Humanity – recenzja. Dziwna gra, której niczego nie brakuje
Już po kilku chwilach spędzonych z Humanity można zauważyć, że ta gra ma to, czego bardzo brakuje dzisiejszym tytułom wysokobudżetowym. I wcale nie chodzi tu o tłumy postaci, których na próżno szukać w gigantycznych i zarazem podejrzanie pustych światach. To znaczy, nie tylko o to.
Pewnego dnia główny bohater produkcji od niezależnego studia tha.ltd budzi się jako mały biały pies. Co więcej, czworonóg słyszy dziwne głosy z zaświatów. Głosy te nakazują mu przejąć kontrolę nad tłumami ludzi, którzy – delikatnie to ujmując – nie mają w życiu większego celu poza tępym podążaniem przed siebie.
Ludzie ci może i noszą kolorowe ubrania, ale w rzeczywistości są jedynie (bardzo) ciemną masą. Robią dosłownie wszystko, co się im każe, choćby był to pomysł z gatunku tak bezsensownych, że bardziej już się nie da. I tak na przykład można sprawić, że będą chodzili w kółko – albo nakłonić ich do rzucania się w dół na beton.
Opis brzmi cokolwiek dziwnie, ale trzeba przyznać, że Humanity niesie ze sobą jakąś smutną prawdę. Bo tak przecież jest, że jeden szczeka, a reszta leci. Totalnie bezrefleksyjnie – bez cienia podejrzeń, że za wielkimi obietnicami i wspaniałymi ideami kryje się trampolina z betonu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z pana to złoty człowiek
A jednak główny bohater nie należy do istot złych i zepsutych. To znaczy można sobie trochę ludzi postrącać, jeśli mamy takie życzenie i chęć – bo i tak cały czas przychodzą kolejni (ależ to okrutne brzmi). Ale generalnie misją postaci jest prowadzenie tłumów do światła. Trzeba to zrobić na dziewięćdziesięciu planszach.
Generalnie poziomy są zróżnicowane i z ciekawością przechodzimy do kolejnych, by odkryć, co jeszcze przygotowali dla nas twórcy. Czasem na przykład trzeba użyć wentylatora, by wywiało nam ludzi w dalsze miejsce; innym razem przeprowadzamy tłum przez zbiornik wodny.
Sytuację nieco komplikują porozmieszczani na planszach Goldies. To także ludzie, tyle że trochę więksi od standardowych – no i, jak sama nazwa wskazuje, złoci. Aby ich zgarnąć, trzeba przejść obok nich. A zgarniać ich trzeba, bo za to odblokowujemy poziomy – i dostajemy różne nagrody, w tym kosmetyczne – jak na przykład kapelusze czy sweterki dla ludzi. Jejku, jak słodko.
Humanity prowokuje nas do ciągłego wytężania szarych komórek w imieniu ciemnego ludu. W końcu w naturze nic nie ginie: jeśli ktoś nie potrafi myśleć, ktoś inny prędzej czy później zrobi to za niego. I chyba ta konieczność główkowania i rozwiązywania problemów sprawia, że od tego indyka naprawdę trudno się oderwać. Syndrom ostatniego poziomu ma się tu nadzwyczaj dobrze.
Efekty uboczne opętania
Bezwolna masa sunie przed siebie, a my kierujemy nią, ustawiając proste komendy w wybranych miejscach na planszy. Na początku do wyboru mamy tylko kierunek, w którym ludziska mają podążać i skok, a później dostajemy też inne polecenia. W wersję na PS5 można grać bez większych problemów – sterowanie jest proste i intuicyjne. Twórcy pokusili się nawet o wykorzystanie haptycznych wibracji z DualSense.
A jednak ideałów nie ma – mam małe zastrzeżenie do dwóch rzeczy. Jedną ze zdolności, jakie nabywa pies niedługo po rozpoczęciu gry, jest opanowywanie ciał ludzi i możliwość przeskakiwania pomiędzy nimi. Staje się nam to potrzebne głównie w sytuacjach, gdy chcemy dotrzeć do jakiegoś trudno dostępnego miejsca na mapie, ale nie wiemy, jak to zrobić.
Główna postać nie może wspinać się po ścianie i latać przy pomocy wentylatora, ale ludzie już tak. Opętanie kogoś sprawia, że wędrujemy wraz z nim. Ale aby wejść w czyjeś ciało, bohater musi dwa razy podskoczyć – i rzecz w tym, że czasem w takich sytuacjach ląduje nie tu, gdzie chcemy. Podobnie wygląda wychodzenie z ludzi: psiak wyskakuje w losowym miejscu lub po prostu wypada z planszy.
Zdarza się to rzadko, ale jednak się zdarza. Istnieje jakaś szansa, że trochę lepiej działa to na pececie. Natomiast drugą rzeczą, do której ewentualnie można się przyczepić, jest praca kamery. Widok dowolnie przybliżamy, oddalamy i obracamy. Sporadycznie jednak kamera potrafi nam zaskoczyć, pokazując niekoniecznie to, co zamierzaliśmy aktualnie zobaczyć. Ale i tak mogło być znacznie gorzej.
Zaraz wszystkich poustawiam
Nie sposób nie wspomnieć o wyjątkowo przystępnym kreatorze poziomów. Na razie mamy jedynie dostęp do wersji beta, ale tu naprawdę jest co robić – możemy stworzyć sobie własną planszę do prowadzenia ludzi, decydując dosłownie o wszystkim: o ustawieniu Goldies, o dostępnych komendach, o kolorze tła czy o czymkolwiek innym.
Obsługi kreatora uczymy się dosłownie w dwie minuty. Samouczek trwa bardzo krótko, a gdy już uzyskujemy dostęp do narzędzi, ze zdziwieniem stwierdzamy, że potrafimy tu zrobić wszystko. I, co najważniejsze, budowanie plansz na padzie nie nastręcza większych trudności. I za to brawo dla autorów.
Audio-wideo
W Humanity rozbrzmiewa tajemnicza – miejscami nawet dziwaczna – muzyka. Natomiast jeśli chodzi o kwestie wizualne, to należy pamiętać, że mamy do czynienia z mniejszym projektem. Grafika jest prosta, a miejscami po prostu schematyczna. Ale właściwie to fajerwerki nawet by tu nie pasowały – w sumie taka betonowa asceza na swój sposób wzmacnia siłę przekazu.
Centralnym punktem na ekranie jest oczywiście mapa, a wokoło roztacza się pusta przestrzeń, gdzie spadają źle pokierowani ludzie. Widzimy betonowe bloczki, garść choinek, parę krzaczków, kilka ścian do wspinania – i tyle. A mimo to cały czas trudno pozbyć się wrażenia, że tej grze nie brakuje niczego. Tak, wiem – nie ma tu polskiej wersji językowej. Ale nie ma tu też za wiele tekstu do czytania. Bo Humanity głównie gameplayem stoi.
Większość tytułów AAA boryka się z problemami z płynnością na premierę. Indyk o ludziach jest niewielką produkcją, więc chyba nikt nie spodziewał się spadków FPS-ów. I słusznie, bo czegoś takiego tu nie doświadczamy – pomimo że przez planszę przewijają nam się setki postaci.
Porywa tłumy
Doświadczenie uczy, że gry wysokobudżetowe mogą być przepiękne, ale potwornie nudne – to obecnie staje się jakąś dziwną regułą. Tymczasem deweloperzy z tha.ltd zaserwowali nam produkcję tak bardzo inną, bo prostą i oszczędną w środkach wyrazu, ale za to z ciekawym pomysłem i diabelnie wciągającym gameplayem. I stał się cud, i światło zabłysło. Mnie kupili. I mam nadzieję, że tłumy innych osób też.
- wciąga!
- oryginalny pomysł na grę
- muzyka
- przystępny edytor poziomów
- pies może czasem skoczyć nie tam, gdzie chcemy
- rzadko: problemy z kamerą
Grę testowaliśmy na PS5. Kod do recenzji dostarczył wydawca.
Dagmara Kottke, współpracownik Polygamii