Infinite Minigolf - recenzja. Co najwyżej par
Wolałbym, żeby studio Zen pozostało przy pinballu.
Wydaje mi się, że czasy gier-skoroszytów już przeminęły. Chodzi o te produkcje, w których "zabawa nie kończyła się nigdy", bo mogliśmy pobrać poziomy wykreowane przez resztę społeczności: LittleBigPlanet, Sound Shapes, ModNation Racers czy moje ulubione osiągnięcie w tej kwestii, Super Mario Maker. Niezależnie od gatunku, jaki domyślnie w nieskończoność eksploatować miały takie gry, wolimy chyba po prostu, gdy coś jest w całości zaprojektowane przez deweloperów (a przez to bardziej grywalne). Nie oznacza to jednak, że następnych skoroszytów już nigdy nie zobaczymy. Oto kolejny z nich. Odtwarzacz i kreator torów do minigolfa autorstwa Zen Studios. O bardzo... mobilnym charakterze.Założenie jest banalne - albo jesteś Bobem Budowniczym i lubisz projektować wymyślne zawijasy, albo wyłącznie ogrywasz setki cudzych tworów. W tym pierwszym przypadku Infinite Minigolf oddaje do dyspozycji gracza w miarę przystępny tryb budowania. Nie znoszę tworzenia własnych poziomów, dla mnie cudem jest wystarczająca ilość czasu, by grać dla przyjemności, nie potrafiłbym tego zmarnować w kreatorze. Ale gdybym założył, iż swobody mam tyle, co w latach szkolnych, odpuściłbym projektowanie na padzie. Wydłuża cały proces. Wiem, bo grałem na PlayStation. Domorosłym architektom polecam raczej wersję pecetową.
Nie każdy tak narzeka, spokojnie. Mimo że oficjalna premiera gry wypadła wczoraj, na serwerach znajdziecie już setki kreacji innych graczy. Choć gra umożliwia ich segregowanie i przeglądanie, najwygodniejsze jest pozostawienie sterów komputerowi. Wtedy następne tory przychodzą do nas same w trybie szybkiej gry. I bywa różnie. Dziesiątki projektów tak banalnych, że pękają w kilka sekund. Ale także rzeczy z pomysłem, żyłką prawdziwego weterana. Zenowy Minigolf udostępnia całe morze efektownych bajerów do postawienia na torze (serpentyny, pętle, obiekty ruchome, przeszkadzajki, rozwidlenia), a gracze potrafią to naprawdę dobrze wykorzystać.A co z tymi, którym idea "pożyczanej" rozgrywki z jakichś powodów nie leży? Szczęśliwie - deweloper przygotował własny, dość spory zestaw projektów, rozłożony w bezstresowych turniejach. Po dwanaście pucharków w trzech zróżnicowanych skórkach (pokój dziecięcy, gotyckie podwórze, śnieżek). Jest tego na kilka dobrych godzin. Bardzo możliwe nawet, że po ograniu wszystkiego poczulibyście przesyt. Ja zacząłem ziewać po przekroczeniu półmetka, ale grałem w zdecydowanie nieodpowiednim tempie. Doceniam próbę wyróżnienia poszczególnych turniejów pojawiającymi się na nich maskotkami (na przykład: renifer, dyniogłowy, zaśliniony pieseł), ale motyw "podbij piłeczkę pod postać, a ona ją przerzuci na drugą część toru" trochę męczy.Albo multiplayer, bo jak słusznie Maciu zauważył podczas redakcyjnych ploteczek, są gracze, dla których taka pozycja będzie idealną okazją do zabawy z innymi. Sieciowa rywalizacja jeden na jednego albo kilkuosobowy turniej? Bardzo proszę. Szarpanie przed tym samym telewizorem? Owszem, tylko z wymienianiem się padem. Tak jestem zaprogramowany od czasów piątej generacji konsol, że "golf" oznacza dla mnie samotne granie. Jeśli z kimś, to preferuję tutaj warianty ruchowe. Jak niedawną imprezę ze Sports Champions albo nieśmiertelne Wii Sports. Niemniej opcja jest.Skoro motyw twórczy mamy już z głowy, z chęcią wytłumaczę, gdzie leży rozgrywka w Infinite Minigolf. Jeżeli zawodnikiem byłaby dowolna gra mobilna, z tym mobilnym systemem progresji polegającym na wypełnianiu losowych zadań (znacie to z endless runnerów), a dołkiem seria Everybody's Golf (wciąż najlepszy wirtualny golf), to piłeczka wylądowała mniej więcej pośrodku. Zabawa nie wymaga przesadnej precyzji, do pomocy zawsze są chętnie rozrzucane na torach dopałki lub pole magnetyczne przy dołku, korygujące felerne uderzenie. Absolutnym hitem jest przedmiot pozwalający sterować piłką - po odpaleniu gra przypomina już bardziej zręcznościówkę. Słowem - łatwo i przyjemnie. Nim Minigolf zacznie od Was wymagać precyzji, będziecie już wymiatać, gromiąc konkurencję pięknymi hole in one'ami lub eagle'ami (jeżeli oprócz wbicia planujecie zebrać też wszystkie kryształki podbijające punktowy wynik).Tylko że nie ma to większego sensu. Za zdobywanie następnych poziomów doświadczenia dostaniecie tylko kolejne sterty ciuszków dla Waszego awatara. A same "levelowanie" potrafi zmęczyć, bo zadania przydzielane są losowo. Czasem zatem pękają z marszu - jak "wbij dziesięć razy hole in one", wbrew pozorom, banalne - a czasem wymagają kombinowania, które osobiście kojarzy mi się z "calakowaniem" czy "platynowaniem" - jak "użyj ileś razy dopałki uskrzydlającej piłeczkę", wymagające zatrzymania zabawy, znalezienia toru z tym rzadkim bonusem i powtarzania go do skutku. Mało przyjemne, przyznacie. Zwłaszcza jeśli będziecie mieli pecha na takie zadanie trafić w początkowych etapach. Ja miałem właśnie pecha.
Mobilna jest także oprawa. Trzy skórki torów szybko wyjdą Wam bokiem, a dźwięk najpewniej wyciszycie, zamieniając na własną muzykę. Ale przymiotnik "mobilna" mógłbym także przyłożyć do ceny - Infinite Minigolf kosztuje około sześciu dyszek. Niedroga gra, owszem, ale jeżeli za połowę tej kwoty moglibyście zgarnąć któreś starsze Everybody's Golf, nie widzę tutaj żadnego dylematu. A możecie, jeśli posiadacie konsolkę Sony. Na innych platformach też na pewno znajdą się ciekawsze alternatywy. Tutaj jest przeciętniak. Nikomu nie zrobi krzywdy, nikogo nie zachwyci.
Adam Piechota