Ile potrzebujecie powodów, by wrócić do Darksiders w edycji Warmastered?
6? 66? A może...
Apokalipsa nadeszła sześć lat temu. W styczniu 2010 roku, armie Nieba i Piekła zamieniły Ziemię w pole ostatecznej bitwy, mającej daj początek nowemu światu. Pieczęcie odpowiadające za odwieczny rozejm pomiędzy trzema królestwami zostały złamane. Nadszedł czas końca. Czas czterech jeźdźców. Pierwszy zjawił się Wojna. Pośpieszył się, odpowiadając na wezwanie. Ktoś go oszukał. Siódma pieczęć wciąż była cała! Apokalipsa zaczęła się przedwcześnie. Królestwo ludzi zostało zmienione z powierzchni planety, a winą obarczono Wojnę. Zamiast egzekucji, dostał jednak szansę, by wrócić na zniszczoną Ziemię i znaleźć sprawcę zamieszania o iście biblijnej skali, który ośmielił się zrobić z niego durnia.
Po tak mocarnym wprowadzeniu, fabuła co prawda "siadała", stając się jedynie pretekstem do posyłania Wojny w kolejne krainy, ale biblijne klimaty były i wciąż są kapitalnym plusem produkcji studia Vigil. Pewnie - trzeba lubić tego typu rzeczy, jednak możliwość skopania tyłków zarówno piekielnym pomiotom, jak i skrzydlatym zastępom niebieskim to nielicha atrakcja.
Darksiders Warmastered Edition - Console Release Trailer
Autorzy postarali się w kwestii bestiariusza. Wojna napotyka na swej drodze wielu ciekawych wysłanników obu trwających wciąż królestw. W wielu rozmiarach. Najmniejsze pomioty jest w stanie dosłownie rozerwać na pół. Z największymi bossami stoczy zacięte, choć czasem zbyt powtarzalne, boje. Kapitalny design wszystkich postaci bardzo mocno kojarzy się z Blizzardowym sznytem z Diablo. Joe Madureira zatroszczył się o to, by wszystko nieco większe od zwykłego mięsa armatniego, robiło w Darksiders odpowiednie wrażenie.
A skoro już o obsadzie mowa, to zwyczajnie nie wypada nie wspomnieć o świetnym Marku Hamillu w roli uprzykrzającego Wojnie (Liam O'Brien) jego krucjatę Strażnika. Chemia tego duetu przywodzi na myśl Batmana i Jokera. I działa nawet, gdy akcja przycicha. W grze usłyszymy także Troya Bakera w kilku rolach, po obu stronach konfliktu i kilku innych znanych aktorów. Warstwie audio trudno było zarzucić coś sześć lat temu i teraz również nie ma ku temu powodów.
Odpalając remaster najbardziej bałem się konfrontacji z rozgrywką.
Tak pisałem o niej, recenzując oryginał w 2010 roku. I faktycznie - dość szybko musiałem przypomnieć tu sobie, że system walki w Darksiders nie jest tak elastyczny jak w większości slasherów. Mashowanie przycisków kończy się raczej guzem Wojny, niż spektakularnym combosem. Ważniejsza jest cierpliwość i wyczucie czasu przy atakach czy blokach. Wielu przeciwników wciąż kwalifikujących się do kategorii mięsa armatniego ma w rękawie ukrytą jakąś sztuczkę, która sprawia, że trzeba walczyć z rozmysłem, a nie tłuc na wariata. ADHD w Darksiders nie pomoże, ale starsi gracze powinni to docenić.
Szkoda tylko, że życie utrudnia kiepskie lockowanie się na wrogach, w trakcie którego na ekran wjeżdżają z góry i z dołu czarne pasy. W edycji Warmastered cieszy natomiast płynniutkie 60 fps na każdej z platform (oprócz Wii U). Nadaje to potężnemu i nieco ociężałemu Wojnie nieco gibkości, której nie miał w oryginale.
W oczy rzucają się też wzbogacone tekstury otoczenia, choć mimo zwiększenia ich rozdzielczości nie w każdą lokację udało się tchnąć nowe życie. Czasem trafia się od miejsca, które unaocznia nam prosty fakt, że mimo rozsądnej warstwy upiększającego pudru, Darksiders ma na koncie sześć lat. Tego faktu nie da się oszukać. To tylko remaster, który w dodatku posiadacze oryginału na PC dostają za darmo. Puryści może ucieszą się z faktu, że dodatkowe efekty graficzne można wyłączyć w menu.
Ale warto raz na jakiś czas przymknąć oko, bo tak, jak w 2010 roku, tak i teraz jednym z największym plusów Darksiders jest stopniowe rozbudowywanie rozgrywki o nowe elementy. Wojna regularnie otrzymuje nowe moce i zabawki, pozwalające mu dostać się do uprzednio niedostępnych miejsc na planszy. Oczywiście rdzeniem rozgrywki jest tu walka z przyjemnie zróżnicowanymi przeciwnikami i bossami. Ale i tak zaskakująco dużo czasu Wojna poświęca na rozwiązywanie prostych zagadek, wykorzystując gadżety oraz umiejętności, jako żywo wyjęte z Zeldy, Portala czy Soul Reavera. Już w momencie premiery nie były to szalenie oryginalne pomysły, ale przynajmniej nikt nie nazwie Darksiders grą jednej sztuczki.
Bardzo miło wspominam poznawanie kolejnych oblicz gry w oryginale, a po sześciu latach zapomniałem już tyle, że z radością odkrywam je po raz kolejny.
Nie dotarłem jeszcze w remasterze do finału, ale ten akurat doskonale pamiętam. W 2010 roku Darksiders okazało się kapitalną niespodzianką i nie ukrywam, że końcówka gry rozbudziła moje nadzieje na sequel. Ten głos, ten widok na niebie, ten potencjał! Ale ten sequel nie nadszedł. Oczywiście grałem i recenzowałem Darksiders 2, ale nie była to gra, na którą czekałem. Widać w niej kłopoty THQ, właściciela Vigil Games. Widać pustkę i niepotrzebne wydłużanie czasu rozgrywki powtarzaniem tych samych zadań. A Śmierć to przy Wojnie cienias.
Mogło zdarzyć się tak, że graliście tylko w dwójkę. Jeśli tak, to koniecznie zagrajcie w remaster części pierwszej, bo ta jest po prostu ciekawsza. A jeśli graliście w oryginał? Remaster jest tylko remasterem. Na PS4 Pro pozwala zagrać w rozdzielczości 4K, oferuje 60 fps wszędzie poza Wii U, a zwiększona rozdzielczość tekstur sprawia, że naprawdę można dzisiaj grać bez obawy o gałki oczne. Ja przez te lata zapomniałem już jak fajnie mi się w tej grze walczyło, jak działał na mnie mocarny klimat apokalipsy i jak bogata była rozgrywka. Przypominam to sobie teraz z przyjemnością. I nadzieją, że THQ Nordic wie, że tę opowieść trzeba kontynuować.
Maciej Kowalik