Hunted: Demon's Forge - recenzja

Hunted: Demon's Forge - recenzja

marcindmjqtx
16.06.2011 18:35, aktualizacja: 30.12.2015 14:04

Ileż to już razy dźgaliśmy zielone potwory ostrzem magicznego miecza. Sto? Tysiąc? Brian Fargo za sterami projektu pozwalał wierzyć, że Demon's Forge nie będzie bezpłciową kopią sprawdzonych rozwiązań. A jednak.

Hunted nie ma problemu z przynależnością gatunkową - to najczystszej krwi siekanina, w której dwójka bohaterów przebija się przez kolejne poziomy, by stawić czoła Złemu i dopisać ostatni rozdział niezbyt efektownej historyjki. Świat gry to typowe mroczne fantasy, w którym rasę ludzką ciemięży horda goblinów, miasta nieustannie płoną, a horyzont usłany jest zwisającymi z gałęzi wisielcami. Niestety scenarzyści postanowili nie zawracać nam głowy fabułą, która zmuszałaby do wysiłku intelektualnego i postanowili, że wymówką do wyprawienia bohaterów na misję będzie tajemnicza, mówiąca głosem Lucy Lawless Seraphine - pozbawiona źrenic i stanowczo zbyt blada istota, której nikt normalny na pewno by nie zaufał. Najwidoczniej wizja bogactw czekających na końcu przysłoniła E'larze i Caddocowi zdrowy rozsądek.

Dwójka bohaterów jest do bólu klasyczna. Do dyspozycji mamy szyjącą z łuku jak z karabinu maszynowego elfkę oraz łysego i wytatuowanego twardziela, który potężnymi machnięciami topora rozpłata na pół każdego, kto znajdzie się w zasięgu. Przynajmniej w teorii, ale o tym później. Warto zaznaczyć, że grę można przechodzić samemu, ale rozbudowane ustawienia dotyczące rozgrywki przez sieć zachęcają do kooperacji z żywym graczem - nieważne, czy siedzącym na tej samej kanapie, czy poznanym za pośrednictwem Internetu. Dobrym pomysłem jest umieszczenie w grze co jakiś czas kamieni, pozwalających na szybką zmianę postaci - początkowy wybór w niczym nas nie ogranicza.

Wojtek Kubarek: Mówi się, że każda gra, choćby nie wiadomo jak słaba, w trybie kooperacji daje dużo przyjemności z grania. Z Hunted: The Demon's Forge tak niestety nie jest. Pominę takie aspekty jak słabej jakości grafika czy praktycznie nieistniejące zróżnicowanie przeciwników. To co najbardziej boli podczas gry od inXile to źle zbalansowane postacie i niesamowita ilość błędów i glitchy, które notorycznie przeszkadzają w rozgrywce. Podczas napisów końcowych miałem łzy w oczach. Łzy szczęścia, spowodowane tym, że już nigdy więcej nie będę musiał w to grać.

I dobrze, bo gra E'larą jest zdecydowanie ciekawsza, niż jej kolegą. Myśląc o potencjalnych wadach Hunted, naprawdę nie spodziewałem się, że autorzy nie będą potrafili zrównoważyć dwóch stworzonych przez siebie postaci. A jednak.

Gra łuczniczką najczęściej przypomina strzelaninę, w której rozprawiamy się z przeciwnikami zanim zdążą do nas dojść. Szybka seria strzał targająca ciałem potwora sprawia sporo frajdy, podobnie jak efektowny headshot. Problem zaczyna się, gdy przeciwnicy wylegną na planszę w hurtowej ilości i uda im się dojść do bohaterów.

W teorii Caddoc powinien ich zmiażdżyć, w praktyce okazuje się jednak, że studio inXile straszliwie pokpiło system walki w zbliżeniu. Dość powiedzieć, że choć obie postacie można uczyć dodatkowych umiejętności i czarów, to machanie żelastwem wygląda tak samo od początku do końca gry. Arsenał jest przeubogi, magiczna broń słaba, a autorzy nie wpadli na pomysł, by nauczyć bohaterów nowych ciosów czy combosów. Walka bronią białą sprowadza się więc do nudnej, bezmyślnej siekaniny co chwilę „urozmaicanej” denerwującym błędem gry. Niby możemy zasłaniać się tarczą, ale jest spore prawdopodobieństwo, że gra postanowi ignorować jej istnienie. Caddoc może i potrafi wykorzystać magię do uniesienia przeciwników, by wystawić ich na cel E'larze, ale zwykle i tak zablokują się w elementach otoczenia. To dwa denerwujące przykłady, ale zapewniam, że gra ma w zanadrzu więcej podobnych niedoróbek.

Na dobrą sprawę Hunted oferuje nam tylko kolejne „sale śmierci”, do których nieustannie wrzuca coraz większe fale tych samych przeciwników. Nie są oni specjalnie zróżnicowani, więc przez piętnaście do dwudziestu godzin przygody na pewno zdążą się Wam znudzić. Gdyby jeszcze robili wrażenie wizualne... Niestety, autorzy zabawili się w recykling modeli postaci, więc w późniejszych etapach na drodze dwójki bohaterów stają te same gobliny co na początku, wzbogacone tylko o białe czy czerwone ozdobniki. Bossowie? Owszem, czasem na nich trafimy, ale walki najczęściej zmieniają się w litanię przekleństw prowokowanych przez kolejne błędy gry, która nie ma żadnych oporów, by oszukiwać graczy. Nawet normalny poziom trudności może dla niektórych okaże się za wysoki.

Na tle swoich przeciwników E'lara i Caddoc wyglądają całkiem interesująco. Osobowości bohaterów często dają o sobie znać, ubarwiając nie tylko przerywniki, ale też samo podążanie liniowym szlakiem, przygotowanym przez deweloperów. Bynajmniej nie jest to zapatrzona w siebie parka, gotowa rzucić się za drugim w ogień. Pierwsze skrzypce gra tu dowcipna elfka, gotowa bez namysłu stawić czoła niebezpieczeństwom. Mówiący głosem Grahama McTavisha Caddoc sprawia wrażenie zmęczonego życiem, wycofanego wojownika, który widział już za dużo śmierci i nie podziela entuzjazmu swojej koleżanki. Lubi jednak pieniądze i to przede wszystkim one motywują go do walki.

Tym większa szkoda, że potencjał czający się w kooperacyjnych akcjach nie został tu należycie wykorzystany. Owszem, czasem Caddoc krzyknie, by E'Lara zajęła lepszą pozycję strzelecką, ale nie znajdziecie w grze naprawdę ciekawych przykładów kooperacji. Co ciekawe, autorzy chyba zdawali sobie sprawę z tych niedociągnięć, bo postacie potrafią rzucić pod nosem kąśliwą uwagę np. o tym, że w pojedynkę nie dałoby się nigdzie dojść (większość drzwi można otworzyć tylko we dwoje).

Brak ciekawych pomysłów jest w Hunted bardzo, ale to bardzo widoczny i obok technicznych błędów i wpadek najbardziej przyczynia się do miernych wrażeń płynących z monotonnej siekaniny. Jest jeszcze nierówna grafika, która tak naprawdę nigdy nie pokazuje mocy konsol i raczej odpycha burą paletą barw, powtarzanymi do znudzenia teksturami i brakiem detali, niż zachęca do rozglądania się po okolicy.

Werdykt Hunted nie jest dobrą grą. Na łopatki rozkłada ją przede wszystkim monotonia rozgrywki i brak pomysłów, które sprawiałyby, że chce się przeć naprzód. Po pierwszych trzech godzinach widziało się w zasadzie wszystko, co autorzy mieli do zaoferowania. Owszem, gdy kod przestanie sabotować poczynania graczy, zdarza się, że walka wygląda efektownie, a eksterminacja kolejnych fal przeciwników sprawia przyjemność. Niestety, prędzej czy później coś znowu idzie nie tak, a człapanie po bliźniaczo podobnych korytarzach zwyczajnie przynudza. To pozycja tylko dla największych fanów gatunku, ale nawet im radzę poczekać, aż cena znacznie spadnie.

Maciej Kowalik

Ocena 2/5 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku, tylko, jeśli nie ma niczego innego do grania).

Deweloper: inXille Entertainment Wydawca: Bethesda Dystrybutor: Cenega Data premiery: 3 czerwca 2011 PEGI: 18

Grę do recenzji dostarczyła firma Cenega

Nie zgadzasz się? Napisz swoją recenzję.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)