IEM Katowice: Polacy z szansą na wielkie zwycięstwo! [RELACJA]
Trwa największa międzynarodowa impreza w historii gier w Polsce - światowy finał prestiżowego cyklu turniejów esportowych, Intel Extreme Masters. Już to wiele znaczy dla rodzimego świata gier. Ale może być jeszcze lepiej, bowiem realne szanse na zwycięstwo w jednej z dyscyplin ma polska drużyna.
Kilkadziesiąt tysięcy osób przewijających się w weekend przez katowicki Spodek, tłumy pod halą czekające na możliwość wejścia do środka, kilkanaście milionów śledzących transmisje w sieci, kilkuset akredytowanych dziennikarzy z całego świata. Po IEM najlepiej widać, że e-sport nie jest już niszą przeznaczoną wyłącznie dla maniaków gier. To wielki biznes, któremu towarzyszy ogromne zainteresowanie fanów, sponsorzy oraz duże emocje.
Organizacja W ubiegłym roku, gdy w Katowicach IEM odbywał się po raz pierwszy i był jeszcze tylko zwykłym "przystankiem" tego cyklu, a nie wielkim finałem, zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania organizatorów. Ze względów bezpieczeństwa wiele osób nie mogło wejść na trybuny, przewidziane dla kibiców miejsca szybko się skończyły. W tym roku jest już lepiej. Inaczej rozstawiono scenę, dla fanów esportu przeznaczono znacznie więcej miejsca. Zdecydowanie luźniej jest w przejściach i na korytarzach. Choć IEM-y zawsze są darmowe, to tym razem przeznaczono do sprzedaży kilka tysięcy biletów. Wstęp nadal jest wolny, ale kto chciał, mógł zapewnić go sobie wcześniej, razem z brakiem konieczności stania w kolejkach. Wszystko to zmiany na plus, który usprawniły IEM i ułatwiły życie kibicom.
Co nie znaczy, że kolejek w ogóle nie ma. Kibice, którzy przyszli bez biletów, przyznają, że musieli swoje odstać - nawet 2-3 godziny - by dostać się do środka. W sobotę w środku było w jednym momencie ponad 8000 widzów. Spora grupa, której nie udało się dostać do Spodka, obserwowała zmagania na umieszczonym przed nim telebimie. Nie odstraszała ich nawet wietrzna i chłodna pogoda.
Fani esportu przed spodkiem, fot. Adela Sznajder
Górą nasi! Choć "oficjalne" dyscypliny Intel Extreme Masters to League of Legends i StarCraft 2, to jednak my najbardziej powinniśmy cieszyć się z rozgrywek w Counter-Strike: Global Offensive, które odbywają się tu niejako "gościnnie", w ramach EMS One Katowice. Jeszcze w piątek jedyna polska drużyna w turnieju - Virtus.pro - pewnie, wygrywając oba mecze, wyszła ze swojej grupy. W sobotę najpierw w ćwierćfinale pokonała 2:0 francuską LDLC.com, a potem w emocjonującym półfinale wygrała 2:1 ze szwedzką LGB eSports. Polacy są w świetnej formie i w niedzielę będą mieć poważne szanse na zwycięstwo. W finale komputerowych pojedynków terrorystów z antyterrorystami Polacy zmierzą się ze szwedzką drużyną Ninjas In Pyjamas. Jest o co walczyć, bo pula nagród w turnieju wynosi ok. 750 tysięcy złotych.
Virtus.pro cieszy się ze zwycięstwa w półfinale (kadr z oficjalnej transmisji)
Europa kontra Korea Emocji nie zabrakło także w innych turniejach. Jedyny Polak w zmaganiach League of Legends odpadł niestety szybko, bo jego drużyna, Millenium, nie wyszła z grupy A. Z niej odpadła także chińska Invictus Gaming, a dalej przeszły: europejska Fnatic i koreańska KT Rolster Bullets. Z kolei z grupy B wyszły: amerykańska Cloud 9 i rosyjska Gambit Gaming - ci drudzy to absolutni ulubieńcy spodkowej publiczności.
W półfinałach Fnatic zmierzył się z Cloud 9, a Gambit z KTB. W tym pierwszym spotkaniu to europejska drużyna była lepsza, wygrywając 2:1. Choć w drugim meczu trochę się pogubiła, to w trzecim pokazała już klasę i zmiażdżyła przeciwnika. W drugim półfinale Gambit przegrał 0:2 z KTB. Nie zabrakło jednak wielkich emocji: pod koniec drugiego spotkania wydawało się, że Rosjanie są w stanie odrobić spore straty i doprowadzić do remisu. Niestety, mimo gorącego dopingu publiczności, nie udało się.
Kibice Fnatic na trybunach, fot. Adela Sznajder
Wynik finału Fnatic - KTB jest ciężki do przewidzenia. Obie drużyny prezentują podobny, wysoki poziom. Emocji z pewnością nie zabraknie. Jest o co walczyć - pula nagród w turnieju to ok. 450 tysięcy złotych.
Korea kontra Korea [StarCraftowe zmagania komentuje dla Was Łukasz Józefowicz z serwisu technologie.gazeta.pl.]
W tym roku podczas rozgrywek StarCrafta 2 nie obyło się bez znakomitych i niestandardowych zagrywek. Koniecznie należy zwrócić uwagę na 6 Collossi build Deara, który totalnie zaskoczył w ćwierćfinale Polta (choć ostatecznie wygrał go jednak ten drugi). Poza tym mogliśmy zobaczyć znakomite granie Protossem w drugiej i trzeciej grze Jjakji z sOs. Jednak dla mnie najbardziej ekscytujące momenty miały miejsce w meczach rozgrywanych pomiędzy Life a TaeJa. Pierwsza gra była długa, ale zwróćcie szczególną uwagę na to, co działo się w 25 minucie i na absolutne szaleństwo w 37 minucie.
To była dobra, wyrównana gra. W drugim meczu tego starcia TaeJa miał bardzo zły początek, ale uparcie walczył do końca i w pięknym stylu zagarnął dla siebie zwycięstwo. Z kolei w trzeciej Life zrewanżował się wspaniałym manewrem z Banelingami. Jeśli miałbym wskazać moje trzy ulubione gry z soboty, to byłyby to właśnie te.
Niestety, pomimo sporych emocji i fajnej atmosfery, StarCraft 2 staje się nieco przewidywalny. Tak jak każdy Terran zaczynał od standardowego otwarcia z Reaperem, tak wszyscy zawodnicy biorący udział w zmaganiach pochodzili z Korei Południowej - jedynym "rodzynkiem" był Szwed NaNiwa, który odpadł jednak już na samym początku. Obawiam się, że ten brak różnorodności negatywnie wpływa na popularność gry. Po raz kolejny StarCraft 2 był zepchnięty trochę na bok przez League of Legends. Muszę przyznać, że jest mi z tego powodu trochę przykro i nawet przemiły pan z megafonem, który po starcraftowej stronie Spodka próbował podgrzewać atmosferę, niewiele pomógł. Mam nadzieję, że nie jest to oznaką powolnego upadku starego giganta esportu.
Scena StarCrafta 2, fot. Adela Sznajder
Tak czy inaczej, z niecierpliwością czekam na grę finałową pomiędzy sOs a Her0. Jest o co walczyć: zwycięzca zgarnie ok. 300 tysięcy złotych.
Niedziela W niedzielę finały katowickiego IEM-u rozpoczynają się ok. 13:00. Tym razem scena nie będzie już podzielona na poszczególne dyscypliny, a rozgrywki nie będą toczyć się symultanicznie. Najpierw obejrzymy finał Counter-Strike'a (szczególnie nas interesujący), potem StarCrafta 2, a na koniec League of Legends. Trzymamy kciuki za Virtus.pro!
Tomasz Kutera, Łukasz Józefowicz, wideo: Paweł Kamiński