wzbogacić i urozmaicić rozgrywkę na sposoby, o których wcześniej nikomu się nie śniło. Do kart w Battlefroncie przyzwyczajają nas przecież od razu. Choć oczywiście nie tylko EA wciska karty gdzie popadnie. Że wspomnę tylko Halo 5 Guardians czy jeszcze świeże Halo Wars 2, w którym największą nowinką jest sieciowy tryb skonstruowany wokół tworzenia własnej armii-talii.
Halo Wars 2: Blitz Multiplayer Beta Trailer
Akcjonariuszy EA słowa Jorgensena pewnie cieszą, ale gracze powinni wiedzieć, że coraz większe zarobki Ultimate Team biorą się z ich kieszeni. Niby kupują gry tak samo jak kiedyś, ale wydają na nie potem więcej pieniędzy.
Napisałbym coś o świadomych graczach głosujących portfelami, bo sporo głośnych premier w zeszłym roku rozczarowywało wydawców premierową sprzedażą. Ale Śródziemie: Cień Wojny, z którego nikt nie widział jeszcze ani minuty rozgrywki jest w czubie bestsellerów na Steamie, więc sobie daruję. Dość już strzępiłem tu klawiatury.
Maciej Kowalik