Irytują cię embarga na recenzje? A co powiesz na embargo na swoje własne konto Origin?

Spotkał się z tym pewien mieszkaniec Birmy, a jego problem wcale nie jest tak egzotyczny, jak kraj, w którym mieszka.

Irytują cię embarga na recenzje? A co powiesz na embargo na swoje własne konto Origin?
Paweł Olszewski

31.10.2016 14:08

Sezon premier w pełni, co rusz piszemy więc o embargach. Że te na recenzje gier Nintendo czy Microsoftu spadają na długo przed premierą, podczas gdy Ubisoft wygłupił się kiedyś embargiem ustawionym na kilkanaście godzin po premierze Assassin's Creed. Tak naprawdę, w "niegiereczkowym" świecie embargo oznacza jednak "zakaz importu lub eksportu określonych towarów do lub z danego państwa, czyli ograniczenie handlu i innych stosunków z określonym państwem". I jest bardzo często spotykane. Sankcje takie najbardziej odbijają się na zamieszkującej dane terytorium ludności, co może wydawać się mało humanitarne (władza i tak się wyżywi). Ale to aktywizacja tej ludności jest wszak często katalizatorem kolejnych zmian politycznych.

Pod międzynarodowe sankcje i embarga podpadają nie tylko podstawowe dobra konsumpcyjne czy produkty spożywcze, ale też szereg innych "drobiazgów", jak na przykład gry wideo. Electronic Arts zablokowało więc mieszkańcom Birmy dostęp do Origina. Zabieg ten można by podciągnąć pod "ograniczenie handlu", ale a) z Birmy zdjęto sankcje w pierwszym tygodniu października, b) EA zablokowało ogólnie dostęp do platformy Origin, a nie tylko opcję kupowania tam gier. W Birmie nie da się więc grać w legalnie zakupione wcześniej tytuły. Pewien skarżący się na Reddicie mieszkaniec Birmy pisze, że po próbach uruchomienia Origina pojawia mu się komunikat "Access Denied", co wiąże się z tym (nieaktualnym już) embargiem.

Obraz

Electronic Arts zaspało, Birma zostanie pewnie wkrótce usunięta z tej czarnej listy, zostawiając tam Kubę, Iran Sudan, Syrię i Koreę Północną. Egzotyczne kraje, egzotyczne problemy? Nie, bo z podobnymi niedogodnościami nie tak dawno temu borykali mieszkańcy całkiem bliskiej nam Ukrainy. Origin tam aktualnie działa, ale w każdej chwili może przestać. Żeby daleko nie szukać, PayPal pozwala na przelewy z tego kraju. Ale tam, z np. z Polski, już nie. Winne są znowu międzynarodowe regulacje polityczne.

Zamieszanie z Originem w Birmie czy wspomniane ograniczenia PayPala na Ukrainie znów przypominają nam o tym, o czym każdy wie, ale nikt głośno nie mówi - mamy zerowe prawa do kupionych w cyfrowej dystrybucji gier. Właściwie to ich już nawet nie kupujemy, a opłacamy możliwość dostępu do konkretnych tytułów z opcją ściągnięcia na dysk. Problemy licencyjne dostawcy gier, nieprzewidywalna polityka naszego bądź jakiegoś innego państwa, zwykły błąd czy upadłość właściciela platformy. Cóż, nic nam się nie należy. Umowa użytkownika Steam to tak naprawdę „Steam Subscriber Agreement”. Po ewentualnym wyłączeniu Steama możemy mieć więc takie same pretensje i  roszczenia do Valve jak po awarii Netfliksa czy Spotify do ich właścicieli.

Obraz

Lubię cyfrową dystrybucję, streaming treści jara mnie jeszcze bardziej, ale cały czas pamiętam, że płacę za dostęp do gier, a nie konkretną grę. Dlatego też mimo posiadania konta na właściwie każdej dużej platformie cyfrowej dystrybucji, w żadnej nie kupuję premierowych rzeczy. Czekam na wyprzedaże, kiedy to zakup gry mogę sobie porównać do kosztu biletu/biletów do kina czy jednorazowej przyjemności. Tak samo podchodzę do cyfry - płacę za grę tyle, ile jestem w stanie wysupłać na daną pozycję z perspektywą jej straty na X czasu. Bo nie musi przecież dojść do tak dramatycznych wydarzeń jak w Birmie czy na Ukrainie, żeby nasza cyfrowa biblioteka mocno się przerzedziła albo zupełnie wyparowała.

Temat ładnie opisał kiedyś u nas Bartek Nagórski. Kupuje w cyfrze na potęgę, ale te najważniejsze i najfajniejsze rzeczy potem i tak sprawia sobie w fizycznym wydaniu. Tak na wszelki wypadek, przy okazji ciesząc swoją duszę kolekcjonera. I właśnie dlatego strasznie podoba mi się coraz popularniejsze ostatnimi czasy wydawanie konsolowych indyków w pudełkach. Kholat, Hotline Miami, The Talos Priniciple, maluchy od Limited Run Games. To są rzeczy, które za X lat przetrwają i które wciąż będzie można uruchomić na konsoli.

Paweł Olszewski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
wiadomościelectronic artsorigin
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.