Injustice: Gods Among Us - recenzja
NetherRealm Studios poszło za ciosem i niejako bazując na podstawowej mechanice ostatniej odsłony smoczego turnieju, stworzyło Injustice: Gods Among Us, czyli „Mortala z superbohaterami od DC Comics”. Tak przynajmniej wszyscy sądzą. Pora zweryfikować ten błędny pogląd.
16.04.2013 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Ocena: 4/5 - Warto NetherRealm Studios nie udało się stworzyć lepszej bijatyki niż ostatni Mortal, oddali jednak w nasze ręce najbardziej efektownego fightera z superbohaterami. Bez dwóch zdań.
Do premiery odświeżonego MK ostatnią rzeczą, jaka kojarzyła mi się z bijatykami, była fabuła. Jasne, pojawiała się w niektórych produkcjach oprócz klasycznego trybu zręcznościowego i czasami miała nawet drobne przebłyski obiecującej historii. Ale to właśnie NetherRealm Studios za sprawą nowej odsłony smoczego turnieju pokazało, że można zrobić naprawdę fajną i wciągającą opowieść. Nie zdziwiłem się więc, że ten sam zgrabny zabieg zastosowano w Injustice: Gods Among Us. Firma musiała jakoś wykorzystać licencję DC Comics i sprawić, by cała plejada herosów i złoczyńców miała pretekst do spotkania.
Historia zaczyna się klasycznie. Kilkoro bohaterów próbuje powstrzymać Jokera, który postanowił zdetonować bombę atomową w samym środku Gotham City. Do wybuchu jednak nie dochodzi, a Batman, Aquaman, Wonder Woman, Green Arrow i Joker zostają przeniesieni do równoległego wymiaru. Ku ich zdziwieniu okazuje się, że nic nie jest takie jak w ich świecie. Na ulicach nie ma bowiem praktycznie przestępczości, a światem rządzi niepodzielnie Superman. Kryptończyk zwerbował ponadto większość herosów swojego świata, tworząc z nic swoistą bojówkę, która nie cofnie się przed niczym by trzymać porządek na świecie, nawet jeśli wiąże się to z łamaniem zasad przyświecających superbohaterom. Szybko okazuje się jednak, że to chory ustrój, przypominający klasyczny totalitaryzm. Aby nie zdradzać zbyt wiele z fabuły dodam tylko, że w równoległym wymiarze to złoczyńcy są tymi dobrymi, a herosi złymi. Skoro dwa wymiary funkcjonują równolegle, oznacza to również, że nasi podróżnicy z przypadku spotkają swoich sobowtórów i niejednokrotnie przyjdzie im stanąć z nimi do walki.
Choć w samej opowieści można znaleźć kilka nieścisłości i nie zawsze wiadomo kto jest kim, to po skończeniu trwającej około 4 godzin kampanii czułem się jak po dobrym seansie filmowym. Jest tragedia, jest podstęp i zdrada, jest kłamstwo i wybory moralne. Jest i śmierć w imię zasad. Tryb fabularny zgrabnie wyjaśnia również dlaczego poszczególni bohaterowie, mimo wielkości lub całkowitego braku mocy są w stanie stanąć do w miarę równej walki.
Nie mylić z Mortal Kombat Już po spędzeniu kilku minut z Injustice podczas ubiegłorocznego Gamescomu wiedziałem, że system walki nie ma zbyt wiele wspólnego z Mortal Kombat. Po pierwsze, walkę wręcz przyćmiewają moce superwojowników, po drugie system jest zdecydowanie bardziej skomplikowany. Po skończeniu trwającego 20 minut samouczka będziecie mieć mętlik w głowie, a koniec końców w trybie kampanii wykorzystacie może 30% zdobytej tam wiedzy.
Choć każdy z bohaterów ma klasyczne ataki pięściami i nogami, to nie one grają pierwsze skrzypce. Każda walka skupia się na wykorzystaniu ciosów specjalnych, bazujących albo na mocach wojowników, albo posiadanych gadżetach. Ale to nie koniec. Wojownicy mają również pasek energii, który najszybciej ładuje się po celnym wyprowadzeniu ciosu specjalnego. Kiedy pasek jest już pełen, można wykonać superatak z użyciem tej samej kombinacji, która uruchamiała X-raye w Mortal Kombat. Odpala się wtedy animacja, a sam atak jest w stanie zabrać mniej więcej pół paska zdrowia. Nie każdy atak przypadł mi do gustu, ale jest w Injustice kilka takich animacji, które rzucają na kolana. Koronnym przykładem jest tu Batman, który razi przeciwnika prądem, rzuca w niego batarangami, by na samym końcu rozjechać wroga przywołanym kilka sekund wcześniej Batmobilem. Jakby tego było mało, co jakiś czas pojawiają się jeszcze starcia, kiedy obaj bohaterowie nacierają na siebie, by „zderzyć” na środku planszy swoje ciosy (niczym w Dragon Ball). Wygrywa ten, kto posiada mocniej naładowany pasek energii. Można też robić zakłady o to, ile paska energii zostanie nam po starciu.
To nie koniec fajerwerków. Większość lokacji ma przynajmniej jeden dodatkowy poziom, do którego dostać się można wbijając przeciwnika w ścianę. Taki upadek nie tylko zabiera spory fragment paska życia, ale przede wszystkim wygląda niesamowicie. Jestem pewny, że zapragniecie jak najszybciej zobaczyć wszystkie takie akcje. Jakby tego było mało, każda z miejscówek ma kilka elementów interaktywnych - np. motor, którym możemy rozjechać przeciwnika, lub działko. Można też skierować w stronę oponenta strumień wody pod ciśnieniem lub przysmażyć go ogniem z silnika odrzutowego. Są i elementy, którymi można rzucać. Nauczcie się, które fragmenty planszy są interaktywne, a rozgrywka nabierze takich rumieńców, że najnowsze filmy o superbohaterach mogą się schować. I co najważniejsze - w Injustice gra się zupełnie inaczej niż w Mortal Kombat. Zaryzykuję stwierdzenie, że im większy chaos i rozwałka z wykorzystaniem elementów otoczenia, tym większa szansa na wygraną.
W trybie fabularnym pojawiają się ponadto urozmaicające rozgrywkę minigry. Raz będzie to strzelanie laserem z oczu Supermana w lecące w jego stronę pojazdy, innym unikanie strzał Green Arrowa. To typowe QTE, które są wyłącznie motywem umilającym rozgrywkę.
Ci wspaniali wojownicy z majtkami na spodniach Podziwiam twórców za pomysły, które w konsekwencji sprawiają, że nie ma w Injustice dwóch podobnych do siebie postaci. I nie chodzi tylko i wyłącznie o prędkość czy odporność na ciosy. Faktycznie każdą walczy się zupełnie inaczej. Mocno widać to przy wykorzystywaniu interaktywnych elementów lokacji. Superman jest w stanie wyrwać fragment pomnika i cisnąć nim w przeciwnika, ale od tego samego pomnika Batman się już odbije, odskakując kilka metrów dalej. Podobnie ze stojącym przy ulicy samochodem - silniejszy bohater wykorzysta go jako broń, słabszy odskoczy, wykonując dezorientujący unik. Dzięki takiemu zabiegowi Injustice bardzo długo się Wam nie znudzi i wymusi szukanie odpowiednich taktyk w zależności od tego, jakim bohaterem i na jakiej planszy walczycie. A jest w czym wybierać - kilkanaście miejscówek, w tym takie kultowe lokacje jak Fortress of Solitude czy jaskinia Batmana.
Gra posiada polską wersję językową - napisy. Tłumaczenie jest poprawne, choć nie uniknięto zdań o niezbyt logicznej składni i smaczków typu "dzieciami". Jest i też trochę śmiechu - "Uderzenie wroga znajdującego się w powietrzu to tak zwane kombo żonglerka." Szkoda tylko, że na dużym telewizorze litery są zbyt małe, a czytanie tekstu w takim formacie męczy oczy.
Skoro o miejscówkach mowa, nie sposób nie docenić pieczołowitości, z jaką je przygotowano. W tle zawsze, ale to zawsze coś się dzieje. Ktoś walczy, ktoś wije się w łańcuchach, gdzieś coś paruje, w innym miejscu miga czy spada z nieba. Lokacje wyglądają przepięknie, a z czasem zmieniają się. Jest nawet specjalne osiągnięcie za zrównanie wszystkiego z ziemią. Demolujcie więc wszystko co tylko się da - nie przypominam sobie żadnej innej bijatyki, która pozwalałaby tak wpływać na areny walk. A nie ukrywam, że o czymś podobnym marzyłem od wielu lat. Pieczołowitości nie sposób odmówić również wojownikom, których jest aż 24. 12 herosów i tuzin złoczyńców. Starano się jak najlepiej odwzorować ich komiksowe oblicza, choć czuć tu mortalowy sznyt, przez co całość - choć kolorowa - jest odpowiednio mroczna i ponura. Spodobała mi się również podniosła ścieżka dźwiękowa, która idealnie pasuje do starć, które niejednokrotnie będą jawić się jako mokry sen miłośnika bohaterów w trykotach.
Ratowanie równoległego wymiaru to nie wszystko Tryb fabularny jest idealnym pomysłem na rozpoczęcie zabawy w Injustice. Poznacie nie tylko podstawowe techniki walki, ale i zaznajomicie się z większością dostępnych w grze bohaterów. To jednak dopiero początek zabawy dla jednego gracza. Możecie bowiem stawić czoła „mortalowym drabinkom”, nazwanym tutaj Bitwami. O ile pierwsza to klasyczne pokonywanie kolejnych przeciwników, o tyle kolejne 19 jawi się jako szczegółowe wyzwania. Oczywiście wciąż musimy dobrnąć do końca, ale na zasadach określonych przez twórców. W jednej z misji jest to pokonanie, jednego po drugim, plejady herosów, innym razem złoczyńców. Schody zaczynają się przy kolejnych bitwach. Przetrwanie, gdzie pasek energii jest przenoszony do kolejnego starcia, potrafi napsuć krwi, szczególnie przy ostatniej bitwie. Podobnie gdy na arenach rozpylony jest specjalny gaz zadający nam dodatkowe obrażenia. W Bitwie najbardziej widać jeden z głównych minusów gry, czyli szalejący poziom trudności. Kampanię przechodziłem na poziomie „średni” i powtórzyłem może ze 3 walki. Było raczej łatwo, a na pewno miło i bez irytacji. Tymczasem nawet na „bardzo łatwym” poziomie w połowie drabinki możemy trafić na szał konsoli i przeciwnika, który postanawia być zabójcą doskonałym i pozwolić nam wyprowadzić raptem kilka niegroźnych ciosów. Próbujemy więc ponownie i tu mamy loterię - albo wróg znów będzie maszyną do zabijania, która zna absolutnie wszystkie kombinacje, albo wróci do standardowego zachowania i zacznie przyjmować na klatę większość wyprowadzonych przez nas ataków. Okropnie mnie to denerwowało.
Swoich sił możecie spróbować również w trybie S.T.A.R. Labs. To zestaw kilku krótkich misji dla każdego z bohaterów, na koniec których nagradzani jesteśmy gwiazdkami. Bardzo podoba mi się ogromna rozpiętość zadań, które przetestowały nie tylko moją technikę walki, ale również zręczność czy spostrzegawczość. Każda z misji ma ponadto króciutką minihistoryjkę, która bardzo fajnie wprowadza do zadania i pozwala wczuć się w sytuację.
Wciel się w herosa, daj łupnia znajomemu Injustice: Gods Among us pozwala na wieloosobową zabawę zarówno w klasycznym, kanapowym trybie jeden na jednego na jednej konsoli, jak i poprzez usługi sieciowe. Trudno znaleźć najlepszy mechanizm wyszukiwania pojedynków i ten od NetherRealm nie jest idealny. Wybór meczu rankingowego sprawia, że dostajemy przeciwnika z łapanki - raz trafiałem na totalnych amatorów, by po chwili stanąć na ringu z wymiataczem, który walczył już kilkadziesiąt razy. Można również wchodzić do specjalnych pokojów i w ich wirtualnych czterech ścianach wybierać sobie samodzielnie przeciwników. Oponent musi jednak zaakceptować wyzwanie. W sieci nie bawiłem się jednak zbyt dobrze z jednego istotnego powodu - czułem małego laga, który nie pozwalał mi stosować technik wyuczonych w trybach jednoosobowych. Łatwiej mi więc było wciskać bezmyślnie przyciski niż wykonywać zaplanowane ataki, a nie o to w bijatykach chodzi, szczególnie że Injustice ma trudny i często pokręcony system rozgrywki.
Werdykt Injustice nie jest idealne. Poziom trudności potrafi czasem wariować, a do systemu walki trzeba się najpierw przekonać i przyzwyczaić, bo dopiero wtedy można czerpać przyjemność z rozgrywki. Jest tu kilka motywów, które nie są już tak świeże, jak miało to miejsce w przypadku Mortal Kombat, ale potrafią nieść ze sobą ogromne pokłady frajdy. Injustice to ładna, bardzo dynamiczna bijatyka, która bardziej niż na technikę i umiejętności graczy stawia na efektowność i totalną rozwałkę przy jednoczesnym bazowaniu na znanych i lubianych postaciach z uniwersum DC Comics. NetherRealm Studios nie udało się stworzyć lepszej bijatyki niż ostatni Mortal, oddali jednak w nasze ręce najbardziej efektownego fightera z superbohaterami. Bez dwóch zdań.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które dają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).
Paweł Winiarski
- Producent: NetherRealm Studios
- Wydawca: Warner Bros Interactive Entertainment
- Dystrybutor: Cenega Polska
- PEGI: 16
Egzemplarz recenzencki dostarczył dystrybutor. Testowano na Xbox 360.
Injustice: Gods Among Us (X360)
- Gatunek: bijatyka
- Kategoria wiekowa: od 16 lat