Pamiętacie jeszcze strzelanki z dawnych lat? Te w które zagrywaliśmy się na ośmio- i szesnastobitowcach, w których końcowym bossem najczęściej byli rodzice, każący wreszcie iść spać, jak i te na automatach, w których rolę bossa przejmował pan z budki, odmawiający kolejnego żetonu na ciąg dalszy? Były piekielnie trudne, wymagały nadludzkiego refleksu i precyzji, bez litości karały za błędy mierzone w ułamkach sekund i pikseli - ale też kiedy w końcu opanowało się grę do perfekcji, z układami wrogów i zachowaniami bossów zapisanymi w pamięci mięśniowej, odpłacały za to niesamowitą satysfakcją i szacunkiem na podwórku.
Najkrótszą recenzją Hydorah jest to, że pozwala przeżyć te same emocje, co dawniej, w oprawie, która nie sprawia wrażenia ramoty. Autorem gry jest Locomalito, młody Hiszpan w ewidentny sposób owładnięty nostalgią za początkami elektronicznej rozrywki. Jego dzieło to duchowy spadkobierca R-Type i Gradius, czyli trudna strzelanka w której lecimy statkiem kosmicznym od lewej do prawej, rozbudowujemy swój arsenał i eksterminujemy setki przeciwników, co jakiś czas ścierając się z ogromnym bossem.
Tylko tyle? Aż tyle, bo po Hydorah widać, że jej autor kocha klasyczne strzelaniny, sam spędził dzieciństwo w budzie z automatami, a tworząc swoje dzieło, dopieścił je tak, by stało się godnym następcą klasyków gatunku. W rezultacie pod względem grywalności i jakości wykonania Hydorah śmiało może konkurować z komercyjnymi projektami.
Grafika jest rozpikselowana, ale bardzo estetyczna. Nawiązuje do klimatów szesnastobitowych w dobrym stylu: szeroka paleta barw (miła odmiana po buro-brązowych strzelankach obecnej generacji), mnóstwo szczegółów, każdy poziom ma swój nastrój. Za chiptune'ową muzykę odpowiada Gryzor87, artysta tworzący w stylu retro, a jako bonus ścieżkę dźwiękową z gry można pobrać za darmo stąd.
Jeśli idzie o samą warstwę rozgrywki, to trzeba otwarcie powiedzieć - Hydorah, wzorem swoich poprzedników, nie rozpieszcza gracza. Początkowo poległem już na pierwszym poziomie. Wprawdzie gracz ma do dyspozycji trzy zapisy stanu rozgrywki, ale muszą mu one wystarczyć na całą grę, co i tak oznacza konieczność wielokrotnego podchodzenia do dalszych, jeszcze trudniejszych poziomów. Przygotujcie się zatem na częste powtórki oraz okazjonalne okrzyki w rodzaju "Ale jak to?!" (plus ozdobniki).
W odróżnieniu od często niechlujnych wydań gier niezależnych (goły plik wykonywalny, brak instrukcji, bugi), Locomalito doszlifował także ten aspekt Hydorah - na stronie gry możemy pobrać obraz iso z instalatorem, instrukcję, dwie wersje plakatu, okładkę na DVD i dokument o jej tworzeniu. Pod tym względem Hydorah prezentuje się lepiej niż niektóre komercyjne gry, które kupiłem w cyfrowej dystrybucji.
Jeśli tylko macie trochę wolnego, to ściągnijcie Hydorah i postrzelajcie sobie trochę do złych obcych. Naprawdę warto.
Bartłomiej Nagórski