Infamous: First Light (DLC) - recenzja
Wyszaleliście się już Delsinem? Poznajcie historię Abigail Walker. Znajomi mówią na nią Fetch.
Infamous: First Light to samodzielny dodatek. Nie wymaga posiadania Infamous: Second Son
Pytanie z wstępu nie jest tylko retorycznym wybiegiem. Wraz z podmianką narwanego młodziana na fioletowowłosą dziewczynę zmienił się też charakter rozgrywki. Nie oczekujcie po First Light hołdowania filozofii "mocniej, więcej, lepiej". To nie taki dodatek. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że po ukończeniu głównego wątku Second Son, obcowanie z First Light będzie smakować gorzej, niż gdyby autorzy zdecydowali się zachować w planie wydawniczym chronologię i najpierw dać graczom prequel, a potem główne danie.
Infamous: First Light - zwiastun Tyle że i ta teoria ma swoje słabe strony. Bo jeśli nie graliście w Second Son, to poczujecie się tu mocno zagubieni. Sucker Punch nie pokusiło się o należyte wprowadzenie gracza w świat, w którym D.O.Z poluje na Przewodników, samemu korzystając z usług wyposażonych w nadnaturalne możliwości indywiduów. Najwidoczniej autorzy zakładają, że wszystko już wiemy.
Smutna tęcza
Pierwsze spotkanie z Fetch w Second Son i neonowe instalacje upamiętniające wydarzenia z jej przeszłości mocno wryły mi się w pamięć. Dodatek ma swoje momenty, ale do poziomu tamtych emocji nie dorasta. To opowieść prowadzona na dwóch płaszczyznach czasowych. W jednej z nich Fetch siedzi zamknięta w twierdzy D.O.Z i pod czujnym okiem Brooke Augustine przeżywa wydarzenia, które doprowadziły do jej uwięzienia, zdradzając przy okazji swojej „opiekunce” kolejne moce. Drugie oblicze gry to, rzecz jasna, retrospekcje owych wydarzeń.
Infamous: First Light
Fetch to bohaterka, którą łatwo polubić. Gdy rodzice zauważyli u niej moce Przewodnika, musiała szybko dorosnąć, więc okres nastoletniego buntu ma już za sobą. Ot, przeciwieństwo wyszczekanego Delsina z podstawki. Razem z bratem żyła na ulicy, starając się po prostu przeżyć. Brent był jej opiekunem i jedynym człowiekiem, który mógł przywołać Fetch do porządku, gdy nerwy brały nad nią górę i zaczynała myśleć, że jej moce są rozwiązaniem każdego problemu. Dzięki niemu mogła powstrzymać wybuchy furii, więc gdy ktoś postanowił go jej odebrać, Abigail musiała pokazać swoje "kolorki".
To dość prosta, ale niepozbawiona odrobiny uroku opowieść o miłości siostry do brata. Nagród żadnych nie zdobędzie, ale wystarcza, by gracz wiedział co i dlaczego w danym momencie robi. Pomaga też w tym sama Fetch. Zdarzają się jej momenty zadziwiającej naiwności, ale łatwo je zrozumieć. Dziewczyna znajduje się na skraju desperacji, a wtedy nie zawsze myśli się trzeźwo.
Warto też pochwalić tu polski dubbing, który tak przekładem, jak i odgrywaniem ról zwykle trafia w dziesiątkę. Ani przez moment nie czułem ochoty, by sprawdzić oryginalną wersję językową. To u mnie rzadkie.
Cisza przed burzą
W First Light zwiedzimy jedną z wysp z "podstawki". Nie ma mowy o uczuciu deja vu, bo Seattle z tej przygody nie jest jeszcze pod kontrolą D.O.Z. Nie widzimy na każdym rogu wozów opancerzonych, izolatek i żołnierzy polujących na Przewodników. To miła odmiana od hałaśliwego Second Son, ale urok sielskości i spokoju dość szybko przemija. Mówimy przecież o grze akcji, tymczasem tej nie ma tu za dużo.
Infamous: First Light
W skórze Fetch nigdy tak naprawdę nie czujemy się zagrożeni. Wyposażona w moce znane z podstawki dziewczyna już na początku gry wymiata, a zbierając czy zarabiając "lumeny" zbyt szybko doprowadzamy te kilka dostępnych umiejętności do maksymalnego poziomu. Nawet gonitwy za świecącymi kulkami nie kosztują wiele zachodu - wystarczy tylko przebiegać przez neonowe "bramki", by jak najdłużej utrzymywać maksymalną prędkość. Kaszka z mleczkiem przy gonieniu za znajdźkami w serii Assassin's Creed. O uciekających Orbach z Crackdown 2 nawet nie wspominając.
Nie zrozumcie mnie źle - te pogonie sprawiały mi sporą satysfakcję. Skakanie z dachu na dach, by zgarnąć punkt do umiejętności, też bawiło.
Ale wszystko ma swoje granice, a otwarty świat First Light nie oferuje ciekawych pobocznych zabaw, które potrafiłyby utrzymać uwagę gracza na dłużej. A skoro finał jest mniej więcej znany z Second Son, to autorzy odebrali nam możliwość podejmowania choćby kosmetycznych wyborów moralnych. W całej grze taki moment zdarza się raz.
Przystawka zamiast deseru
Fabularne zadania ciekawsze momenty przeplatają powtórkami z chybionych pomysłów. Jak chociażby misje snajperskie, w których Fetch wybiera stacjonarną, pozbawioną osłony przed snajperami pozycję, zamiast po prostu wskoczyć między wrogów i przemalować im tyłki na wszystkie kolory neonu. Początkowo Abigail stawia czoła jedynie rosyjskiemu gangowi. Gdy o Przewodniku w Seattle robi się głośniej, na arenę wkracza D.O.Z ze swoimi siepaczami, ale to i tak jedynie namiastka stanu wojennego z Second Son.
Infamous: First Light
Zupełnie na doczepkę udostępniono nam także areny więzienia, w którym Augustine przetrzymuje Przewodników. Walcząc z hordami wrogów i śrubując wyniki, możemy zdobywać tam punkty do ulepszeń zdolności, ale nie jest to najbardziej wciągająca zabawa pod słońcem. Zwłaszcza, że w Seattle zarabia się je łatwiej. W ten sposób można jednak wyciągnąć z gry nieco więcej.
Sama opowieść nie jest specjalnie długa, ale nikt nie będzie gonił Was do finału. Napisy końcowe możecie zobaczyć po 4 godzinach, ale i potem świat gry stoi przed graczem otworem.
Infamous: First Light
Fetch zyskuje nawet kolejne ulepszenia. Ot, by calakowanie gry zyskało dodatkowy smaczek.
Werdykt First Light nie ma wiele do zaoferowania osobom, które skończyły podstawkę i szukają dokładki tych emocji. Opowieść Fetch jest bardziej ludzka, kameralna, co niestety w końcu zaczyna być eufemizmem dla "nudna". Polubiłem Abigail, przekonałem się nawet do mocy neonu (bo innych tu nie ma), które w podstawce jakoś mi nie podeszły, ale mimo wszystko prequel w żadnym elemencie nie dorasta do poziomu Second Son. Będzie fajną okazją do powrotu do Seattle za jakiś czas. Niekoniecznie już teraz i w pełnej cenie. To jednak nie ta półka.
Infamous: First Light (DLC) - recenzja Wyszaleliście się już Delsinem? Poznajcie historię Abigail Walker. Znajomi mówią na nią Fetch. Pytanie z wstępu nie jest tylko retorycznym wybiegiem. Wraz z podmianką narwanego młodziana na fioletowowłosą dziewczynę zmienił się też charakter rozgrywki. Nie oczekujcie po First Light hołdowania filozofii "mocniej, więcej, lepiej". To nie taki dodatek. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że po ukończeniu głównego wątku Second Son, obcowanie z First Light będzie smakować gorzej, niż gdyby autorzy zdecydowali się zachować w planie wydawniczym chronologię i najpierw dać graczom prequel, a potem główne danie. Tyle że i ta teoria ma swoje słabe strony. Bo jeśli nie graliście w Second Son, to poczujecie się tu mocno zagubieni. Sucker Punch nie pokusiło się o należyte wprowadzenie gracza w świat, w którym D.O.Z poluje na Przewodników, samemu korzystając z usług wyposażonych w nadnaturalne możliwości indywiduów. Najwidoczniej autorzy zakładają, że wszystko już wiemy. Pierwsze spotkanie z Fetch w Second Son i neonowe instalacje upamiętniające wydarzenia z jej przeszłości mocno wryły mi się w pamięć. Dodatek ma swoje momenty, ale do poziomu tamtych emocji nie dorasta. To opowieść prowadzona na dwóch płaszczyznach czasowych. W jednej z nich Fetch siedzi zamknięta w twierdzy D.O.Z i pod czujnym okiem Brooke Augustine przeżywa wydarzenia, które doprowadziły do jej uwięzienia, zdradzając przy okazji swojej „opiekunce” kolejne moce. Drugie oblicze gry to, rzecz jasna, retrospekcje owych wydarzeń. Fetch to bohaterka, którą łatwo polubić. Gdy rodzice zauważyli u niej moce Przewodnika, musiała szybko dorosnąć, więc okres nastoletniego buntu ma już za sobą. Ot, przeciwieństwo wyszczekanego Delsina z podstawki. Razem z bratem żyła na ulicy, starając się po prostu przeżyć. Brent był jej opiekunem i jedynym człowiekiem, który mógł przywołać Fetch do porządku, gdy nerwy brały nad nią górę i zaczynała myśleć, że jej moce są rozwiązaniem każdego problemu. Dzięki niemu mogła powstrzymać wybuchy furii, więc gdy ktoś postanowił go jej odebrać, Abigail musiała pokazać swoje "kolorki". To dość prosta, ale niepozbawiona odrobiny uroku opowieść o miłości siostry do brata. Nagród żadnych nie zdobędzie, ale wystarcza, by gracz wiedział co i dlaczego w danym momencie robi. Pomaga też w tym sama Fetch. Zdarzają się jej momenty zadziwiającej naiwności, ale łatwo je zrozumieć. Dziewczyna znajduje się na skraju desperacji, a wtedy nie zawsze myśli się trzeźwo. Warto też pochwalić tu polski dubbing, który tak przekładem, jak i odgrywaniem ról zwykle trafia w dziesiątkę. Ani przez moment nie czułem ochoty, by sprawdzić oryginalną wersję językową. To u mnie rzadkie. W First Light zwiedzimy jedną z wysp z "podstawki". Nie ma mowy o uczuciu deja vu, bo Seattle z tej przygody nie jest jeszcze pod kontrolą D.O.Z. Nie widzimy na każdym rogu wozów opancerzonych, izolatek i żołnierzy polujących na Przewodników. To miła odmiana od hałaśliwego Second Son, ale urok sielskości i spokoju dość szybko przemija. Mówimy przecież o grze akcji, tymczasem tej nie ma tu za dużo. W skórze Fetch nigdy tak naprawdę nie czujemy się zagrożeni. Wyposażona w moce znane z podstawki dziewczyna już na początku gry wymiata, a zbierając czy zarabiając "lumeny" zbyt szybko doprowadzamy te kilka dostępnych umiejętności do maksymalnego poziomu. Nawet gonitwy za świecącymi kulkami nie kosztują wiele zachodu - wystarczy tylko przebiegać przez neonowe "bramki", by jak najdłużej utrzymywać maksymalną prędkość. Kaszka z mleczkiem przy gonieniu za znajdźkami w serii Assassin's Creed. O uciekających Orbach z Crackdown 2 nawet nie wspominając. Nie zrozumcie mnie źle - te pogonie sprawiały mi sporą satysfakcję. Skakanie z dachu na dach, by zgarnąć punkt do umiejętności, też bawiło. Ale wszystko ma swoje granice, a otwarty świat First Light nie oferuje ciekawych pobocznych zabaw, które potrafiłyby utrzymać uwagę gracza na dłużej. A skoro finał jest mniej więcej znany z Second Son, to autorzy odebrali nam możliwość podejmowania choćby kosmetycznych wyborów moralnych. W całej grze taki moment zdarza się raz. Fabularne zadania ciekawsze momenty przeplatają powtórkami z chybionych pomysłów. Jak chociażby misje snajperskie, w których Fetch wybiera stacjonarną, pozbawioną osłony przed snajperami pozycję, zamiast po prostu wskoczyć między wrogów i przemalować im tyłki na wszystkie kolory neonu. Początkowo Abigail stawia czoła jedynie rosyjskiemu gangowi. Gdy o Przewodniku w Seattle robi się głośniej, na arenę wkracza D.O.Z ze swoimi siepaczami, ale to i tak jedynie namiastka stanu wojennego z Second Son. Zupełnie na doczepkę udostępniono nam także areny więzienia, w którym Augustine przetrzymuje Przewodników. Walcząc z hordami wrogów i śrubując wyniki, możemy zdobywać tam punkty do ulepszeń zdolności, ale nie jest to najbardziej wciągająca zabawa pod słońcem. Zwłaszcza, że w Seattle zarabia się je łatwiej. W ten sposób można jednak wyciągnąć z gry nieco więcej. Sama opowieść nie jest specjalnie długa, ale nikt nie będzie gonił Was do finału. Napisy końcowe możecie zobaczyć po 4 godzinach, ale i potem świat gry stoi przed graczem otworem. Fetch zyskuje nawet kolejne ulepszenia. Ot, by calakowanie gry zyskało dodatkowy smaczek. Werdykt First Light nie ma wiele do zaoferowania osobom, które skończyły podstawkę i szukają dokładki tych emocji. Opowieść Fetch jest bardziej ludzka, kameralna, co niestety w końcu zaczyna być eufemizmem dla "nudna". Polubiłem Abigail, przekonałem się nawet do mocy neonu (bo innych tu nie ma), które w podstawce jakoś mi nie podeszły, ale mimo wszystko prequel w żadnym elemencie nie dorasta do poziomu Second Son. Będzie fajną okazją do powrotu do Seattle za jakiś czas. Niekoniecznie już teraz i
Maciej Kowalik
- Platformy: PS4
- Producent: Sucker Punch
- Wydawca: SCEE
- Dystrybutor: SCEP
- Data premiery: 26.08.2014
- PEGI: 16
- Wymagania: -
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.