Ile można zarobić na byciu trenerem Pokemonów?
To, że gra jest darmowa nie oznacza jeszcze, że wokół niej nie może rozkwitnąć biznes.
Wydawcy dobrze wiedzą, że jeśli gra polega na łapaniu/odblokowywaniu czegoś i stopniowym rozwoju, wielu graczy będzie szukać drogi na skróty. Kiedyś skrótem było wklepanie do gry kodu znalezionego w Secret Service, teraz kupuje się dodatki odblokowujące samochody w Need for Speed i tego typu rzeczy za pieniądze. Rynek graczy wolących zapłacić zamiast poświęcać czas kwitnie. A Pokemon Go nie jest tu żadnych wyjątkiem.
Przyznam, że początkowo w oczy rzuciły mi się informacje zza Oceanu, dotyczące tego, że na Craigslist czy eBay ludzie wystawiają swoje konta Pokemon Go nawet za 350 dolarów. Cena zależy oczywiście od wbitego poziomu i złapanych rzadkich Pokemonów. W Anglii konto z 17 poziomem, 76 stworkami i Pikachu kosztuje 75 funtów. I ktoś je nawet kupił, co oznacza, że wydał blisko 400 złotych na darmową grę. W której nie będzie już miał nawet frajdy za złapania Pikachu...
Ale po co patrzeć na zachód, gdy również w Polsce trenerzy chyba zwęszyli już okazję i powoli, powoli, wystawiają swoje usługi na sprzedaż. Wystarczy rzut oka na Allegro, by przekonać się, że sprzedaż kont, to nie wszystko na co wpadli pomysłowi trenerzy. Oprócz nich znajdziemy na przykład oferty wykluwania jajek.
Brzmi śmiesznie ale wiąże się po prostu z przekazaniem trenerowi danych własnego konta w grze, by mógł on przejść z nią 2, 5 czy 10 kilometrów co jest potrzebne, do wyklucia się z wirtualnych jajek nowych stworków. Możliwe są też dłuższe trasy. W opisie aukcji czytamy:
5 kilometrów marszu kosztuje 8 złotych. Może za drogo, bo póki co chętnych chyba nie ma. Na innej aukcji za 12 złotych możemy wykupić sobie pomoc na początku gry.
Są też jeszcze bardziej wyspecjalizowani pomocnicy.
Każdy sposób na dorobienie na wakacje jest dobry. Jedni zbierają truskawki, inni pracują w nadmorskich barach - wy możecie grać w Pokemon Go za tych, którym się nie chce. Jest tylko jedna sprawa.
Maciej Kowalik